1

środa, 31 marca 2010

1000 wejść

Kiedy założyłem Bloga pod koniec grudnia stałym wizytorem był mój przyjaciel Szloma, Piotrek no i może jeden kolega z pracy. Potem Sz. zrobił mi darmową (ale czasem jak mu zajdę za skórę to wspomina, że przestanie być darmowa :P) reklamaę na swoim blogu a i ja dla picu założyłem na chwilę konto na fellow z linkiem do bloga zmiast opisu.
Dziś liczba gości a właściwie odwiedzin dochodzi do trzech cyfr. Wiem, że w porównaniu z naprawdę poczytnymi blogami to nic ale dla mnie to niesamowicie miłe zaskoczenie! Chcę naserdeczniej jak tylko literkami potrafię podziękować Wam za zaglądanie tu!!!

wtorek, 23 marca 2010

Czolowiek

Jakiś czas temu w takim przemyśleniu pocieszałem się myślą, że niezależnie od sytuacji, miejsca systemu zawsze na swojej drodze spotykasz czy możesz spotkać innych ludzi.
Dziś miałem okazję doświadczyć takiej sytuacji! Nie pisałem o tym tu ale byłem od piątku w nienajlepszym stanie - co tu krywać chory.Myślałem, że samo przejdzie ale objawy z każdym dniem się pogarszały. Lekarz skierował mnie dalej do specjalisty i jak się okazałopotrzebny będzie zabieg. Leczę się prywatnie w ramach pakietu firmowego w bardzo dobrej przychodni ale jak się okazało tego zabiegu pakiet nie obejmuje... Czekał mnie wydatek ponad 300 zł.... gdybym chciał załatwić to w mojej przychodni. Z drugiej strony mogłem zapisać się do państwowego internisty po skierowanie do specjalisty (bo jak się okazuje prywatne skierowania nawet z najlepszych przychodni nie są honorowane), potem czekać na termin....
Postanowiłem pójśc na przypał do siebie. Wcześniej znajoma ostrzegła mnie, że miała podobny problem, też poszła do tej przychodni, leży na stole zabiegowym a tu lekaż jej krzyczy, że dopisze do rachunku coś prawie 400 zł...Oczywiście zwiała ze stołu :) a smutna prawda jest taka, że do dziś buja się z tym i czeka na temrin w państwowym szpitalu.
Wchodzę do więc do gabinetu... z uśmiechem przywitał mnie dość przystojny pan pod 30-stkę z południową urodą :)))) (wow, wow) - doktor jak się okazało, trochę pożatrował z mojego schorzenia i mówi, że to będzie poza pakietem. No to już chcę wychodzić i przyznaję, że w takim razie załatwie państwowo... Doktor mnie zatrzymał, uśmiechnął się szeroko i po chwili poprosił żebym poszedł do gabinetu zabiegowego i się przygotował!
Kiedy wychodziłem po udanym zabiegu nie wiedziałem co mu powiedzieć z wdzęczności ale jakbym go pocałował niekoniecznie uznałby to za pożadany dowód wdzięczności ze strony pacjenta.... zresztą w życiu bym się w mojej nieśmiałości nie odważył ale moja druga, gorsza natura projektuje najrozmaitsze wizję alternatywnych rozwiązań :)

Warszawa 2

Świetna wiadomośc dla miłośników warszawskiej architektury powojennej. Dzieło funkcjonalizmu Dom Handlowy SMYK odzyska dawną świetność. Budynek powstał 1948 roku ale wyniku pożaru w latach 70. został oszpecony niepasującymi a modnymi wówczas dymionymi szybami. Dzieło zniszczenia uwieńczyły ostatnie dwie dekady przynosząc jaskarawe kolorowe detale w przejściu na patrzerze i masę reklam.



Teraz budynek ma powórcić do stanu wg oryginalnego projektu włącznie z ogromnym neonem na elewacji od strony Alej i mozaikami, kórych nie dokończono przy budowie gmachu. Z tyłu budynku powstanie ekspresjonystyczny, współczesny naronżnik z ciekawymi detalami jak drzewo... roznące na trzecim piętrze.


niedziela, 21 marca 2010

Fit (któryś tam odcinek) :)

Hej że ho! Witam, pozdrawiam, całuję :) Dziś będzie króciótko a to z racji oponek. Tak się nastawiałem w piątek na to jedzenie oponek (pączków wiedeńskich dla niewtajemniczonych), że św. Józef zrobił mi psikusa i w rowerze przebiłem koło. Żarcik Świętego okazał się być trochę cięzszy niż się spodziewałem ale mogę podziękować za umartwienia.
Tak jak pisałem w piątek udałem się do serwisu, chłopaczek, któy tam obsługiwał śtwierdził że wszystko gra, szybciutko wymienimy dętkę i ju, opona OK, obręcz też więc ewno najechałem na krawęznik. Wyjechałem z serwisu a była już noc. Cztery pięc kilometrów i czuję, że przód trochę siedzi... guma. Wkurzony zaprowadziłęm rower na stojak w biurowcu i wróciłem do domu tramwajem.
Następnego dnia postanowiłem sobie, że jakieś głupie dętki a włąściwie dziury w nich nie będą krzyżowały mi planów. Zabrałem rower z powrotem do serwisu - głupi byłem i zamist zdjąć koło znów targałem w komunikacji cały rower. W serwisie to samo, inny chłopaczek też stwierdził że wszystko jest OK, może po prostu znów przebiłem i to tylko zbieg okoliczności, że po kilku kilometrów od wyjechania od nich. Wymienił a ja w międzyczasie nabyłem licznik. Sytuacja się powtarza, późny wieczór, ciemno, deszcz i mocny wiatr na otwartej przestrzeni (serwis znajduje się przy lotnisku Okęcie) 30 km od domu. Przejechałem dokłądnie tyle samo co poprzednio tym razem uważając na szkła, druty itp. Bach - flak po raz trzeci. Przypomniałem sobie sytuację z moim pierwszym komputerem. Sprzęt był używany i ciąglę bez końca coś się w nim psuło aż nauczyłem się sam przy nim wszystko robić co z czasem zaowocowało dobrą znajomością sprzętu i programów. Tym razem wkurzyłem się, władowałem rower do tramwaju i postanowiłem samemu to wszystko obejrzeć.
Dziś rozkęciłęm i znalazłem w oponie tkwiący kawałek szkła... Był zupełnie niewidoczy ale po sprawdzeniu gdzie jest dziura w dętce mniej więcej wiedziałem w jakim miejscu szukać uszkodzenia opony. Wymieniłem dętkę na specjalną wersję samonaprawiającą. A tak samonaprawiająca :). Według rysunków na opakowaniu gdy dętka ulegnie uszkodzeniu jakieś granulki, które krążą w śorku dętki pod ciśnieniem zalepiają dziurę. Warunkiem poprawnego działania jest tylko utrzymywanie w oponie wysokiego ciśnienia
Po naprawie zamiast biegać postanowiłem go przetestować na dłuższym dystansie, żeby w tygodniu nie mieć niespodzianek. Gdy wyszedłem zaczęlo padać ale nie będzie mi deszcz zmieniał planów.Pojechałem do Wilanowa. W czasie tych trzech godzin jazdy przmoełem do suchej nitki. Mimo wszystko cieszę się, że mogłem sprawdzić rower w tak ekstremalnych warunkach i pokonać trasę jaką sobie wyznaczyłem.
Dystans: 53 km

piątek, 19 marca 2010

Codziennik Treningowy

Stało się! Dzis po raz pierwszy dojechałem do pracy na rowerze. W trasie mogłem przygladać się jak miasto o poranku budzi się do życia. Ta świezość połączona ze sportową chemią, pięknym widokiem i świadomością, że gdybym wybrał się komunikacją, prawdopodobnie stałbym w dusznym tłoku, w wagoniku pod ziemią. Zatrzymałem się oczywiście na papierosa w Łazienkach, dziś nieopodal Pomnika Chopina. Później zjazd Belwederską, nabrałem prędkości... i bach.. nagle czuję, że przednie koło coraz bardziej siada... nagle opona wypadła z obręczy. Koniec. Za pomocą firmowego identyfikataroa jakoś nałozyłem oponę z powrotem i zaprowadziłęm rower na stację benzynową do kompresora. Dzięi przemiłemu panu z obsługi stacji nauczyłem sie jak pompować koła rowerowe na kompresorze, ile atmosfer... Minutę po napompowaniu całe powietrze spadło i zrozumiałem, że etka wymaga wymiany. Reszte trasy pokonałem w tramwaju a po pracy wsiądę z rowerem w autobus i wymienię dętke na trochę droższą ale odporną na przebicie.
Mimo wszystko dojazd do pracy rowerem uwazam za strzął w dziesiątkę. Od rana czuję się doskonale i mam mnóstwo energii. W ramach jednodniowego zawieszenia postu w związku ze wspomnieniem św. Józefa zakupiłem w pobliskim sklepie "Samopomoc Chłopska" pół kilo rurek z bitą śmietaną a teraz się nimi zajmuje :) Musze przyznac , że o słodyczach przypomniał mi Shawshank. Czytając jego wpisy gdzieś tam w głowie uruchomiły się wspomnienie o eklerkach więc złapałem gumę, poszedłem do sklepu po oponki i kupiłem rurki i z tym logicznym kalamburem Was zostawiam.

czwartek, 18 marca 2010

Klub mody i urody - Szmatowy Barok

W dzisiejszym odcinku drodzy klubowicze poznacie kilka ważkich przestróg aby nie zrobić z siebie klowna... i to za grube pieniądze.
Jeżdząc komunikacja miejską wszelkiej maści zauważyłem dość niepokojące zjawisko, któremu poddają się szczególnie panowie. Co do orientacji nie chcę się tu wypowiadać za nich - nie pytałem a przyzywczajam się do heteroseksualnych chłopaków w rurkach i gejów (których orientację znam z innych źródeł) w staromodnych szerokich, fantazyjnie spranych i bardzo drogich jeansach (może marka spodni jest bardziej clue w tym wszystkim, bo który heteroskesulny gość kupi jeansy za 600 zł???)
Zjawisko jest szczególnie widoczne po przekroczeniu pewnego wieku i tu nasuwają mi się dwa wytłumaczenia. Albo z jakiegoś (najczęściej mylnego) przeczucia utraty atrakcyjności wraz z wiekiem nasz delikwent otacza się coraz większą ilością ładnych (na wieszaku) i drogich rzeczy - błykotek, które przyćmią gaśniejący blask oczu. Drugie wytłumaczenie ekonomiczne - panowie Ci mogą sobie często pozwolić na więcej niż ich 20 letni rówieśnicy... no to pozwalają a wszystkie te buble potem na siebie zawieszają.


Powyższa fotka zjawiska zwanego po angielsku ovedressed jest i tak wersją bardzo optymityczną bo zawierająca modne elementy i spasowaną kolorytycznie przed stylistę.
Overdessed man form Warsaw najpewniej wybrałby spodenki z przetarciami i widocznym logiem Diesel, fioletową hustkę i tragiczne, niemodne ale opatrzone odpowiednim logiem duże okulary bez oprawek z tylko lekko przyciemnianymi szkłami, spod których mógłby puszczać zalotne spojrzenia :)
Czemu młodsi panowie tak fajnie potrafią skomponować coś z niczego? Czy to tylko kwestia młodości, która zdobi samą sobą. Nie wydaje mi się.
Jest taka zasada, która sprawdza się w wielu dziedzinach a napewno przy doborze strojów - mniej znaczy więcej.
Wyobraźmy sobie tego samego pana z fotografii, obranego i uczesanego skromnie z tymi oprawkami. Styl i klasa! Podobnie można zrobić z każdym z elementów. Wystarczy jeden akcent i tło od razu nabiera szyku. Spodnie rurki plus stare buty osiołki i wyciągnięty szary sweter, czarne spodnie , buty i kurtka plus chabrowa hustka... pomysłów mogą być tysiące. I jaka oszczędność!!!
To, że pewien minimalizm wcale nie musi być skromny i spokojny a wielbiciele szokującego looku też znajdą w nim coś dla siebie niech zilustruje poniższe foto


I na koniec prawdziwy mistrz minimalizmu a prywatnie moje wizerunkowe guru (nawet większe niż Pattinson ;) ) - Daffyd Thomas!!!

