Pierwsza noc. Boli jak cholera, dostaję kroplówkę z Ketonalem. Nie mogę się na niczym skupić, leżę sam w pokoju i patrzę w sufit. Nie zasnę, pustka, dziwna samotność z dala od ludzi, bez rzeczy, używek którymi mogłem zagłuszyć . Znów myśli o śmierci, nie strach tylko refleksja, że kiedyś znajdę się po raz drugi na pustej sali, tak samo bezsilny i bezbronny. Teraz wiem, że wyjdę, że to nic poważnego, wtedy nie będę miał okazji nic naprawić... I stanie się to równie nagle, nieoczekiwanie, za lat 60 albo jutro.
A czyściec? Jeśli istnieje to na pewno jest mieszanką tej samej wymuszonej bierności w bólu, tęsknoty. Możesz tylko czekać... Za późno.
"Czy pobyt tu odejmą mi od czyśćcowych mąk?" (ależ jestem głupi)
Jeśli założyć analogię do czyśćca ile takich nocy czeka na mnie po śmierci? Czy będą liczone z łez innych, które spowodowałem czy też ze zmarnowanych szans. Co zostawiam za sobą na świecie? Co do niego wnoszę? Co już wniosłem, co jeśli miałbym umrzeć dziś noc? Płaczę. Lek zaczyna działać, zasypiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz