1

niedziela, 30 października 2011

Nowy Wspólny Blog Mój (Kotek) i Misiakosa

http://misiakotek.blogspot.com/

czwartek, 16 czerwca 2011

Skansen

We wtorek pojechaliśmy do niewielkiej miejscowości - Czerwińsk nad Wisłą. Czy ktokolwiek słyszał o tej mieścinie? Wystarczy zboczyć z trasy na Płock i i z każdym metrem robi się coraz dziwniej. Na początku zabudowa "współczesna" miesza się z ceglanymi budynkami z początku ubiegłego wieku. Następnie droga schodzi w dół przez las. Pojawiają się wyboje, stara balustrada pamiętająca czasy Gierka i... mniej lub bardziej regularnie odmalowywane farbą znaki drogowe, które obowiązywały przed 30 laty!
Gdy tylko skończy się las trudno uwierzyć oczom! Po obu stronach drogi oryginalne drewniane budynki z wyciętymi w drewnie ozdobami. Ani jednej oznaki współczesności. Ostatni akcent stanowi "rynek" - niewielki skwer z PRLowkimi kwietnikami z jedynym w miasteczku blokiem mieszkalnym z lat 60.,także nie odnawianym od tamtego czasu. Miasteczko zapomniane przez świat, w którym czas zatrzymał się 40 lat temu...

piątek, 10 czerwca 2011

Urodziny

Dziś moja siostra kończy 24 lata! Doskonale pamiętam kiedy byłem w jej wieku. Czasem zazdroszczę doświadczenia. Jeśli chodzi o sprawy uczuć, relacji mam wrażenie, że jestem dużo młodszy. Może naiwny a może po prostu bardziej ufny. Na pewno miałem znacznie mniej okazji by się przejechać na mężczyznach. Nie doświadczyłem nigdy poważnej rany. Wiele razy sam portafiłem robić z drobiazgów dramaty. Od pewnego czasu dzielę się z nią w pełni moim światem. Przyznałem się do orientacji i gdy widzi, że coś mnie gryzie (lub przeciwnie) moge opowiedzieć wprost. Najczęściej słyszę w odpowiedzi coś w stylu: "ale to jest problem czy co?"; "i tylko dlatego jesteś smutny???"... Nigdy nie myślałem, że złapiemy kontakt w tej sferze. Długo podejrzewałem, że się domyśla. W dniu gdy o wszystkim powiedziałem mieliśmy oglądać film Almodovara. Nie była zbyt chętna. Gdy dokonałem coming outu podsumowała: no w tej sytuacji to może być i Almodovar :))))
Dziękuję, że mimo trudności możemy być prawdziwym rodzeństwem!

sobota, 21 maja 2011

Tortilla

Dziś wyszła lepsza :)

piątek, 20 maja 2011

Wiatr w żaglach

Coraz częściej słyszę, że muszę mieć w życiu bardzo dobry okres. Podobno wyglądam na szczęśliwego. Ba, nawet jeden chłopak, z którym kiedyś się spotykałem przy naszej ostatniej rozmowie na gg, "wyczuł" jak to określił, że mam się bardzo dobrze.
Ile w tym prawdy? Jeśli wziąć pod uwagę to co się dzieje - nie mam za bardzo powodów. Tak gloryfikowane w dzisiejszym świecie finanse leżą i kwiczą a każdy list z banku otwieram nieufnie. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie pomógł mi przyjaciel. Ale to chwilowe. Nie miałem przerwy w zatrudnieniu ani jakiś szczególnych nieoczekiwanych okoliczności, jest dobrze. Trochę lekkomyślności... wstyd się przyznać ale w finansach sporo namieszały mi ostatnie poważne zmiany w modzie ;)
Generlanie wyskakujemy ze spodni rurek, długich płaszczyków z guzikami, kardiganków, okularaów typu Ray Ban Wayfayer. Zamiast tego krótkie kurtki, zamiast guzików suwaki, spodnie rozszerzane w biodrach albo ze ściągaczami, wszelkiego typu chinos i inne wariacje, zdecydowane kolory - tym razem wszystkie, najlepiej w niestandardowych połączeniach, t-shirty oversize, najlepiej w ciekawym, niespotykanym wcześniej kroju. To tak po krótce bo nie czuję się autorytetem w tej dziedzinie.
Wracając do tematu, coś rzeczywiście się we mnie złamało. Nic szczególnego się nie wydarzyło ale znów widzę cele jakie mam do zrealizowania i powoli zazynam do nich dążyć. To daje siłę i paradokslanie nawet gdy okoliczności nie sprzyjają wystarczy mi świadomośc, że cały czas idę i to w dobrym kierunku. Jest tyle ludzi wypalonych. Ja wiem, że to co na co teraz patrzę jest jak kamienica przed remontem. Nie przejmuję się,że tu i ówdzie tynk się sypie, nie dlatego, że liczę na jakieś krótkotrwałe intensywne działanie, które zamieni kamienicę w apartamentowiec. Poprostu polubiłem ten "remont"dla samego remontu. Ciąglę coś robię i to mi sprawia frajdę.

niedziela, 15 maja 2011

Eksperyment

Gotowanie sprawia mi wielką frajdę, pochłanianie przygotowanych wspaniałości jeszcze większą. Ale, ale... wczoraj bardzo długo nie mogłem zasnąć. Churos to wspaniałe ciastka przy czym obawiam się, że mój organizm w przeciwnieństwie do podniebienia nie podziela tego zdania. Całą noc obracałem się z boku na bok czująć każdy gram oleju wymieszanego z mąką i cukrem pudrem. Autentycznie śniła mi się rozgrzana patelnia pełna ociekających olejem ciastek. I to był prawdziwy koszmar. Przebudziłem się i miałem ochotę zwrócić wszystko. Dziś rano postanowiłem trochę zmodernizować sposób odżywiania. Na początek chcę wywalić cukier i mąkę czyli moje ulubione połączenie. Zobaczymy co z tego wyjdzie a przede wszystkim jak będę się czuł. Czysto empirycznie zauważyłem, że gdy jem więcej słodkości pojawiają mi się krosty na plecach i w okolicach ust, czuję się bardziej pobudzony a jednocześnie zdenerwowany. Tydzień bez cukru i mąki - zobaczymy co się stanie, jak się będę czuł... no i czy wytrzymam ;)
Wieczorkiem przeczytałem "jednym tchcem' książkę "Fryzjerstwo męskie" Zuzanny Semirskiej i Beaty Wach-Mirkowskiej. Poza podstawami warsztatu znalazłem w niej masę tricków dotyczących układania nowoczesnych fryzur. Teraz wiem czemu wiele efektów, które chciałem osiągnąć domowym sposobem zwyczajnie mi nie wychodziło. To trochę jak gotowanie, nie wystarczy znać składników, często najwięcej zależy od pewnej drobnej czynności. Muszę przyznać,że znalazłem sporo inspiracji dla unowocześnienia własnej fryzury. Największe wrażenie zrobiła na mnie ta chłopaka z okładki. Może się wydawać, że nic specjalnego i ładnemu (a za takiego uważam tego pana) we wszystkim ładnie. Nic bardziej błędnego. W opatrzonym zdjęciami sposobie ułożenia włosów w ten sposób chłopak jest pokazany przed czesaniem. Proste, cienkie włosy w kolorze ciemny blond, owal twarzy lekko nalany, nieciekawy , jedyne co zwróciło moją uwagę to ciemne brwi przy względnie jasnych włosach (zupełnie jak u mnie). Po modelowaniu zmienia się nie do poznania, fryzura świetnie wyprowadza twarz a przeciętny chłopak staje się na tyle atrakcyjny by trafić na okładkę podręcznika. Postanowiłem za zrobić sobie coś podobnego, jeśli wyjdzie umieszczę fotkę ;)

sobota, 14 maja 2011

Dwa nowe dania

Dziś dzień odpoczynku. Swoją drogą zastanwiam się na ile moje zamiłowanie do bierności jest kwestią charakteru a na ile warunków. Pracuję dość ciężko, nieprzerwanie od pięciu lat w jednym miejscu. Gdy przychodzi weekend cieszę się każdą chwilą,w której się nie spieszę i nie muszę z nikim rozmawiać (brzmi jak wyznanie samotnika ale moja praca polega na kontakcie z ludzmi). Mogę uśiaść z kawą w spokoju i pić ją nawet pół godziny.
Dziś miałem okazję zrobić dwa nowe dania. Od pewnego czasu próbuję swoich sł w kuchni hiszpańskiej,  przygotowałem gazpacho i churos. Gazpacho to chłodnik, robi się je dosłownie chwilkę - pomidory, ogórek,cebula, czosnek, chcleb i oliwa, wystarczy zmiksować i wstawić do lodówki. Ja usmarzyłem dodatkowo grzanki czosnkowe. Coś wspaniałego na ciepłe dni, a dodatkowo bardzo szybko syci.
Churos to ciastka smażone na głębokim tłuszczu. Grube paluszki z zewnątrz chrupiące, w środku bardzo delikatne. Coś między faworkami i pączkami, wśród domowników zrobiły prawdziwą furorę.
Na noc muzeów nie idę. Sam już jestem muzeum :)))) przynajmniej stosując obowiązujące w gejowskim światku rozumienie starości, grupa wiekowa 25+ ;). Jeszczy gdyby Pan, który się na nią wybiera był trochę bardziej zrozumiały może mógłbym mu towarzyszyć. Niestety nie potrafię ogranąć, nawet nie wiem czy chcę... kogoś kto przez dwa tygodnie dzowni co chwila, daży dospotkań kilka razy w tygodniu ale... ukrywa te spotkania przed tajmeniczym "współlokatorem". Jednego dnia szuka tylko okazji by się pocałować, choćby w krzakach, po to by następnego stwierdzić, że fizyczność to sfera, która nic nie znaczy... a kilka dni później szuka chętnych na nocne seks-spotkanie. No i nie widzi w tym żadnych sprzeczności. Fajnie... tylko przy takiej dynamice zmiany upodobań boję się, że kolega za chwilę mi oświadczy, że jednak woli dziewczyny.

wtorek, 10 maja 2011

Akceptacja własnego ciała

Kto szczerze powie, że się akceptuje? Lubi na siebie gdy stoi nago przed lustrem?
W dzieciństwie i wczesnej młodości byłem grubym dzieciakiem. Brzuszek, piersi jak u kobiety, oponka... Bie cierpiałem swojego ciała... i ten stosunek mimo upływu lat pozostał. Nie pomogły odchudzania, siłownia, bieganie. Ciągle widzę siebie jako tego Jacka placka.
Kiedy zacząłem spotykac się z chłopakami bardzo szybko schudłem, nie musiałem zapychac pustek emocjonalnych jedzeniem, codzienne bieganie albo siłownia, stres i podniecenie przed pierwszymi randkami, który pozowlił zapomnieć o ulubionych chrupkach.
Lata mijają, emocje spokojniejsze a pupa rośnie :) Próbowałem schundąć, dokładałem kolejne sporty ale nic trwałego w ten sposób nie osiągnąłem.
Może po prostu nie tędy droga. Kto powiedział, że gej musi być wychuudzony. Czy mi się podobają chudzi faceci? Wręcz przeciwnie! Mały brzuszek, większa pupa, kilka (!) kilogramów na plusie to cos bardzo fajnego. Najwyższy czas zaakceptować te atrybuty u siebie. Od dziś nie wstydzę się włozyć cienkiej koszulki z Zary nawet gdy  zmarszczy się na boku ;) Głowa do góry, wciągnięty brzuch, pierś wypięta, pupa podkreslona i do ataku ;)

piątek, 29 kwietnia 2011

Bo ja nie mam kompleksów

Na pukcie własnego wyglądu ma kazdy... no może prawie każdy. Ostatnimi czasy dzięki dzięki wielkiemu lustru i ogólnemu zainteresowaniu moją uroda u osób płci tej samej częśc z moich kompleksów poszła na długo wyczekiwany urlop. chodze z głową uniesioną a nawet mimo pewnego brzuszka (jak to komentuja - sie powodzi) paraduję na ulicach Warszawy w białych tshirtach z cieniutkiej jak gaza bawełny. A co tam.
Poszedłem nawet o krok dalej. Gdy wyjechałem z siostra do dmku pod Warszawą postanowiłem paradowac tam w samych slipkach. Moja siostra trochę nieprzyzywczajona do takich negliży od razu spytała czy nie przesadzam. Odparłem, że nie mam kompleksów i niech się wstydzi ten co widzi. Siostra poprosiła bym poszedł w tym stroju do pobliskiego miasteczka, wtedy wszyscy będa mogli powiedzieć: ten to nie ma kompleksów. Kiedy te żarty nie pomogły zaczęła robić mi zdjęcia a potem przegladała je śmiejąc się do łez.
Zażartowała, że wrzuci je na Fb albo od razu na wiocha.pl. Myślałem, że to żart...
Naspnego dnia przyszełem do pracy na 12... Wszędzie uśmiechy. Myślałem, że ludzie się cieszą na mój widok ;)
Okazało się, że fota trafiła na facebooka. Oczywiście od razu usunąłem. Więc jednak kompleksy są ;))

sobota, 23 kwietnia 2011

Wielki Post

zapraszam na nowego bloga: misiakotek.blogspot.com

- Ty czujesz, że nachodzą Święta?- spytała koleżanka towarzysząca mi na wieczornym dyżurze.
- Wiesz, właściwie to nie,jakoś zupełnie nie, w pokoju bałagan, czuję się tylko zmęczony
W tym roku ten czas przeszedł niepostrzeżenie. Kilka razy próbowałem coś z tym zrobić ale bez skutku. Z drugiej strony czy chodzi wyłącznie o zewnętrzne formy?
Gdy wczoraj jechałem w wielkopiątkową noc przez miasto do domu zastanawiałem się co zyskałem przez czas postu.Zatrzymałem się, usiadłem na ławeczce nad brzegiem Wisły i znalazłem. Zacząłem uczyć się wyrozumiałości wobec innych, tłumaczenia sobie ich zachowań, które chciałbym potępić, uczę się zauważać bagaż doświadczeń, ran jaki ze sobą niosą inni ludzie. To chyba dużo.

piątek, 1 kwietnia 2011

Wczesny electropop

Przy okazji poznawania chillwave'wu sięgnąłem do źródeł. W jednej piosence autentycznie się zakochałem.
j

środa, 30 marca 2011

Trendy 11 - Chillwave

Nowy gatunek (albo scena muzyki), na razie robi zamieszanie wśród krytyków ale może już niedługo wyjdzie w jakiejś bardziej komercyjnej wersji na światło dzienne.
W nowy sposób łączy kilka elementów. Najbardziej charakterystyczne jest "psucie" dźwięku, obcinanie górnych i dolnych partii w taki sposób by wywołać wrażenie nagrania ze starej kasety magnetofonowej. Do tego brzmienie czerpiące z new romantic, wczesnego elektropopu, swobodne łączenie elementów, które w pierwowzorach nigdy się ze sobą nie spotkały, echa w wokalach i bardzo specyficzny,wręcz bajkowy, oderwany klimat. To wszystko jest spójne, chodzi o uchwycenie pewnej atmosfery. Krytycy są podzieleni a zdania skrajne. Od zachwytu i określania chillwaveu rewolucją po zarzuty kreowania taniego sentymentalizmu przez twórców, którzy nie pamiętają lat 80., idealizowanie pewnych zjawisk. Jeden z bardziej doświadcznych recenzentów napisał, że przez całe lata 80. walczył o szerokie pasmo, czysty dźwięk, jak najlepsze taśmy męcząc się z kasetowcami a teraz młodzi twórcy z niezrozumiałego sentymentu próbują uchwycić to co najbardziej go irytowało.
Osobiście rozumiem czemu właśnie tak istotne jest zepsucie nagrania. To coś zupełnie nowego w muzyce, to jak celowe spranie jeansu by dodać mu patyny. Od wielu lat interesuję się historią elektroniki i był taki czas, że sam bazowałem na starych nagraniach taśmowych. Często gdy w końcu docierałem do "czystej" cyfrowej wersji nagrania byłem zawiedziony, muzyka traciła coś nieuchwytnego, robiła się banalna. Właśnie to próbują odzyskać twórcy chillwaveowi.

czwartek, 24 marca 2011

Brokuły panierowane

zapraszam na nowego bloga: misiakotek.blogspot.com
To sekret siostry mojej przyjaciółki. Szybkie i proste danie, które sprawi, że każdy polubi te zdrowe warzywa.

Składniki:
- brokuły
- jako
- bułka tarta
-jogurt naturalny
- majonez
- przyprawy: pieprz, sól, chili, wegeta (lub inna tego typu z dodatkiem glutaminianu sodu ;))

Brokuły gotujemy w osolonej wodzie do 5 minut. Po ugotowaniu zanurzamy w rozmieszanym jajku i dokładnie panierujemy w bułce tartej wymieszanej z odrobiną Wegety. Smażymy na głębszym tłuszczu. Najlepszy sos to po prostu jogurt naturalny wymieszany z majonezem w proporcji 1:1. Na wierzchu sos posypujemy pieprzem i chili (przy odrobinie wprawy bardzo ciekawie to wygląda). Trzeba spróbować. Sam nie mogłem przekonać się do tego dania aż D. mi je przygotowała. Od tamtej pory robię je bardzo często i wszyscy są zachwyceni.

środa, 23 marca 2011

Świerzb???

Taa, brzmi egzotycznie? Pierwsza myśl - biedni ludzie w lepiankach gdzieś na skraju trzeciego świata, głód, brak podstawowych warunków higienicznych, pasożyty...
Ano niekoniecznie.
W okolicach października spotkałem się z jednym chłopakiem. Pierwsze spotkanie, rozmowa zeszła na sprawy moralności u osób homoseksualnych (ze mną nie ma fajerwerków ;)). Zasugerowałem, że czasem ta moralność jest ograniczona do strachu przed chorobami. Towarzysz dodał anegdotę. Ponoć w Warszawie "grasował" chłopak, zarażający środowisko tak egzotyczną chorobą jak świerzb. Zaśmiałem się ale... w pewnym momencie przypomniałem sobie jak znajomy wspominał o dziwnym uczuleniu, którego mimo leków nie może się pozbyć od kilku miesięcy. Na całej skórze poza twarzą zrobiły mu się swędzące czerwone krostki i strupki. Świąd nasilał się nocą do tego stopnia, że powodował bezsenność. Lekarz zasugerował uczulenie na wodę. Zaraz po spotkaniu skontaktowałem się ze znajomym i poprosiłem żeby jeszcze raz udał się do dermatologa i spytał czy to nie przypadkiem świerzb. Miałem rację.
Niedawno inny znajomy, który żadnym prawem nie mógł mieć styczności z tamtym kolegą skarżył się na dziwne uczulenie, wobec którego lekarze także są bezradni. Identyczne objawy. Drugi raz miałem rację... a te same "uczulenie" miały osoby, z którymi mieszkał...
Leczenie jest jednorazowe ale ominięcie któregokolwiek ze wskazań lekarza prowadzi do nawrotu choroby. Zarazić się można bardzo prosto. Mimo, że jest to choroba weneryczna wystarczy wytrzeć się ręcznikiem, którego używał chory, spać w tej samej pościeli albo założyć jego ubranie przylegające do ciała (samo pranie nie wystarczy do zabicia pasożyta). Objawy pokazują się dopiero po miesiącu od kontaktu z zarażonym. Lekarze przy diagnozie zwykle nie biorą po uwagę świerzbu, trzeba samemu dopytać.
Warto wiedzieć o jego istnieniu bo wszystko wskazuje na to, że w warszawskim środowisku ten mały pajączek robi się równie popularny jak chusty, rurki czy okulary Ray Ban.

sobota, 19 marca 2011

MEGALANS czyli klub muzyki ambitnej

W dzisiejszym odcinku zaprezentujemy utwór znakomitej polskiej wokalistki Shazzy. Piosenka ma drugie a nawet trzecie dno. Znalezienie aluzji między poruszającym do żywego refrenem "bierz co chcesz..." a sceną, w której wykonawczyni sprzedaje chleb a tak naprawdę swe serce amantowi, do którego żywi platoniczne uczucia to prościzna. Co chciała powiedzieć Shazza w 46 sekundzie teledysku, gdy  przeistacza się w Lorda Vadera, to dopiero wyzwanie dla prawdziwych intelektualistów! No i jeszcze motyw strajku w imię miłości, strajku, któremu przeciwstawia się nie pracodawca a ogarnięci konsumpcyjnym szałem amatorzy pieczywa...

czwartek, 17 marca 2011

Coming Out (hurtowo :P)

Ktoś kiedyś powiedział mi, że poziom "wyoutowania" jest wskaźnikiem rzeczywistego pogodzenia się z orientacją. W tamtych czasach uważałem, że to moja prywatna sprawa i mogę powiedzieć o niej komuś kogo dobrze znam i wiem, że nie zrobi z niej użytku. Cały czas miałem w pamięci chłopaka, z którym zaczynałem pracę, mówiącego o tym wszystkim napotkanym osobom. Pamiętam śmiechy za jego plecami, "uważaj na niego i się nie schylaj, ostatnio podchodzę a ten czyta sobie o Paradzie Równości...". Z jednej strony uważałem jego zachowanie za nierozważne, z drugiej gdzieś w środku zazdrościłem, podziwiałem odwagę.
Trochę później przyjąłem strategię - nie mówię ale nie ukrywam. Taka swoista hybryda, w której czasem dawałem lekko do zrozumienia, że jestem gejem ale kończyłem dyskusję gdy ktoś obcy zaczynał drążyć temat.
Tylko jaki to miało sens? Jakiś czas temu lepsza koleżanka, która już się domyślała opowiedziała mi historię pewnej dziewczyny, która także z nami pracowała. Spekulacjom nie było końca, wszystkie plotki i domysły zakończyły się gdy dziewczyna oświadczyła, że jest lesbijką.
Od trzech tygodni chodzę na terapię grupową DDA (co to jest?: http://www.dda.charaktery.eu/). Na początku każdy mówi z czym przychodzi, co było w tym tygodniu sprawą, która najbardziej go poruszyła. Tematy są naprawdę mocne. Tym razem uznałem, że zrozumienie przez grupę mojej sprawy wymaga wyznania, że wolę mężczyzn.
Gdy przyszła moja kolej zrobiłem się czerwony jak burak. Nie miałem odwagi spojrzeć wprost na nikogo z 20 osób na sali. Popatrzyłem w podłogę i wydukałem: chciałbym zacząć od tego, że jestem gejem bo to dość istotne dla zrozumienia sprawy, z którą przychodzę. Nagle zrobiło mi się tak niesamowicie lekko, poczułem, że klamka zapadła, teraz będę mógł być do końca sobą. Wyznanie zostało dobrze przyjęte, zebrałem pochwały za odwagę, zauważyłem, że dopiero po kilku minutach oderwałem wzrok od podłogi i odważyłem patrzeć się wprost na innych. Lekki i znów dumny z siebie a jednocześnie bliższy wszystkim pozostałym członkom grupy.

wtorek, 15 marca 2011

Bombik z wizytą: Klub Glam ;)

W sobotę do późnego wieczoru poznawaliśmy z Ulą małe klubokawiarnie schowane w podwórkach Krakowskiego Przedmieścia. Nigdy nie myślałem, że w jednym miejscu jest aż tyle lokali. Zaadaptowane w pawilonach handlowych z lat 60., jeden obok drugiego. Malutkie, ciasne i każdy to inny świat. Od klimatów typu Stachursky na cały regulator i panowie w odzieży sportowej z ich laskami do obrazka niczym z Indii. Wchodzimy a na podłodze siedzi towarzystwo i pociąga dym z fajek wodnych.
Tego dnia nie miałem humoru i nawet to zetknięcie z egzotyką nie pozwoliło mi zapomnieć wszystkich raniących słów jakie otrzymałem prawie w tym samym czasie od dwóch niezależnych, nie znających się nawet osób. U. podsumowała, że to jakaś plaga wylewania przez różne osoby wszystkiego co do mnie mają.... i potrzeba mi czegoś z grubszej rury.
Po 22 zadzwoniłem do K. i umówiliśmy się, że pójdziemy do klubu. Klub gejowski to miejsce, które zawsze omijałem szerokim łukiem... Kiedyś patrzyłem z pogardą wymieszaną ze strachem. Później uważałem, że moje pojawanie się w takich miejscach źle wpłynie na reputację a fakt, że nie muszę się wstydzić tego co robiłem i odcinać od czegokolwiek uważam za atut. Tego wieczoru uznałem, że pora się przełamać, zobaczyć i wybawić.
W towarzystwie K., M. i czterech koleżanek ruszyliśmy na "podbój" klubu o nazwie Glam. Już samo znalezienie wejścia jest pewnym wyzwaniem. Po prostu trzeba wiedzieć, że to tam i iść bardzo powoli bo klub nie jest oznaczony. W pewnym miejscu ulicy można zauważyć schody idące w dół. Lekko oświetlone ultrafioletem, nie rzucające się w oczy. Schodzimy. Pierwsze minuty w tym miejscu. M. od razu pomogła mi poczuć się pewnie "zobacz jak ten cię obczaja" :) Rzeczywiście pojawienie się nowej twarzy nie pozostało niezauważone. Jeśli chodzi o archotekturę najbardziej utkwiło mi w pamięci przejście na parkiet, przypominające korytarze z filmów SF z lat 80. W necie znalazłem zdjęcie.


Weszliśmy na parkiet. W takim zacnym towarzystwie od razu było mi raźniej i poczułem się pewniej niż w zwykłych klubach. Na podwyższeniu chłopaki zdjęli koszulki ale ludzie byli skupieni przede wszystkim na beztroskiej zabawie a nie poszukiwaniu potencjalnych partnerów erotycznych. Przez chwilę byłem zawiedziony :) Fajnie jest czasem powiedzieć nie ;)))) M. od razu zauważyła chłopaka, który podszedł no nas w tańcu i gapił się na mnie (a ponoć i ślinił :)). Później zacząłem przyglądać się otoczeniu i rzeczywiście kilku chłopaków wykazywało zainteresowanie. Znam różne spojrzenia, poznałem już i te :). Jaki ja jestem nieśmiały! Chłopak przyglądający mi się w ten sposób w tańcu z jednej strony dowartościowywał a z drugiej wywoływał rumieńce i zakłopotanie. Całą noc pracowałem nad przełamywaniem się, w końcu z taką obstawą sześciu dziewczyn nic mi nie grozi ;)
Małe podsumowanie. Klub jest bardzo fajny i nawet przystępny cenowo. Wejście gratis, 4 zł szatnia (od rzeczy więc warto się ograniczyć do jednej), 9 zł piwo z sokiem ;) Muzyka to głównie dance-pop (Lady Gaga, Rihanna....). Atmosfera miła, nie zauważyłem jakiegoś megalansu.
Jeśli chodzi o mnie...widzę niezbicie, że wyglądem nie odstaję od średniej. Jeszcze raz mogłem naocznie potrwierdzić to co już wcześniej słyszałem - moim największym atutem jest wzrost i wygląd heteroseksualnego chłopaka z sąsiedztwa. No i mam ciągle wielkie opory w uświadomieniu sobie, że mogę się podobać nieznanym mi ludziom.
Z parkietu zszedłem w okolicach godziny 4, dumny, że tak bardzo udało mi się przełamać, pokonać siebie. To była świetna decyzja.

poniedziałek, 14 marca 2011

Pytania i rozmowa

To są dwie cholernie ważne rzeczy. Każdy jest inny, każdy ma własne motywy. Obiektywna sytuacja jest tylko jednym elementem, dochodzi bagaż życiowy niesiony przez inną osobę, emocje i cały kontekst, które zna wyłącznie ta osoba. Czasem to samo zachowanie może w tej samej sytuacji oznaczać dwie różne rzeczy.

Ile sporów można uniknąć jednym prostym pytaniem. Czasem milczymy gdy nie rozumiemy zachowania drugiej osoby. Szczególnie bliskiej w sytuacji gdy to zachowanie nie pokrywa się z oczekiwanym. Już lepszym rozwiązaniem jest komunikowanie problemu. Tylko wtedy bardzo łatwo dodać własną interpretację. Tak prosto, nawet ze wsparciem innych osób ocenić czyjeś zachowanie. Pierwsza sytuacja rodzi frustrację, druga jest początkiem konfliktu.
Czasem może być już zbyt późno by po prostu spytać: Dlaczego tak zrobiłeś? Ze spokojem, pragnąc przede wszystkim poznania przyczyny czyjegoś postępowania. To się wydaje oczywiste ale wcale takie nie jest. W emocjach łatwiej walnąć coś z grubszej rury. Stwierdzić fakt, który faktem nie jest.

Tak się fajnie złożyło, że miałem okazję przerobić prawie identyczną sytuację od dwóch stron. Nieporozumienie, w którym ktoś ważny postąpił inaczej niż tego oczekiwałem i z góry oceniłem całość zachowania.
Kilka dni później dalszy znajomy ocenił moje zachowanie, którego nie rozumiał i z góry dodał własną interpretację. W tym drugim przypadku wiedziałem czemu właśnie tak się zachowałem, nie było w tym żadnego elementu ocierającego się o winę, złą wolę. Wystarczyłoby jedno pytanie. Zamiast tego dostałem oskarżenie... połączone z ogólnym stwierdzeniem, że bardzo się zmieniłem na niekorzyść (!!!...)
I znów wystarczyłoby pytanie z mojej strony: Czemu tak uważasz? Nieee ;) pojechałem z grubej rury z interpretacją zachowania tej osoby. Oczywiście nie pozostała mi dłużna. W ten sposób w jeden dzień bezwzględnie zakończyliśmy dość luźną znajomość. Strata niewielka ale bezsensowna.
Trzeba pytać!

poniedziałek, 21 lutego 2011

Pokolenie 83

Jej, tej muzyki już przecież nie ma... to nie jest głos pokolenia. Teraz tylko oldies... czas leci

niedziela, 20 lutego 2011

Pokolenie 83

1983 to rocznik szczytu wyżu demograficznego lat 80., jest nas najwięcej. W tym cyklu trochę wspominek z czasów młodości. Ostatnio M. stwierdził, że najpiękniejszy okres w życiu zacznie się gdy skończymy 30. Coraz częściej myślę w tych kategoriach.
Z drugiej strony ta pierwsza młodość, najbardziej naiwna już za nami. Pora na trochę muzyki z czasów gdy Bombik miał lat 18... (nie, nie będzie Ordonki :P)



Znajdzcie miejsce w Polsce latem 2001 gdzie nie było tej piosenki.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynki

Kiedy jeszcze nie mogłem pogodzić się ze swoją orientacją uważałem ten dzień za jeden z najgorszych w roku. Wydawało mi się, że nigdy nie będę nikogo kochał. Tandetne serduszka i misie przypominały o czymś co uważałem za swoją tragedię i brak.
Wstydzę się przyznać ale dziś pierwszy raz w życiu otrzymałem od mężczyzny buziaka wyłącznie z okazji tego dnia. Taki epizod ale pokazuje ile malutkich ale pięknych doświadczeń na mnie czeka.

niedziela, 13 lutego 2011

Przyjaciele

Gdy złamałem rękę wydawało mi się, że spełniło się moje oczekiwania wyrwania z letargu w jakim tkwiłem. Dzień wcześniej oglądałem "Opowieść Wigilijną". Marzyłem by Ktoś ruszył moim życiem tak samo. By przyszedł choć jeden z duchów i wyrwał z codzienności nawet za cenę cierpienia. Pobyt w szpitalu zmienił mój stosunek do rzeczy i wartości w życiu.
Nigdy nie myślałem, że lekcja jaką odebrałem była tylko jedną z wielu. Teraz przyszedł czas na lekcję numer dwa (albo trzy jeśli liczyć wcześniejszą chorobę która zmusiła mnie do wymiany szafy). Jeszcze pół roku temu marzyłem o czasie. Zwyczajnie o czasie. I samotności. Rano budził mnie telefon kumpla z pracy czekającego, aż dojadę w okolicach południa i zjemy razem obiad. Odmawiałem koleżankom z pracy gdy szły się pobawić by spotkać się z U. Gdy wyłączyłem na dłuższy czas telefon pojawiały się sytuacje gdy ktoś bał się, że coś mi się stało. Miałem jechać w góry i wejść z T. na Rysy, odwiedzić mojego najlepszego przyjaciela. Wieczorami jeszcze przed zaśnięciem dzieliłem się z Nim każdą radością i smutkiem, nawet pustką. Jeszcze tylko "dobranocka" i spać. Do tego dochodziły maile i telefony od K. Jak pojawiała się chwilka piwko z siostrą, czasem film albo choćby wspólne zakupy. No i plany. Plany zacieśnienia kilku innych kontaktów, które z tragicznego braku czasu zaniedbałem
Jeszcze do końca miesiąca siedzę na zwolnieniu lekarskim. Jak to się stało. Mam tyle czasu. Tylko czas. Tyle razy słyszałem, że miłostki przychodzą i odchodzą a przyjaźnie trwają. Że przyjaźń to forma miłości, pięknej bo czystej. W ciszy i pustce piszę to na blogu. Widzę. Widzę tysiące mniejszych i większych spraw, które spieprzyłem. Każdą z nich z osobna. Traktowanie przyjaciół przedmiotowo, jak wibratory emocjonalne. Totalne zaniedbania gdy tylko pojawiały się u mnie miłostki. Olewanie pobytu U. w szpitalu i poważnej choroby a jednocześnie lecenie do niej gdy tylko pojawiał się dół. Zamęczanie najlepszego przyjaciela szczegółami z jakiegoś spotkania z potencjalnym amantem, wspólne analizowanie każdego gestu słowa podczas gdy on chciał po prostu wiedzieć co się u mnie dzieje i podzielić się tym samym ze mną. Zdarzało się gorzej. Zapomnieć o urodzinach najlepszego przyjaciela? Imieninowy prezent wysłany po tygodniu bo akurat tak było wygodniej? Wyłączyłem telefon gdy przyjaciółka miała problem tak poważny, że nie wiedziałem co z nim zrobić? Bycie przyjacielem Bombika to prawdziwe "żyć nie umierać".
Lekcja numer trzy jest takim niesamowitym zbiegiem okoliczności, że prawie wykluczam zbieg. Wszystkie z celowo wymienionych tu postaci w okresie od połowy grudnia do stycznia poznały nowe osoby i zaczęły budować związki. Wszyscy jak leci od najlepszego przyjaciela po siostrę. Pięć osób dokładnie w tym samym momencie! Po raz pierwszy poczułem samotność. Zasłużyłem na nią choć żadna z tych osób nie miała na celu zerwać ze mną kontaktu. Po prostu wyszło tak, że w jednym momencie słusznym prawem więcej uwagi poświęciła budowaniu miłości. Dzięki  temu bez utraty nikogo mogłem poczuć się naprawdę sam. Dzięki temu miałem okazję zauważyć, że moim bliskim otoczeniu jest ktoś z kim już dawno powinienem wejść w bliższą relację. Dzięki temu wreszcie zrozumiałem jakim hujowym przyjacielem czy kumplem jestem ja. Poniżej jakichkolwiek standardów.
Jedna z najlepszych lekcji. Dziękuję!

niedziela, 30 stycznia 2011

Step (moja nowa pasja?)