Klub mody i urody

Dziś rano powróciłem do mojego ulubionego stylu :). Od razu usłyszałem komentarze, że tak jest mi zdecydowanie lepiej - może to prawda, że niektórym ładniej w gładkich, grzecznych uczesaniach a inni muszą nosic na głowie szczurzy labirynt :)
Jesli Szanowny Klubowiczu chcesz strzelić sobie coś w ten deseń - zapraszam tu - http://coolmenshair.com/2009/12/edward-cullen-hair-styles.html, profesjonalna instrukcja krok po kroku w języku angielskim.



A tak wygląda po przygotowaniu - super fryz, wygodny, nie trzeba go oprawiać bo w ciągu dnia układa się sam i zawsze wygląda rewelacyjnie!

środa, 17 marca 2010

Klub Mody i Urody

Znów przeglądałem fryzurowego bloga... Tyle dylematów z powodu jakiś kłaków.Jeszcze raz przyjrzałem się fryzurom Pattinsona. Sam już nie wiem. Wyglądam w nich lepiej ale jest problem z układaniem rano. Na dole wpisu znalazłem linki "you may also like..." a w nich wystarzałowa propozycja uczesania, która zadaniem autora bloga powinna mi się spodobać skoro przeglądam Pattinsona.... Robert Smith hairstyle! Rulez :D ...

... chyba do tego to całe pindżenie zmierza

Wiosna

Wiosna nadchodzi ale jakoś nie może dojść... Czasem wracająć tak w zimnie do domu myślę. Nie żeby to był jakiś wyjątek gdy moja głowa pracuję ale wtedy myśli typu "już za godzinkę zrobie sobie przerwę na tosty" albo "moja nowa fryzura zebrała mało komplementów, może powinienem znów postawić włosy",  zajmują rzeczy bardziej wzniosłe i abstrakcyjne.
No więc jadąc tak w zimnym tramwaju w ipodzie poleciało Roxette i się rozmarzyłem. Jakby to było cudownie gdyby na koniec podróży czekało na mnie jego ciepło, uśmiech.... żeby się tak przytulić, znowu poczuć dotyk dłoni, oddech na szyi... Tylko czy serio chcę a jeśli chcę czemu mam takie opory żeby cokolwiek w tej sprawie zrobić... W marzeniach wszystko wygląda tak prosto choć rzeczywistość w pięknych chwilach potrafi naśladować sny.
Piosenka, któa od dwóch tygodni stale mi toważyszy i chyba będzie... aż marzenia nie będą potrzebne :)

wtorek, 16 marca 2010

Warszawa 1

Warszawa Powiśle to niezwykle efektowna warszawska stacja kolejowa wybudowana w 1963 r. według projektu Arseniusza Romanowicza. Budynek zbierał nagrody na całym świecie ale od lat 90. przez brak generalnego remontu popadał w ruinę -łatwo przeiwdzieć, że w tamtych czasach pradpopodobnie planowano wyburzyć istniejącą stację i postawić w jej miejsce coś bardziej współczesnego. Na szczęscie nie było na to środków. W ostanich latach zauważyłem bardzo fajną tendencję do przywaracania świetności ciekawym budynkom z lat 60. Tak było ze wschodnią ścianą ul. Marszałkowskiej- podupadłą przez chyba 20 lat dumą Warszawy czasów soca. Dzięki gruntownemu remonowi i dodaniu nowoczesnych rozwiązań architektonicznych wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Podobnie z Dworcem Warszawa Powiśle. Po ostatnim remoncie stacja prezentuje się wprost rewelacjnie!
Przed remontem:

