1

środa, 30 marca 2011

Trendy 11 - Chillwave

Nowy gatunek (albo scena muzyki), na razie robi zamieszanie wśród krytyków ale może już niedługo wyjdzie w jakiejś bardziej komercyjnej wersji na światło dzienne.
W nowy sposób łączy kilka elementów. Najbardziej charakterystyczne jest "psucie" dźwięku, obcinanie górnych i dolnych partii w taki sposób by wywołać wrażenie nagrania ze starej kasety magnetofonowej. Do tego brzmienie czerpiące z new romantic, wczesnego elektropopu, swobodne łączenie elementów, które w pierwowzorach nigdy się ze sobą nie spotkały, echa w wokalach i bardzo specyficzny,wręcz bajkowy, oderwany klimat. To wszystko jest spójne, chodzi o uchwycenie pewnej atmosfery. Krytycy są podzieleni a zdania skrajne. Od zachwytu i określania chillwaveu rewolucją po zarzuty kreowania taniego sentymentalizmu przez twórców, którzy nie pamiętają lat 80., idealizowanie pewnych zjawisk. Jeden z bardziej doświadcznych recenzentów napisał, że przez całe lata 80. walczył o szerokie pasmo, czysty dźwięk, jak najlepsze taśmy męcząc się z kasetowcami a teraz młodzi twórcy z niezrozumiałego sentymentu próbują uchwycić to co najbardziej go irytowało.
Osobiście rozumiem czemu właśnie tak istotne jest zepsucie nagrania. To coś zupełnie nowego w muzyce, to jak celowe spranie jeansu by dodać mu patyny. Od wielu lat interesuję się historią elektroniki i był taki czas, że sam bazowałem na starych nagraniach taśmowych. Często gdy w końcu docierałem do "czystej" cyfrowej wersji nagrania byłem zawiedziony, muzyka traciła coś nieuchwytnego, robiła się banalna. Właśnie to próbują odzyskać twórcy chillwaveowi.

czwartek, 24 marca 2011

Brokuły panierowane

zapraszam na nowego bloga: misiakotek.blogspot.com
To sekret siostry mojej przyjaciółki. Szybkie i proste danie, które sprawi, że każdy polubi te zdrowe warzywa.

Składniki:
- brokuły
- jako
- bułka tarta
-jogurt naturalny
- majonez
- przyprawy: pieprz, sól, chili, wegeta (lub inna tego typu z dodatkiem glutaminianu sodu ;))

Brokuły gotujemy w osolonej wodzie do 5 minut. Po ugotowaniu zanurzamy w rozmieszanym jajku i dokładnie panierujemy w bułce tartej wymieszanej z odrobiną Wegety. Smażymy na głębszym tłuszczu. Najlepszy sos to po prostu jogurt naturalny wymieszany z majonezem w proporcji 1:1. Na wierzchu sos posypujemy pieprzem i chili (przy odrobinie wprawy bardzo ciekawie to wygląda). Trzeba spróbować. Sam nie mogłem przekonać się do tego dania aż D. mi je przygotowała. Od tamtej pory robię je bardzo często i wszyscy są zachwyceni.

środa, 23 marca 2011

Świerzb???