zapraszam na nowego bloga: misiakotek.blogspot.com

Może to jeszcze trochę za wcześnie na słowo pasja ale muszę przyznać, że od tego śmiesznego schodka nie mogę się oderwać. Jest w nim wszystko co najbardziej lubię w sporcie. Prostota plastikowego, nieruchomego stopnia, który zwyczajnie stoi na środku pokoju. Aerobowe przyjemne zmęczenie wywołujące podobny trans chemiczny jak bieganie (o co chodzi - http://pl.wikipedia.org/wiki/Euforia_biegacza). Muzyka przeżywana całym ciałem jak w tańcu. Wyzwanie ciągłej nauki coraz trudniejszych kroków, udoskonalania ruchu, kreatywnego łączenia kroków w układy.
Stopień pojawił się na zajęciach aerobiku w połowie lat 80. Za wynalazcę uważa się instruktorkę zajęć fitness - Gin Miller W 1989 ukazała się pierwsza kaseta ze stepem (wideo) a firma Reebok zaczęła na wielką skalę lansować ćwiczenia jako następcę aerobiku. Tu ze swojej strony zauważę, że dla Reeboka znalezienie nowej formy aktywności, która zastąpi aerobik było w tym czasie warunkiem przetrwania. Na początku lat 80. właśnie Reebok postawił na aerobik i produkcję specjalistycznej odzieży, sprzętu i obuwia do fitnessu. Absolutnym bestsellerem przez całe lata 80. były damskie buty do aerobiku - Reebok Freestyle (buty na fali mody na lata 80. wróciły z wielką pompą cztery lata temu i dziś znów są jednym z popularniejszych damskich butów sportowych, ma je nawet moja siostra). Pod koniec lat 80. popularność aerobiku dramatycznie słabła i cały przemysł skupiony wokół potrzebował czegoś co odświeży zajęcia. Wybór padł na stopień. We współpracy z Gin Miller firma sklasyfikowała podstawowy kanon kroków znany jako Step Reebok. Według statystyk zajęcia ze stopniem są dziś prowadzone w ponad 97% klubów fitness. Dokładna historia wynalezienia stopnia znajduje się na stronie: http://www.ginmiller.com/gmf06/instructor/step_history/introduction.html
Pierwsze masowo produkowane stopnie były bardzo charakterystyczne, zarówno pod względem formy jak i kolorów. Amerykański model The Step z końca lat 80. doczekał się niezliczonej ilości klonów, które możemy nabyć do dziś.
Ta najbardziej oldskulowa forma stopnia zdecydowanie przypadła mi do gustu jednak boję się zakupu podróbki czy 20 letniego używaka a firma nie prowadzi bezpośredniej sprzedaży w Polsce. Jedna ręka po złamaniu cały czas wisi na temblaku i nawet nie chcę myśleć o skutkach upadku z połamanego stopnia.
W 1989 roku Reebok opracował własny stopień produkowany w niezmienionej formie do dziś. Platforma pozwala na regulację  trzech wysokości stopnia - 15, 20 i 25 cm, wytrzymuje obciążenie do 110 kilogramów (czyli jeszcze mogę trochę utyć) i co najważniejsze - każdy egzemplarz tej serii może być wykorzystywany na profesjonalnych zajęciach w klubach.
Ta ostatnia "licencja" na użycie komercyjne jest zawsze najlepszym potwierdzeniem jakości  sprzętu sportowego. Odstrasza mnie jedynie cena stopnia wahająca się w granicach 300 zł.
Postanowiłem póki co się wstrzymać z zakupem Reeboka i używam modelu produkcji Decathlon za 90 zł. Jak każdy produkt z tego sklepu jest bardzo solidny ale już po dwóch tygodniach ćwiczeń zauważyłem pewne ograniczenia sprzętu opisywanego jako "step do okazjonalnych ćwiczeń dla początkujących". Maksymalna wysokość to 15 cm czyli minimum w Reeboku, mniejsza powierzchnia utrudnia wykonywanie bardziej złożonych ruchów ale też wymusza bardzo dużą precyzję - pomyłka w kroku może łatwo zakończyć się upadkiem. Postawiłem sobie wyzwanie perfekcyjnego opanowania wszystkich ruchów zaliczanych do kanonu oraz ich swobodnego przeplatania z idealnym dopasowaniem do rytmu muzyki. Osiągnięcie tego poziomu będzie wymagało ode mnie jeszcze dziesiątek godzin ćwiczeń. Takie zaangażowanie będzie chyba najlepszym potwierdzeniem, że step stał się drugim obok biegania "moim sportem" i zakup droższego sprzętu będzie jak najbardziej uzasadniony. Póki co ćwiczę z krótkimi przerwami na picie czy odbieranie telefonów od 2 do 4 godzin dziennie z jednym dniem przerwy w tygodniu.
Od 1996 roku działa strona skierowana głównie do instruktorów: http://turnstep.com/. Znajdują się na niej cały czas aktualizowane propozycje przeplatania ruchów na zajęciach, artykuły i najlepszy w internecie (a trochę godzin siedziałem szukając informacji o stepie) słownik podstawowych ruchów na stopniuhttp://www.turnstep.com/Moves/index.html. Każdy ruch poza dokładnym opisem został zobrazowany prostą animacją .gif. To właśnie te animacje pozwalają na szybkie i precyzyjne opanowanie nowych ruchów. Kroki mogą wydawać się bardzo proste ale prawidłowe wykonanie każdego z nich w rytm muzyki wymaga godzin ćwiczeń. Po lewej mój jak dotąd ulubiony ruch "Around the World".

Muzyka (do ćwiczeń na stopniu) jest bardzo ważna ;). Źle dobrane tempo uniemożliwia dostosowanie kroków do jej rytmu. Tradycyjne tempo ćwiczeń na stepie to 118-122 bpm. W internecie jest sporo stron z muzyką specjalnie przeznaczoną do ćwiczeń na stopniu. Wydaje mi się, że najlepiej puścić piosenkę i próbować ćwiczyć w jej rytmie biorąc pod uwagę indywidualne predyspozycje i stopień zaawansowania. Według zmodyfikowanych wytycznych Reeboka dopuszczalne są utwory w wyższym tempie - do 128 bpm ale nie powinno się podwyższać platformy i zwiększać tempa w tym samym czasie. Pełne instrukcje w tym temacie znajdują się tu: http://www.ginmiller.com/pfv/guidelines_revised%20PFV.htm
Tradycyjne, najlepsze do ćwiczeń tempo ma większość piosenek Dance Popowych czyli najbezpieczniej zacząć od Lady Gagi i jej  podobnych.
Na poważne efekty ćwiczeń jeszcze za wcześnie. Mimo, że nie biegałem już kilka miesięcy po dwóch tygodniach stepu zauważyłem, że nogi znów są ładnie wyrzeźbione. Wyraźnego spadku wagi nie odnotowałem ale nie traktuję stepu jako środka do schudnięcia. Samo ćwiczenie sprawia tyle frajdy, że nie czekam na skutki uboczne choć ich pojawienie się musi być naturalną konsekwencją godzin ćwiczeń  i litrów potu.

środa, 26 stycznia 2011

L jak Love odcinek 4

Marek stał nieruchomo i patrzył na wyświetlacz dzwoniącego telefonu. Strach czy odzywające się sumienie, cokolwiek to było, wywołało całkowity paraliż. Gdy dzwonek ucichł odetchnął z ulgą i nalał kolejną szklaneczkę Stocka.
- Czy jeśli odbiorę stanę się na zawsze prostytutką, czy wystarczy jeden raz by nosić to w sobie do końca życia? A może już nią jestem, skoro ogłoszenie wisi w internecie?  Towar wystawiony, jak w sklepie czy na Allegro. Klamka zapadła, sprzedałem siebie.
Siedział biernie w fotelu a na upływ czasu wskazywały niedopałki papierosów i puste butelki po kolejnych trunkach z domowego barku. Chwiejnym krokiem doszedł do komputera i zaczął przeglądać zdjęcia Pawła, powiększać je tak jakby chciał zapamiętać każdy drobny szczegół jego twarzy. W wyobraźni zobaczył tę twarz ubrudzoną smarem, zmęczoną niewolniczą pracą w fabryce, zniszczoną przez chemikalia, wreszcie całego Pawła wkręconego w tryby jakiejś maszyny parowej.
Koszmarne wizje w połączeniu z całkiem już sporym promilem we krwi obudziły w nim determinację i odwagę jakiej nigdy by się po sobie nie spodziewał.
- Pusto? Zero nowych wiadomości? Takie dobre foty i jeszcze godzina w Photoshopie. Już za same zdjęcia powinna mi się należeć okrągła sumka. I jeszcze czas. Tak mało, za mało.
Poszedł do łazienki, wtarł we włosy pastę nabłyszczającą, poprawił brwi kredką a dolną wargę posmarował wazeliną.
-Kurwa nie kurwa Paweł zostaje ze mną.
***
Noc  była mroźna ale rozpiął kurtkę by odsłonić jaskraworóżowy sweter. Przejrzał się w witrynach sklepowych, minął stacje benzynową i doszedł do świateł na Placu Waszyngtona. Po drugiej stronie Park Skaryszewski. Znał go jak własną kieszeń ale teraz w nocy wydawało mu się, że patrzy na zupełnie nowe miejsce. Z jednej strony jezdni on, blask latarni, bezpieczny świat. Z drugiej ciemność urozmaicona dwoma zniczami  na pomniku.Włożył słuchawki do uszu, puścił głośno muzykę a na przejściu zapaliło się zielone.



- No i jestem po drugiej stronie. Oooo, i są dwie konkurentki. Ile oni mogą mieć lat? Może nawet nie są pełnoletni. Chłopcy z liceum ze starymi oczami. Nigdy nie mogłem zrozumieć co w tych oczach siedzi. Od czego się takie zrobiły? Jakieś takie zło, zepsucie, wyrachowanie i pustka jednocześnie.
- Ty gwiazda, czyj ty jesteś? - spytał wyższy.
- Eeeee, nnie, ja tak spaceruję.
- No to spaceruj sobie dalej! - zaczęli śmiać się między sobą co jakiś czas spoglądając na Marka.
Marek nie oglądając się za siebie poszedł główną alejką w stronę pomnika.
- Czuję się jakbym grał w filmie... i to nie jest komedia romantyczna. Ta ciemność, drzewa, gęste krzaki za ławkami. A tam w głębi chyba ktoś idzie. Kilku starszych facetów.
Do stojącego przy pomniku mężczyzny koło 40-stki podszedł drugi, nie podali sobie ręki. Zaraz doszło kilku następnych. Razem w milczeniu przecięli alejkę i po trawniku poszli w stronę krzaków. Szli w pewnych odstępach, nie rozmawiali ze sobą i każdy z nich sprawiał wrażenie jakby wiedział gdzie i po co.
- Odsunę się od tych krzaków bo jeszcze mnie zajdą od tyłu. Z chłopakami spod wejścia i tak nie mam szans. Poczekam tu w głębi aż znajdą sobie kogoś i zajmę ich miejscówę. Daleko od ulicy nikt normalny i tak się nie zapuści. Tam za pomnikiem znowu ktoś nadchodzi. W życiu bym nie pomyślał, że o tej porze w parku można spotkać tyle osób. Właśnie. Która jest godzina.
Z trudem wyciągnął z kieszeni obcisłych spodni telefon. Pod pomnik podeszło trzech chłopaków w bluzach z kapturem. Zaczęli przyglądać się Markowi i naradzać.
- Fajny masz telefon - ruszyli powolnym krokiem w jego stronę.
Przyjrzał się jednemu z nich. Znów dziwne oczy, jakby nieobecne. Widział już takie i szybko zrozumiał, że jeśli nic nie zrobi jego telefon zostanie wymieniony na kolejną działkę.

