1

środa, 19 stycznia 2011

L jak Love odcinek 2

Marek z radością i niedowierzaniem patrzył na ekran swojego Iphona. ".. tu Paweł"
- Paweł, Pawełek. Tylko ucięło wiadomość, chyba gubi zasięg. Zejdę na dół, przed galerię i zadzwonię.
Nie czekając zbiegł po jadących w górę schodach ruchomych. W biegu mijał obojętnie wystawy sklepowe. Nawet nie spojrzał na zielonookiego bruneta stojącego pod SuperPharmem. Jeszcze tylko drzwi obrotowe i już był na zewnątrz. Na styczniowym niebie zza chmur przedzierało się słońce. Marek schował się przed gwarem ulicy w rogu przy samym wejściu. Odruchowo odpalił papierosa - w takiej podniosłej chwili moja wrażliwa cera będzie musiała znieść ten wybryk - i na dotykowym ekranie wykręcił numer do Pawła.
- No cześć.
- Jak dobrze słyszeć twój głos, nic ci nie jest? Czemu milczałeś? Martwiłem się. Po nocach nie spałem.
- Przepraszam ale byłem zajęty. Trochę zaniedbałem nasz kontakt ale teraz chcę to zmienić bo jesteś super.
- Oj nie przesadzaj, nie przesadzaj, hihihi - w tym momencie w Marku coś się złamało.Zdenerwowanie ustąpiło znanemu mu błogostanowi. Jego głos stał się niemiłosiernie przegięty a na policzkach pojawił się rumieniec.
- Będziesz miał coś przeciwko jak dziś wpadnę koło 18?
- Nie mogę się doczekać!
- To jesteśmy umówieni.
Marek zapomniał o odłożonej w sklepach garderobie i lekkim bólu w nodze. W słuchawkach zapuścił "I should be so lucky" i w podskokach poleciał do metra.


***
Marek mieszkał z mamą w trzypokojowym mieszkaniu na strzeżonym osiedlu.Ojciec zostawił ich gdy miał 12 lat i wyjechał z kochanką za granicę. Nie dbał o kontakt z synem ale też Marek wcale tego kontaktu nie szukał. Żal, który w sobie nosił nigdy się nie przedawnił. Nie potrafił sobie wyobrazić spotkania po latach na neutralnym gruncie.
Matka pracowała jako księgowa w dużej korporacji. Była w stanie utrzymać rodzinę i zaspokoić wszystkie zachcianki syna. Drogie prezenty, zagraniczne wycieczki, kieszonkowe na poziome średniej krajowej. Chciała w ten sposób zrekompensować mu brak ojca. Marek nadawał jej życiu sens. Przelewała na niego wszystkie uczucia, które zranił mąż.

- Marku, właśnie skończyłam obiad, zjesz teraz czy ci zostawić? Aaa, dzwoniłam do banku, podwyższą ci limit na karcie kredytowej dopiero od przyszłego miesiąca.
- Mamo, może wyjdziesz gdzieś wieczorem?
- Chcesz żebyśmy gdzieś poszli? Chętnie wybrałabym się na coś do kina. Wybierz nam coś. Może komedia?
- Sprawdzę co co grają ale ja nie idę.
- To po co mi proponujesz?
- No bo ty masz wyjść, Paweł przychodzi.
- Myślałam, że dałeś sobie z nim spokój, cały tydzień płakałeś przez niego. Teraz się nagle odnalazł?
- Nic nie rozumiesz i się nie znasz, przynajmniej nie zrobił mi bachora.
- Jak możesz... Nie odzywaj się do mnie wychodzę.
No to chatę mam wolną - pomyślał - nie chciałem w ten sposób ale mnie sprowokowała. Obiad jest więc jeśli Pawełek przyjdzie głodny to odgrzeję. A świece, cholera, chyba zużyłem wszystkie do aromaterapii przy wczorajszej kąpieli. No nic, obędziemy się bez.  To tylko oprawa dla rzeczy bardziej wzniosłych.