Taa, brzmi egzotycznie? Pierwsza myśl - biedni ludzie w lepiankach gdzieś na skraju trzeciego świata, głód, brak podstawowych warunków higienicznych, pasożyty...
Ano niekoniecznie.
W okolicach października spotkałem się z jednym chłopakiem. Pierwsze spotkanie, rozmowa zeszła na sprawy moralności u osób homoseksualnych (ze mną nie ma fajerwerków ;)). Zasugerowałem, że czasem ta moralność jest ograniczona do strachu przed chorobami. Towarzysz dodał anegdotę. Ponoć w Warszawie "grasował" chłopak, zarażający środowisko tak egzotyczną chorobą jak świerzb. Zaśmiałem się ale... w pewnym momencie przypomniałem sobie jak znajomy wspominał o dziwnym uczuleniu, którego mimo leków nie może się pozbyć od kilku miesięcy. Na całej skórze poza twarzą zrobiły mu się swędzące czerwone krostki i strupki. Świąd nasilał się nocą do tego stopnia, że powodował bezsenność. Lekarz zasugerował uczulenie na wodę. Zaraz po spotkaniu skontaktowałem się ze znajomym i poprosiłem żeby jeszcze raz udał się do dermatologa i spytał czy to nie przypadkiem świerzb. Miałem rację.
Niedawno inny znajomy, który żadnym prawem nie mógł mieć styczności z tamtym kolegą skarżył się na dziwne uczulenie, wobec którego lekarze także są bezradni. Identyczne objawy. Drugi raz miałem rację... a te same "uczulenie" miały osoby, z którymi mieszkał...
Leczenie jest jednorazowe ale ominięcie któregokolwiek ze wskazań lekarza prowadzi do nawrotu choroby. Zarazić się można bardzo prosto. Mimo, że jest to choroba weneryczna wystarczy wytrzeć się ręcznikiem, którego używał chory, spać w tej samej pościeli albo założyć jego ubranie przylegające do ciała (samo pranie nie wystarczy do zabicia pasożyta). Objawy pokazują się dopiero po miesiącu od kontaktu z zarażonym. Lekarze przy diagnozie zwykle nie biorą po uwagę świerzbu, trzeba samemu dopytać.
Warto wiedzieć o jego istnieniu bo wszystko wskazuje na to, że w warszawskim środowisku ten mały pajączek robi się równie popularny jak chusty, rurki czy okulary Ray Ban.

sobota, 19 marca 2011

MEGALANS czyli klub muzyki ambitnej

W dzisiejszym odcinku zaprezentujemy utwór znakomitej polskiej wokalistki Shazzy. Piosenka ma drugie a nawet trzecie dno. Znalezienie aluzji między poruszającym do żywego refrenem "bierz co chcesz..." a sceną, w której wykonawczyni sprzedaje chleb a tak naprawdę swe serce amantowi, do którego żywi platoniczne uczucia to prościzna. Co chciała powiedzieć Shazza w 46 sekundzie teledysku, gdy  przeistacza się w Lorda Vadera, to dopiero wyzwanie dla prawdziwych intelektualistów! No i jeszcze motyw strajku w imię miłości, strajku, któremu przeciwstawia się nie pracodawca a ogarnięci konsumpcyjnym szałem amatorzy pieczywa...

czwartek, 17 marca 2011

Coming Out (hurtowo :P)

Ktoś kiedyś powiedział mi, że poziom "wyoutowania" jest wskaźnikiem rzeczywistego pogodzenia się z orientacją. W tamtych czasach uważałem, że to moja prywatna sprawa i mogę powiedzieć o niej komuś kogo dobrze znam i wiem, że nie zrobi z niej użytku. Cały czas miałem w pamięci chłopaka, z którym zaczynałem pracę, mówiącego o tym wszystkim napotkanym osobom. Pamiętam śmiechy za jego plecami, "uważaj na niego i się nie schylaj, ostatnio podchodzę a ten czyta sobie o Paradzie Równości...". Z jednej strony uważałem jego zachowanie za nierozważne, z drugiej gdzieś w środku zazdrościłem, podziwiałem odwagę.
Trochę później przyjąłem strategię - nie mówię ale nie ukrywam. Taka swoista hybryda, w której czasem dawałem lekko do zrozumienia, że jestem gejem ale kończyłem dyskusję gdy ktoś obcy zaczynał drążyć temat.
Tylko jaki to miało sens? Jakiś czas temu lepsza koleżanka, która już się domyślała opowiedziała mi historię pewnej dziewczyny, która także z nami pracowała. Spekulacjom nie było końca, wszystkie plotki i domysły zakończyły się gdy dziewczyna oświadczyła, że jest lesbijką.
Od trzech tygodni chodzę na terapię grupową DDA (co to jest?: http://www.dda.charaktery.eu/). Na początku każdy mówi z czym przychodzi, co było w tym tygodniu sprawą, która najbardziej go poruszyła. Tematy są naprawdę mocne. Tym razem uznałem, że zrozumienie przez grupę mojej sprawy wymaga wyznania, że wolę mężczyzn.
Gdy przyszła moja kolej zrobiłem się czerwony jak burak. Nie miałem odwagi spojrzeć wprost na nikogo z 20 osób na sali. Popatrzyłem w podłogę i wydukałem: chciałbym zacząć od tego, że jestem gejem bo to dość istotne dla zrozumienia sprawy, z którą przychodzę. Nagle zrobiło mi się tak niesamowicie lekko, poczułem, że klamka zapadła, teraz będę mógł być do końca sobą. Wyznanie zostało dobrze przyjęte, zebrałem pochwały za odwagę, zauważyłem, że dopiero po kilku minutach oderwałem wzrok od podłogi i odważyłem patrzeć się wprost na innych. Lekki i znów dumny z siebie a jednocześnie bliższy wszystkim pozostałym członkom grupy.