piątek, 21 stycznia 2011

L jak Love odcinek 3

- Mamo! Jak się udał wieczór? Gdzie byłaś?
- Co chcesz?
- Pytam... tak po prostu.
- Po prostu, to nie odzywajmy się do siebie przez jakiś czas, wszystko będziesz mógł sobie przemyśleć. Nie mam już do ciebie żalu ale tak będzie lepiej i dla mnie i dla ciebie.
Cały plan pożyczenia 800 złotych od mamy trafił szlag. Przez noc Marek wymyślił dramatyczną historię ale nie wziął pod uwagę, że nie zostanie wysłuchany. Już od pewnego czasu zauważał, że taryfa ulgowa jedynego syna, jedynego dziecka i mężczyzny w domu powoli się kończy.
- Mama robi się coraz bardziej nieprzewidywalna. I nie lubi Pawła. Nigdy nie lubiła żadnego z nich, w najlepszym razie potrafiła tolerować i cierpliwie czekać na pierwszą wpadkę.
Taa, gdyby dowiedziała się, że Paweł jest zadłużony pierwsza poleciałaby do komornika donieść gdzie mieszka, pracuje i co można zająć. Bank mi nie pożyczy bo nie mam stałych wpływów na konto, tylko karta kredytowa ale tam pustka. Coś wymyślę. Pójdę do Seby, to jest mądry gość.
***
Sebastian mieszkał kilka ulic dalej. Poznali się trzy lata wcześniej na fellow. Od początku złapali bardzo dobry kontakt. Mnóstwo czasu spędzonego razem, spacery, picie, filmy, to samo poczucie humoru. Poważne rozmowy do rana i śmiechy do łez. Nie byli sobą zafascynowani fizycznie ale dzięki temu czuli się razem swobodnie. Żaden nie chciał zrobić na drugim wrażenia. Po dwóch miesiącach byli gotowi się związać ale kiedy pierwszy raz się całowali Marek zauważył u Seby pieprzyk na szyi. Nie mógłby kochać kogoś kto ma pieprzyk.
- Ziombol! Gdzie ty byłeś jak cie nie było?
- Seba, potrzebne mi osiem stów na wieczór.
- Ach tak! Leżą w kopercie na biurku. Coś jeszcze? Może bilet do Paryża? Albo kluczyki od czołgu? Czym chata bogata...
- Ja nie żartuje. To sprawa życia i śmierci.
- Twojego? Hmmm, ale żebyś pożegnał się ze światem mam zapłacić czy się wstrzymać?
- To mój dramat. Prawdziwy dramat. Jak w filmach, tak. Jak w filmach o tragicznej miłości. Jeśli nie zapłacę dziś Pawłowi ośmiuset złotych rozstaniemy się na zawsze.Oddzieli nas mur odległości, ściana obojętności mamy...
- Ej, ej. Marek, zastopuj. Znasz moją opinię na jego temat, nie będę powtarzał. Ale ziom! Ty masz mu jeszcze płacić? Za co?
- Ja go ratuję!
- Siebie uratuj.
- Przed czym?
- Przed nim.
- I ty przeciwko mnie?
- Jakbym był przeciwko tobie dałbym ci kasę i pobłogosławił na drogę.
- Nic nie rozumiesz, siedzisz w pracy po godzinach, chodzisz na te swoje zajęcia, co chwila z kimś się spotykasz. Ale nie na randkach. Nie! Kogo chcesz oszukać? Siebie? Zagłuszyć pustkę? Zapomnieć, że nikogo nie masz? Ja mam i chce mieć nadal. Wpadłem na inny pomysł. Zrobisz mi fotki.
- Fotki?
- Tak, tylko takie rozbierane.
- Myślisz, że twoje nagie fotki sprawią, że zapomni o kasie?
- Przestań się ze mnie nabijać!
- Marek, co ty brałeś? Człowieku, jesteś na takiej fazie, że nie zdziwi mnie jak zaraz powiesz, że cię goni różowy słoń. Mogłeś się chociaż podzielić towarem.
- Tylko zrób i nie komentuj.
- No dobra, wyskakuj z ciuchów i pokaż co tam masz.
***
- Escorts, co za debilna nazwa. Jak samochód. Mieliśmy kiedyś taki. Fotki wrzucone, opis jest, teraz tylko czekać na klientów. Pogłośnię dzwonek w telefonie. A jak zadzwoni. Już słyszę ten zachrypnięty głos mężczyzny po drugiej stronie. Mężczyzny w garniturze, takiego biznesmena z teczuszką mmm jak z reklam zegarków. Dojrzałego faceta, który będzie chciał zaspokoić swe pragnienia szybko i bez zobowiązań. A na koniec zapłaci. Póki co taki żywot ekskluzywnej prostytutki całkiem mi odpowiada. Nawet na jeden dzień.
W tym momencie w pokoju Marka rozległ się dźwięk dzwonka telefonu
- Ja pierdolę, gdzie jest to brandy.

Koniec odcinka 3

środa, 19 stycznia 2011

L jak Love odcinek 2

Marek z radością i niedowierzaniem patrzył na ekran swojego Iphona. ".. tu Paweł"
- Paweł, Pawełek. Tylko ucięło wiadomość, chyba gubi zasięg. Zejdę na dół, przed galerię i zadzwonię.
Nie czekając zbiegł po jadących w górę schodach ruchomych. W biegu mijał obojętnie wystawy sklepowe. Nawet nie spojrzał na zielonookiego bruneta stojącego pod SuperPharmem. Jeszcze tylko drzwi obrotowe i już był na zewnątrz. Na styczniowym niebie zza chmur przedzierało się słońce. Marek schował się przed gwarem ulicy w rogu przy samym wejściu. Odruchowo odpalił papierosa - w takiej podniosłej chwili moja wrażliwa cera będzie musiała znieść ten wybryk - i na dotykowym ekranie wykręcił numer do Pawła.
- No cześć.
- Jak dobrze słyszeć twój głos, nic ci nie jest? Czemu milczałeś? Martwiłem się. Po nocach nie spałem.
- Przepraszam ale byłem zajęty. Trochę zaniedbałem nasz kontakt ale teraz chcę to zmienić bo jesteś super.
- Oj nie przesadzaj, nie przesadzaj, hihihi - w tym momencie w Marku coś się złamało.Zdenerwowanie ustąpiło znanemu mu błogostanowi. Jego głos stał się niemiłosiernie przegięty a na policzkach pojawił się rumieniec.
- Będziesz miał coś przeciwko jak dziś wpadnę koło 18?
- Nie mogę się doczekać!
- To jesteśmy umówieni.
Marek zapomniał o odłożonej w sklepach garderobie i lekkim bólu w nodze. W słuchawkach zapuścił "I should be so lucky" i w podskokach poleciał do metra.


***
Marek mieszkał z mamą w trzypokojowym mieszkaniu na strzeżonym osiedlu.Ojciec zostawił ich gdy miał 12 lat i wyjechał z kochanką za granicę. Nie dbał o kontakt z synem ale też Marek wcale tego kontaktu nie szukał. Żal, który w sobie nosił nigdy się nie przedawnił. Nie potrafił sobie wyobrazić spotkania po latach na neutralnym gruncie.
Matka pracowała jako księgowa w dużej korporacji. Była w stanie utrzymać rodzinę i zaspokoić wszystkie zachcianki syna. Drogie prezenty, zagraniczne wycieczki, kieszonkowe na poziome średniej krajowej. Chciała w ten sposób zrekompensować mu brak ojca. Marek nadawał jej życiu sens. Przelewała na niego wszystkie uczucia, które zranił mąż.

- Marku, właśnie skończyłam obiad, zjesz teraz czy ci zostawić? Aaa, dzwoniłam do banku, podwyższą ci limit na karcie kredytowej dopiero od przyszłego miesiąca.
- Mamo, może wyjdziesz gdzieś wieczorem?
- Chcesz żebyśmy gdzieś poszli? Chętnie wybrałabym się na coś do kina. Wybierz nam coś. Może komedia?
- Sprawdzę co co grają ale ja nie idę.
- To po co mi proponujesz?
- No bo ty masz wyjść, Paweł przychodzi.
- Myślałam, że dałeś sobie z nim spokój, cały tydzień płakałeś przez niego. Teraz się nagle odnalazł?
- Nic nie rozumiesz i się nie znasz, przynajmniej nie zrobił mi bachora.
- Jak możesz... Nie odzywaj się do mnie wychodzę.
No to chatę mam wolną - pomyślał - nie chciałem w ten sposób ale mnie sprowokowała. Obiad jest więc jeśli Pawełek przyjdzie głodny to odgrzeję. A świece, cholera, chyba zużyłem wszystkie do aromaterapii przy wczorajszej kąpieli. No nic, obędziemy się bez.  To tylko oprawa dla rzeczy bardziej wzniosłych.