 W dolnym wejściu nieużywaną kasę biletową zamieniono w kawiarnię
Nocą...
 A tak prezentuje się teraz wejście od Alej Jerozolimskich:

niedziela, 14 marca 2010

Fit 7

Kochani! Witajcie w kolejnym, siódmym już odcnku naszego programu krzewienia aktywnosći fizycznej w społeczeństwie. Fit ukazuje się zawsze w niedzielę a jego autor testuje najróżniejsze ciekawe sposoby na ruch, sport, zrzucenie paru kilo albo po prostu dobrą zabawę.
Tygodniowa przerwa nie była spowodowana nudą czy brakiem tematu - wręcz przeciwnie. Trochę czasu zajęło wcielenie w życie szaleńczego pomysłu, o którym napisałem tydzień temu, a mianowicie dojeżdżania do pracy rowerem.
Pierwszym i najważniejszym narzędziem jest sam rower i tu od razu się pochwalę. Po analizie różnych modeli i marek pod kątem  potrzeb, jakości a tez ceny wybrałem swoje dwa kółka. Czytałem w internecie, że rowery Decathlon mają bardzo dobry stosunek jakości do ceny i technicznie są porównywalne z kilka razy droższymi odpowiednikami znanych marek. Co więcej, nie opierają się na chińskich częściach, zarówno rama jak i soprzęt pochodzą z EU a w zalezności od wzrostu można wybrać rozmiar ramy od S do XL (może to ta analogia do rozmiarów odzieży zadecydowała o wyborze??? Jest to dla mnie o tyle ważne, że poprzedni rower maiałem z Kitaju i na wybojach wygięła mi się w tył rura od siodełka (no może dlatego,że byłem grubasek... :) ). Wybrałem model miejski, w kolorze ciemny grafit mat z pełnym osprzętem.

Po zakupie roweru kolejnym wyzwaniem stała się trasa. Po raz pierwszy wybrałem się do pracy w dniu zakupu. Mniej więcej wiedziałem, którędy mam jechać ale mniej więcej a dokładnie robi dużą różnicę... Gdzieś na wysokości Mokotowa wszystko mi się pokiełbasiło i klucząc miedzy przechodniami a chodnikami zapchanymi w samochodach się zgubiłem. Był póxny wieczór w okolicach 22 i nawet miejsca, któe widziałem już zza szyby samochodu z pozycji rowerzysty wyglądały zupełnie inaczej... Jakiś park, potem ogródki działkowe, ceglane pustostany w centrum Warszawy i ciemno... dopiero po chwili przypomniałem sobie, że rano jeżdzę w drugą stronę ulicą. Dzięki Bogu udało mi się dojechać i wrócić ale uznałem, że jeśli tak ma wyglądać codzienny dojazd to ja dziękuję... Nastepnego dnia dokładnie przeanalizowałem trasy na mapie. W Warszawie mamy bardzo dużo świetnych tras i ścieżek, problem tylko, że urywają się często w dziwnych miejscach i trzeba po prostu wiedzieć, że np dalszy ciąg jest za 200 metrów chodnika, albo trzeba zejśc po schodkach i za rogiem kamieniczki jest inna ścieżka. Jeśli ktoś serio planuje takie wyprawy na początek warto zajrzeć do serwisu ze wszystkimi ścieżkami i szlakami rowerowymi: http://trasy.info.pl/. Ten ogólnopolski serwis pokazuje nie tylko wydzielone ścieżki ale także odcinki chodnika i jezdni przenaczone do ruchu rowerów (trasy).
Okazało się, że ten sam odcinek do pracy mogę pokonać nie tylko prawie w całości na wydzielonej ścieżce, ale z pięknymi widokami jadąc najdłuzszą w Warszawie a może i w Polsce trasą "Szlak Nadwiślański". Niżej kilka miejsc, które mijam po drodze - z autopsji mogę tylko dodać, że wysiłek jest wart dla samych widoków.