wtorek, 15 marca 2011

Bombik z wizytą: Klub Glam ;)

W sobotę do późnego wieczoru poznawaliśmy z Ulą małe klubokawiarnie schowane w podwórkach Krakowskiego Przedmieścia. Nigdy nie myślałem, że w jednym miejscu jest aż tyle lokali. Zaadaptowane w pawilonach handlowych z lat 60., jeden obok drugiego. Malutkie, ciasne i każdy to inny świat. Od klimatów typu Stachursky na cały regulator i panowie w odzieży sportowej z ich laskami do obrazka niczym z Indii. Wchodzimy a na podłodze siedzi towarzystwo i pociąga dym z fajek wodnych.
Tego dnia nie miałem humoru i nawet to zetknięcie z egzotyką nie pozwoliło mi zapomnieć wszystkich raniących słów jakie otrzymałem prawie w tym samym czasie od dwóch niezależnych, nie znających się nawet osób. U. podsumowała, że to jakaś plaga wylewania przez różne osoby wszystkiego co do mnie mają.... i potrzeba mi czegoś z grubszej rury.
Po 22 zadzwoniłem do K. i umówiliśmy się, że pójdziemy do klubu. Klub gejowski to miejsce, które zawsze omijałem szerokim łukiem... Kiedyś patrzyłem z pogardą wymieszaną ze strachem. Później uważałem, że moje pojawanie się w takich miejscach źle wpłynie na reputację a fakt, że nie muszę się wstydzić tego co robiłem i odcinać od czegokolwiek uważam za atut. Tego wieczoru uznałem, że pora się przełamać, zobaczyć i wybawić.
W towarzystwie K., M. i czterech koleżanek ruszyliśmy na "podbój" klubu o nazwie Glam. Już samo znalezienie wejścia jest pewnym wyzwaniem. Po prostu trzeba wiedzieć, że to tam i iść bardzo powoli bo klub nie jest oznaczony. W pewnym miejscu ulicy można zauważyć schody idące w dół. Lekko oświetlone ultrafioletem, nie rzucające się w oczy. Schodzimy. Pierwsze minuty w tym miejscu. M. od razu pomogła mi poczuć się pewnie "zobacz jak ten cię obczaja" :) Rzeczywiście pojawienie się nowej twarzy nie pozostało niezauważone. Jeśli chodzi o archotekturę najbardziej utkwiło mi w pamięci przejście na parkiet, przypominające korytarze z filmów SF z lat 80. W necie znalazłem zdjęcie.