***
Nadeszła wielka chwila i zegar wybił osiemnastą. Marek poczuł jak z nerwów robią mu się zimne ręce. To oczekiwanie, niepewność. Nalał sobie szklaneczkę Brandy, wypił duszkiem i zjadł kilka Tic Taców, żeby nie było czuć. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Paweł!
- Marku, świetnie dziś wyglądasz. Mogę wejść?
- Wskakuj od razu do mnie.
Paweł miał trochę ponad metr osiemdziesiąt. Kruczoczarne włosy i zarost mocno kontrastowały ze śniadą cerą. Nie przejmował się za bardzo strojem, zwykłe szare spodnie, prosty czarny sweter. Wyglądał jak dziesiątki heteroseksualnych mężczyzn i chyba to w połączeniu z ponadprzeciętną urodą było kluczem jego powodzenia.
- Nowa pościel?
- To na specjalne okazje.
- Mówisz okazje?
W tym momencie wziął rękę Marka i wsunął sobie w krocze.
***
Paweł leżał na plecach, patrzył w sufit i palił papierosa. Obok, na wysokości klatki piersiowej wtulony Marek. W pokoju paliła się tylko lampka a z głośników sączył się Royksopp "Forever".
- Właściwie to chciałem się pożegnać.
- Pożegnać??? - jedno słowo obudziło Marka z sielanki.
- Tak, wracam do siebie, do Lublina.
- Co ty mówisz?
- Jeden kumpel mnie oszukał. Nie miał zdolności kredytowej i poprosił żebym wziął na siebie pożyczkę a on miał mi przelewać raty na konto. Płacił tak przez kilka miesięcy aż przestał. Nie odbierał telefonu. Poszedłem do tego mieszkania, które wynajmował. Współlokator powiedział mi, że wyjechał do Szkocji i też nie ma z nim kontaktu. Rata jest dość wysoka, nie jestem w stanie jej spłacać i utrzymać się w Warszawie.
- Może gdzieś to zgłoś.
- Gdzie? Kredyt jest na mnie.
- Nie zadbałeś o jakieś udokumentowanie tego, zabezpieczenie?
- Płacił, nie myślałem o tym.
- Przynieś jutro umowę, pokaże mamie, coś wymyślimy.
- Nie, nie mogę cię tym obarczać, to mój problem. Zresztą nie ma już czasu, sprawą zajmuje się windykacja, dzwonią, straszą komornikiem. To dlatego nie odbierałem.
- Nie widziałeś, że ja dzwonię?
- Byłem zbyt zdenerwowany. Wiem, że zachowuję się nieodpowiedzialnie zostawiając cię teraz ale nie mam wyjścia. Do końca tygodnia muszę im wpłacić 800 zł, inaczej sprawa pójdzie dalej. Nie mogę cię prosić o taką kwotę, zwłaszcza, że jeszcze nie oddałem ci poprzednich 400.
- Jakie to ma znaczenie, chce żebyś został.
- Nie mogę cie prosić. Wrócę do Lublina, tam jest fabryka, szukają ludzi. Będę pracował, mieszkał u rodziców i całą pensję oddawał na poczet kredytu. Jak mogę wymagać od ciebie byś mi pomagał?
- Dałbym ci już teraz te pieniądze ale nie mam.
- Nie masz?
- No nie, bo trochę za dużo wydałem na nowego kompa. Przyjdź jutro z tą umową kredytu.
- Chyba ją gdzieś zgubiłem, jutro chcę już jechać do domu.
- Zostań, jakoś zdobędę pieniądze.

Koniec odcinka 2

niedziela, 16 stycznia 2011

L jak Love odcinek 1

Marek nie spał dobrze tej nocy. Nowy profil na fellow już po trzech dniach stracił oglądalność. Nikt nie zaglądał na 10 stronę, na której wisiał Niezrozumiany85. Wyparły go nowe-stare odsłony profili konkurencji. Nie pomogły ostre foty i pornolink w opisie. Stary profil zawsze zastąpią nowsze.
-Może powinienem też robić nowy co tydzień? Inny nick, inne ujęcie, za każdym razem ktoś nowy? -pomyślał - Tylko czy serio nowy? Ilu nas jest skoro pod "nowymi tu" i "jeszcze raz zakładam" kryją się te same gęby co przed tygodniem, miesiącem. Ba, te same co trzy lata temu gdy się tu pojawiłem.
Wylogował się nie odpowiadając na kilka nowych wiadomości.
- Niby fajnie pisze ale ma pieprzyk, nie mógłbym kochać kogoś kto ma pieprzyk, to silniejsze ode mnie.
Marek dopił kawę light - nie mogę utyć bo nikt nie będzie mnie chciał - i napisał do Księcia. Książe milczy od tygodnia, nie odbiera telefonu, nie odpisuje na smsy.
- Czemu? Mówił, że mnie kocha? Wiedziałem to od kiedy tylko zobaczyłem Pawła.I ja też zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Takie rzeczy się czuje, takie rzeczy się wie. A już nazajutrz zaoferował mi związek. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Taka piękna para, wszyscy nam to mówili. Historia jak z filmów, jak ze snu. Napiszę, może wcześniej siadł mu telefon, tak na pewno, to dobry chłopiec, czasem kręcił ale czego się nie wybacza w imię prawdziwej miłości.
"Skarbeczku, co u Ciebie, kiedy się zobaczymy. Kocham i tęsknie" - no wysłane, dostarczono. Schowam telefon do torebki żeby co chwila nie sprawdzać czy odpisał. Tak. Albo nie, zostawię w domu i sprawdzę dopiero wieczorem.Ale jednak nie, wezmę ze sobą, na wypadek jakby zadzwonił mój Pawełek, ehhhh.
Marek na leżąco wcisnął się w rurki - jakby zbiegły się czy co? - założył t-shirt, pasek z ćwiekami, łańcuszek do spodni, błyszczącą kamizelkę, fioletową marynarkę z orientalnymi motywami, jaskrawo żółtą nerkę, rzemyki, pierścień złoty, sygnet plastikowy, czerwoną chustkę w kratkę, okulary zerówki ala Ray Ban Wayfayer, breloczki z czaszkami i myszką Miki, płaszczyk, łańcuszki do płaszczyka, tenisówki, kolorowe breloczki do tenisówek i kilka plakietek na agrafce - mam zły dzień to sobie przypnę smutną buźkę.

***

Godziny szczytu minęły i Marek mógł spokojnie usiąść w Metrze. Wtem na przeciwko usiadł inny chłopak
- Co on tak patrzy, hihi.Wiem czemu, ale fajny. Jakie oczy. Jak się rozsiadł, mógłbym mu tak na kolanach... O i majtki mu wystają. Różowe mmm. O i znowu się spojrzał. Będę mu patrzył w oczy aż nasz wzrok się skrzyżuje. Oho Ratusz i Różowy wstaje. Widziałem coś takiego na pięknym filmie o miłości dwóch gejów. Ten drugi też wysiadł i się całowali na stacji. Miałem jechać dalej ale co mi tam. Też wysiądę. A gdzie pocałunki? Nawet się nie obejrzał i gdzieś poszedł. Wracam do wagonu, kurrrr. Te drzwiczki przycięły mi nogę. Boli. Co za traumatyczne doświadczenie. Idę na zakupy.

***

Dopiero południe a w Złotych Tarasach tłum. Każdy przyszedł kupić coś innego. Ta sukienkę, ten monitor, inny przyjaciela, owy pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa, prestiż, dobre pochodzenie. Marek wpadł po emocje a nic nie leczy głodów tak skutecznie jak wizyta w odzieżowym.
- Na pewno dała mi pani S-kę? Jakoś nie mogę się wbić.
- To z kolekcji dla nastolatków, może poszukać panu czegoś podobnego na dziale męskim?
- Aż taki stary nie jestem, biorę
- Poproszę 59 zł... PIN... odmowa
- Jaka odmowa? Brak środków? Proszę poczekać. Halo, mamo nie mam środków na karcie, co jest? To może zwiększ mi limit. Nie, nie pójdę do pracy bo teraz jest bezrobocie i nie ma pracy. Praca by mi hamowała rozwój i ograniczała osobowość. Mamo, psycholog powiedział, że masz mnie nie ograniczać a limit na karcie kredytowej ogranicza mnie. Przez ciebie nie mogę wyrazić siebie... Rozłączyła się. Niech pani mi odłoży tę koszulkę na godzinę.