***
Nadeszła wielka chwila i zegar wybił osiemnastą. Marek poczuł jak z nerwów robią mu się zimne ręce. To oczekiwanie, niepewność. Nalał sobie szklaneczkę Brandy, wypił duszkiem i zjadł kilka Tic Taców, żeby nie było czuć. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Paweł!
- Marku, świetnie dziś wyglądasz. Mogę wejść?
- Wskakuj od razu do mnie.
Paweł miał trochę ponad metr osiemdziesiąt. Kruczoczarne włosy i zarost mocno kontrastowały ze śniadą cerą. Nie przejmował się za bardzo strojem, zwykłe szare spodnie, prosty czarny sweter. Wyglądał jak dziesiątki heteroseksualnych mężczyzn i chyba to w połączeniu z ponadprzeciętną urodą było kluczem jego powodzenia.
- Nowa pościel?
- To na specjalne okazje.
- Mówisz okazje?
W tym momencie wziął rękę Marka i wsunął sobie w krocze.
***
Paweł leżał na plecach, patrzył w sufit i palił papierosa. Obok, na wysokości klatki piersiowej wtulony Marek. W pokoju paliła się tylko lampka a z głośników sączył się Royksopp "Forever".
- Właściwie to chciałem się pożegnać.
- Pożegnać??? - jedno słowo obudziło Marka z sielanki.
- Tak, wracam do siebie, do Lublina.
- Co ty mówisz?
- Jeden kumpel mnie oszukał. Nie miał zdolności kredytowej i poprosił żebym wziął na siebie pożyczkę a on miał mi przelewać raty na konto. Płacił tak przez kilka miesięcy aż przestał. Nie odbierał telefonu. Poszedłem do tego mieszkania, które wynajmował. Współlokator powiedział mi, że wyjechał do Szkocji i też nie ma z nim kontaktu. Rata jest dość wysoka, nie jestem w stanie jej spłacać i utrzymać się w Warszawie.
- Może gdzieś to zgłoś.
- Gdzie? Kredyt jest na mnie.
- Nie zadbałeś o jakieś udokumentowanie tego, zabezpieczenie?
- Płacił, nie myślałem o tym.
- Przynieś jutro umowę, pokaże mamie, coś wymyślimy.
- Nie, nie mogę cię tym obarczać, to mój problem. Zresztą nie ma już czasu, sprawą zajmuje się windykacja, dzwonią, straszą komornikiem. To dlatego nie odbierałem.
- Nie widziałeś, że ja dzwonię?
- Byłem zbyt zdenerwowany. Wiem, że zachowuję się nieodpowiedzialnie zostawiając cię teraz ale nie mam wyjścia. Do końca tygodnia muszę im wpłacić 800 zł, inaczej sprawa pójdzie dalej. Nie mogę cię prosić o taką kwotę, zwłaszcza, że jeszcze nie oddałem ci poprzednich 400.
- Jakie to ma znaczenie, chce żebyś został.
- Nie mogę cie prosić. Wrócę do Lublina, tam jest fabryka, szukają ludzi. Będę pracował, mieszkał u rodziców i całą pensję oddawał na poczet kredytu. Jak mogę wymagać od ciebie byś mi pomagał?
- Dałbym ci już teraz te pieniądze ale nie mam.
- Nie masz?
- No nie, bo trochę za dużo wydałem na nowego kompa. Przyjdź jutro z tą umową kredytu.
- Chyba ją gdzieś zgubiłem, jutro chcę już jechać do domu.
- Zostań, jakoś zdobędę pieniądze.

Koniec odcinka 2

1 komentarz:

  1. JUŻ SIĘ NAWET DOMYŚLAM CO BĘDZIE DALEJ:-)
    BOHATER OCZYWIŚCIE SKOŁUJE KASĘ DLA SWOJEGO KOCHANKA A NASTĘPNIE MLODZIENIEC TEN PRZEPADNIE JAK KAMIEŃ W WODĘ,MAM RACJĘ?

    OdpowiedzUsuń