Weszliśmy na parkiet. W takim zacnym towarzystwie od razu było mi raźniej i poczułem się pewniej niż w zwykłych klubach. Na podwyższeniu chłopaki zdjęli koszulki ale ludzie byli skupieni przede wszystkim na beztroskiej zabawie a nie poszukiwaniu potencjalnych partnerów erotycznych. Przez chwilę byłem zawiedziony :) Fajnie jest czasem powiedzieć nie ;)))) M. od razu zauważyła chłopaka, który podszedł no nas w tańcu i gapił się na mnie (a ponoć i ślinił :)). Później zacząłem przyglądać się otoczeniu i rzeczywiście kilku chłopaków wykazywało zainteresowanie. Znam różne spojrzenia, poznałem już i te :). Jaki ja jestem nieśmiały! Chłopak przyglądający mi się w ten sposób w tańcu z jednej strony dowartościowywał a z drugiej wywoływał rumieńce i zakłopotanie. Całą noc pracowałem nad przełamywaniem się, w końcu z taką obstawą sześciu dziewczyn nic mi nie grozi ;)
Małe podsumowanie. Klub jest bardzo fajny i nawet przystępny cenowo. Wejście gratis, 4 zł szatnia (od rzeczy więc warto się ograniczyć do jednej), 9 zł piwo z sokiem ;) Muzyka to głównie dance-pop (Lady Gaga, Rihanna....). Atmosfera miła, nie zauważyłem jakiegoś megalansu.
Jeśli chodzi o mnie...widzę niezbicie, że wyglądem nie odstaję od średniej. Jeszcze raz mogłem naocznie potrwierdzić to co już wcześniej słyszałem - moim największym atutem jest wzrost i wygląd heteroseksualnego chłopaka z sąsiedztwa. No i mam ciągle wielkie opory w uświadomieniu sobie, że mogę się podobać nieznanym mi ludziom.
Z parkietu zszedłem w okolicach godziny 4, dumny, że tak bardzo udało mi się przełamać, pokonać siebie. To była świetna decyzja.

poniedziałek, 14 marca 2011

Pytania i rozmowa

To są dwie cholernie ważne rzeczy. Każdy jest inny, każdy ma własne motywy. Obiektywna sytuacja jest tylko jednym elementem, dochodzi bagaż życiowy niesiony przez inną osobę, emocje i cały kontekst, które zna wyłącznie ta osoba. Czasem to samo zachowanie może w tej samej sytuacji oznaczać dwie różne rzeczy.

Ile sporów można uniknąć jednym prostym pytaniem. Czasem milczymy gdy nie rozumiemy zachowania drugiej osoby. Szczególnie bliskiej w sytuacji gdy to zachowanie nie pokrywa się z oczekiwanym. Już lepszym rozwiązaniem jest komunikowanie problemu. Tylko wtedy bardzo łatwo dodać własną interpretację. Tak prosto, nawet ze wsparciem innych osób ocenić czyjeś zachowanie. Pierwsza sytuacja rodzi frustrację, druga jest początkiem konfliktu.
Czasem może być już zbyt późno by po prostu spytać: Dlaczego tak zrobiłeś? Ze spokojem, pragnąc przede wszystkim poznania przyczyny czyjegoś postępowania. To się wydaje oczywiste ale wcale takie nie jest. W emocjach łatwiej walnąć coś z grubszej rury. Stwierdzić fakt, który faktem nie jest.

Tak się fajnie złożyło, że miałem okazję przerobić prawie identyczną sytuację od dwóch stron. Nieporozumienie, w którym ktoś ważny postąpił inaczej niż tego oczekiwałem i z góry oceniłem całość zachowania.
Kilka dni później dalszy znajomy ocenił moje zachowanie, którego nie rozumiał i z góry dodał własną interpretację. W tym drugim przypadku wiedziałem czemu właśnie tak się zachowałem, nie było w tym żadnego elementu ocierającego się o winę, złą wolę. Wystarczyłoby jedno pytanie. Zamiast tego dostałem oskarżenie... połączone z ogólnym stwierdzeniem, że bardzo się zmieniłem na niekorzyść (!!!...)
I znów wystarczyłoby pytanie z mojej strony: Czemu tak uważasz? Nieee ;) pojechałem z grubej rury z interpretacją zachowania tej osoby. Oczywiście nie pozostała mi dłużna. W ten sposób w jeden dzień bezwzględnie zakończyliśmy dość luźną znajomość. Strata niewielka ale bezsensowna.
Trzeba pytać!