 2. Mariensztat

 3. Park Agrykola
 Potem jeszcze Łazienki Królewskie, malownicza, biegnąca w dół Belwederska wraz ze wszystkimi zabytkowymi willami, w których mieszczą się ambasady i samym Belwederem a na koniec bardzo szybki odcinek wzdłuż trasy. W Łazienkach, które wypadają mniej więcej w połowie postanowiłem robić sobie przerwę na papierosa, za każdym razem na innnej ławce :)
Dziś rano się zważyłem i waga wskazuje ciągły wzrost:
waga: 85 kg
tłuszcz: 12,7%
Być może to efekt większej aktywności a co za tym idzie jedzenia, a może po prostu po miesiącach bez aktywności apetyt i duże ilości świeżego powietrza robią swoje. Mam na szczęscie oczy i lustro i znów widzę jak po śnie zimowym ogranizm się budzi, na nogach przez bieganie i rower zaznaczją się wszystkie ścięgna i łydki a brzuszek jest tylko fałdką skóry. Wynikó powyższych nie biorę do końca serio i przez cały czas nie mogę się nacieszyć tym nowym odkryciem pod tytułem rower jako środek transportu.

niedziela, 7 marca 2010

Fit 6

No i po treningu. Niestety nie udało mi się pokonać 20 km. Już na wysokości 7 km spadł mi cukier. Na szczęscie jestem przygotowany na takie atrakcje więc wstapiłem do spożywczaka i za specjalnie przygotowane 2 zł kupiłem batonik. Sytuacja powtórzyła się na 11 kilometrze a nie miałem na kolejnego batonika więc wróciłem autobusem do domu.
Trasa nad Wisłą jest przepiękna i można na niej spotkać wielu biegaczy. Widok i ta rześkość od rzeki są nie do opisania!
Dystans: 10,98 km
Kroki: 10752
Spalone kilokalorie: 939
A teraz tradycyjnie poranne wagowe pomiary:
waga: 84,5 kg (+0,9/ -1,5 kg od początku odchudzania)
tłuszcz: 12,7% (+0,7% / - 0,8% od początku odchudzania)
Skąd się wzięło to pogorszenie wyników??? Po pierwsze skończyły mi się płatki owsiane :)  a po drugie mogą to być te niewielkie wahania wagi związane z pomiarami w różnych warunkach. Zobaczymy jak będzie za tydzień i dwa :)

Fit 5

Witam gorąco w kolejnym odcinku naszego pamiętnika sportowo-odchudzającego :)
No więc zaczniemy od podsumowania wczorajszego treningu:
dystans: 9,67 km
czas: 1:04 h
kroki: 9122
spalone kilokalorie: 866
 Trasa należała do typowo wycieczkowych, biegałem za murmami warszawskiego ZOO (długi,prosty i mało uczęszczany odcinek) potem wzdłuż Wisły po praskiej stronie a na koniec przebiegłem Most Świętokrzyski podziwiając Warszawę skąpaną w słońcu przediwośnia i dobiegłem do okolic BUW gdzie trwa budowa Centrum Nauki Kopernik.


 Dziś wpadłem na nowy pomysł. Kiedy zrobi się ciepło mógłbym jeździć do pracy na rowerze. Są tylko  sprawy do przemyśłenia i rozwiązania. Po pierwsze dystans - jadąc samochodem policzyłem, że to ponad 20 km. Biorąc pod uwagę wydolność warszawskich dróg i komunikacji przejechanie tego odcinka w godzinach szczytu zajmuje około 1,5 do 2 godzin jazdy w megaścisku (komunikacja) lub stania w korkach (samochód). Przy założeniu, że jadę komunikacją muszę jeszcze liczyć się z codzienną wizytą na słynnym w całej Warszawie przystanku tramwajowym Wierzbno... Dla niewtajemniczonych w uroki tego miejsca - tłok jest zawsze taki, że połowa osób nie mieści się na górze i stoi na schodach przejścia podziemnego. Dopiero gdy nadjedzie tramwaj i po raz kolejny jakimś cudem uda mu się domknąć dzrzwi, ludzie stojący na schodach mogą wejść na poziom samego przystanku a ich miejsce zajmą kolejni pasażerowie wysiadający z metra... Z każdym rokiem jest tu coraz gorzej a na trasie tramwaju jak grzyby po deszczu powstają kolejne gmachy. Ich nowi pracownicy już wkrótce poznają to urocze miejsce i doświadczą co znaczy pół godziny superbliskości z nieznajomymi w przeładowanym wagonie. Nie pomogł nawet powrót trzywagonowych tramwajów, niewidzianych od czasu PRL. Poniżej zdjęcie, które mógłbym zatytułować "Wierzbno po godzinach" bo tak wygląda przystanek poza godzinami szczytu... Kilka razy widziałem jak ktoś nagrywał komórką film z porannymi scenami z tego przystanku - niestety nie udało mi się takowego odszukać w sieci.



Wracając do roweru - pamiętam z dawniejszych czasów, że gdy miałem rower z licznikiem, średnia prędkością jazdy jest 20 km/h czyli wygląda na to, że rowerem jest najszybciej. Inna sprawa to czy będę miał siłe na 40 kilometrów dziennie... W biurowcu mamy stanowiska rowerowe i prysznice dla rowerzystów,od samego wybudowania gmach był przedstawiany jako przyjazny rowerzystom i w ulotkach zachęcano włąsnie do takiej formy dojazdu do pracy. Nastepna sprawa - ubranie :) Buty się nadają bo nosze tylko sportowe, spodnie rurki z domieszkami elastanu też się sprawdzą. Gorzej z górą i napewno przyda się przynajmniej jedna zwykła bluza z kapturem pod syntetyczną kurtkę.
Dziś też będę biegał a długodystansową wytrzymałość poświęcę na znalezienie optymalnej trasy rowerowej. Z tego co widzę większość trasy będzie prowadziła przez długą na 37 kilometrów scieżkę "Szlak Wisły" prowadzącą z Bielan do Powsina, przy okazji zachaczając o piękne miejsca jak Łazienki.
Ostatnią sprawą jest sam rower i jego przechowywanie. Obawiam się, że może nie zmieścić się w moim pokoju, chyba, że po przemeblowaniu miałby stać w pionie. Jeżeli chodzi o zakup widziałem fajne rowery w Decathlonie, niestety nie znam jeszcze opinii użytkowników ale opierając się na sprzęcie do biegania z tego sklepu prawdopodobnie są dobrej jakości. Póki co kończę i ocenię na ile realny jest dojazd rowerem - a przy okazji pokonam dystans ponad 20 kilometrów (ile to policzy mi zegarek i jak wrócę wpiszę dokładne dane do dzienniczka treningowego na stronie.
Na koniec doskonały do wszlkiej aktywności, utrzymany w stylu oldskulowego house z początku lat 90. nowy hit "Love Me"

sobota, 6 marca 2010

Fit 4

W ćwiczeniach niebagatelną rolę odgrywa muzyka. Każdy ma swoje ukochane utwory, nastrajające do życia, działania czy zadumy. Nie wyobrażam sobie biegania bez kilku piosenek i w tym krótkim poście przedstawiam już trochę zapomniany przebój z roku 2005 - Sunset Strippers - Falling Stars.

piątek, 5 marca 2010

Mroźny dzień

Dziś rano obudziło mnie słońce wdzierające się blaskiem do pokoju. Pomyslałem jak to cudownie, że idzie wiosna. zaśpiewają ptaki... no i wykrakałem. Ledwo co zdażyłem jako tako ułozyć na głowie mój szczurzy labirynt i wróciła prawdziwa zima. Zimno, śniezyca... Kamczatka :) jak by powiedziała Pani Barbara - moja pierwsza znajmoma na Facebooku.

wtorek, 2 marca 2010

One Love

W blogu mam zwyczaj wrzucać piosenki mniej popularne ale udane. Tym razem zrobię wyjątek bo singiel One Love toważyszy mi ciągle i nieumieszczenie go byłby pewną luką w skarbach codzienności. Swiatowy hit parkietowy A.D. 2010 na dorby poczatek tego pięknego, słonecznego dnia :)