***

Ten dzień to prawdziwy koszmar w życiu Marka. Bez środków musiał prosić każdą z ekspedientek o odłożenie przymierzonych rzeczy. Właśnie jechał do sklepu Nike na ostatnim piętrze gdy poczuł wibracje w kieszeni:
- Jedna nowa wiadomość. To musi być dobra wiadomość. Musi bo albo mama odblokowała kasę albo Pawełek mnie przeprasza za milczenie i pyta co robię wieczorem ehhhh. Z nim to mogę robić to i tamto phi phi - zaśmiał się do siebie.
"Broken message: Marku, tu Paweł ////////"

Koniec odcinka 1

Co się zdarzy w kolejnych odcinkach? Krótka zapowiedź z motywem muzycznym Waszego ulubionego serialu w poniższym filmie:

sobota, 15 stycznia 2011

Szkoła bohaterów

Postanowiłem zapisać się na kurs on-line. Składa się z czterech lekcji, na które trzeba przeznaczyć ok pół godziny. Co tydzień jedna.
Już jestem po pierwszej: Warto! Przed zapoznaniem się z materiałem obawiałem się sporej ilości moralizowania i taniej wizji bohaterstwa. Wręcz przeciwnie. Materiał szanuje inteligencję widza a jednocześnie w prosty sposób ukazuje paradoksy ludzkiej psychiki.
Największe wrażenie zrobiło na mnie wideo z eksperymentu dr Zimbardo przeprowadzonego na początku lat 70. Grupa studentów miała oceniać, która z linii przedstawionych po prawej stronie rysunku jest tej samej długości co linia po lewej. W rzeczywistości tylko jeden student na sali rzeczywiście starał się oceniać długość linii. Pozostali byli "podstawieni" i udzielali odpowiedzi zgodnie z instrukcją. W miarę upływu czasu odpowiedzi były w coraz bardziej widoczny sposób błędne. Nieświadomy manipulacji student wybierał te same błędne odpowiedzi co pozostali. Więcej na filmiku.

Zjawiska 11 - Szkoła bohaterów

W 1971 roku przeprowadzono słynny eksperyment. Profesor Zimbardo zwerbował grupę studentów do odegrania roli więźniów i strażników w podziemiach uniwersytetu. Eksperyment szybko wymknął się spod kontroli. Część studentów mających odegrać rolę strażników natychmiast przeobraziła się w katów. Znęcali się nad więźniami doprowadzając ich do załamania nerwowego. Trwało to sześć dni zamiast planowanych dwóch tygodni. Eksperyment ze względu na okoliczności przerwano. Wnioski jednoznacznie pesymistyczne.
W ostatnich latach profesor Zimbardo poświęcił się badaniom zjawiska odwrotnego. Kim są bohaterowie? Co sprawia, że w szarym tłumie znajduje się człowiek skłonny poświęcić życie by kogoś uratować? Czy bohaterowie mają jakieś szczególne cechy, charakter? Badania wykazały, że nie wyróżniają się niczym szczególnym. Jednak nie każdy świadek pożaru rzuca się w ogień, by ratować ludzi. Według psychologa przygotowani są ci, którzy mają heroiczną wyobraźnię.
Taką zdolność można nabyć. W tym celu profesor Zimbardo stworzył organizację non profit HIP (Heroic Imagination Project). Kurs pozwalający na wytrenowanie wyobraźni heroicznej składa się z trzech etapów. W tej chwili obejmuje amerykańskie szkoły, docelowo także college i firmy. Materiał dostępny jest także w internecie na: http://heroicimagination.org/

czwartek, 13 stycznia 2011

Melodnia: The Hacker - Electronic Snowflakes

Nowa Miss Kittin - All You Need

Właśnie wyszedł pierwszy od 2009 roku materiał artystki. Do Miss Kittin mam szczególny stosunek więc zaraz po premierze przesłuchałem nowej EPki.


Piosenka ma chłodne, minimalistyczne brzmienie urozmaicone przestrzennymi elektronicznymi "dzwonkami". Do tego dwa remiksy. Do mnie szczególnie trafia Gesaffelsteina, który wzbogacił utwór staroświecką oprawa ala "1982". Jak dla mnie bomba ale sami posłuchajcie i oceńcie.

Miss Kittin - All You Need by Mobilee records

środa, 12 stycznia 2011

Melodnia

Stepper

Jeszcze przez dwa miesiące nie mogę wychodzić z domu. Najbardziej brakuje mi ruchu więc postanowiłem nabyć stepper.
Kiedy jeszcze chodziłem na siłownię ćwiczenia na stepperze należały do moich ulubionych. Dziś po raz pierwszy od dwóch miesięcy się spociłem a w organizmie znów krąży sportowa chemia. Warto :)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Wybory 2011

Życie składa się z wyborów. Tych poważnych i całkiem lajtowych. Największym ograniczeniem jest czas. Tak jak nie możemy być w dwóch miejscach jednocześnie, nie da się serio potraktować większej ilości spraw. Właśnie to sobie uświadomiłem.

Jak samemu zrobić dobry jogurt?

zapraszam na nowego bloga: misiakotek.blogspot.com

Po co samemu skoro można kupić? Tak, tylko jogurty masowo produkowane mają niewiele wspólnego z prawdziwym a jeszcze mniej ze zdrowiem. Już lepiej kupić pączka albo fast food.
Celem picia jogurtu jest uzupełnienie flory bakteryjnej jelita grubego, która tworzy barierę dla toksyn i bakterii chorobotwórczych. Desery jogurtowe, batoniki jogurtowe czy nawet część jogurtów naturalnych to nic innego jak mleko pasteryzowane zagęszczone mlekiem w proszku. Do tego często dochodzi skrobia kukurydziana modyfikowana (E412), guma guar (E1422), pektyny (E440), dzięki nim jogurt staje się gęsty jeszcze taniej i bez czasochłonnego procesu fermentacji.

Uwaga na jogurty z czerwonych owoców! Kolor jest prawie zawsze zasługą dodatku koszenili (E120) czyli miazgi z czerwonych robaczków jak na zdjęciu. Poszukajcie tego składnika na etykiecie swojego ulubionego jogurtu truskawkowego - prawie zawsze jest... smacznego.
Dobry jogurt ma tylko dwa składniki: mleko i bakterie (Lactobacillus bulgaricus oraz Streptococcus thermophilus). Sam proces fermentacji mleka pozwala na uzyskanie gęstości i odpowiedniego smaku ale wymaga czasu a ten jest przy współczesnej produkcji żywności najdroższy.

Oto skład popularnego Danone Pyszny - Truskawkowy Skład: mleko pasteryzowane, serwatka odtwarzana, cukier, wsad owocowy (truskawki - 2%, syrop glukozowo-fruktozowy, aromat, barwnik: koszenila), skrobia modyfikowana, żelatyna wieprzowa, żywe kultury bakterii jogurtowych. Bez komentarza.


Dobre jogurty mogą kosztować 2,5 a nawet 13 zł za 500g. Koszt składników to ok 1 zł więc łatwo policzyć przebitkę pośredników przy zakupie tych najdroższych. Dokładnie tę samą najwyższą jakość uzyskamy sami w 5 minut wydając na 500 g 2 zł za pierwszym razem, a później 1 zł!

Przepis:
 - mleko świerze (może być ew. pasteryzowane, szeroko dostępne w supermarketach)
- jogurt naturalny 500g (patrzcie na skład, najważniejsze są bakterie), dobry jest np. Bakoma

Mleko podgrzewamy do temperatury pokojowej, wlewamy jogurt i zostawiamy w ciepłym miejscu na 8 godzin. Po tym czasie mieszamy dla uzyskania jednolitej konsystencji i wstawiamy do lodówki. Pozostawiamy pół litra i następnego dnia możemy powtórzyć z kolejną porcją mleka.

czwartek, 6 stycznia 2011

Trzy tygodnie z e-papierosem - wydatki i oszczędności

Już po pierwszym dniu e-palenia zauważyłem lepsze samopoczucie, brak kaszlu czy smrodu tradycyjnych papierosów. I ta wolność. Palenie w biurze, na przerwie na kawę czy... w szpitalu.
Pora spojrzeć na wydatki. Okres trzech tygodni pozwala już ocenić ile płynu zużywam a co za tym idzie ile kosztuje e-palenie w porównaniu z tradycyjnym.

Koszt palenia 16.12.2010-7.01.2011

Tradycyjne Papierosy: wypalałem ok. 1,5-2 paczki dziennie Golden American (1,75x11,70zł) lub Reven (1,75x9,50zł). Dzienny uśredniony wydatek to 18,55 zł.
Razem: 426,65 zł

E-papierosy: Voolish Ego2 299zł, 5 butelek płynu po 20 zł.
Razem: 399zł

Maksymalne zużycie płynu oceniam na 2,5 ml dziennie czyli ok. 5 zł. Jeśli nie wliczać jednorazowego zakupu e-papierosa miesięczne wydatki przy paleniu jak moje wyglądają tak:
tradycyjny papieros: 556,50 zł
e-papieros: 150 zł

Z tego co czytałem na forach e-palacze często wliczają zakup kolejnego sprzętu, części zamiennych i kartomizerów. Nie warto oszczędzać na sprzęcie! Starsze i w tej chwili najtańsze modele wymagają ładowania co 2-3 godziny (pojemność ok. 150 mAh i szybkie zużycie przez częste ładowanie), ja w komplecie dostałem dwie baterie i ładuję jedną raz na 1-2 dni (900 mAh). Nie miałem żadnych przygód (aż nudno) opisywanych na forum przez nabywców najtańszego modelu (popularne Healthy za ok. 70zł) i o wylewaniu się płynu do buzi, palących się atomizerach, baterii do wyrzucenia po tygodniu czy  zapachu palącej się szmaty przy zaciąganiu mogę co najwyżej poczytać. Postanowiłem przejść na e-papierosa po równo 10 latach palenia i już po trzech tygodniach zwrócił się zakup jednego z najlepszych modeli na rynku. Oszczędności na samym sprzęcie są tylko pozorne. Słaby model wymaga ciągłej obsługi, ładowania baterii, napełniania małych wkładów, ma o wiele mniejszą moc i może zniechęcić do e-palenia a palenie nawet najdroższego e jest tańsze od analogów.

Za chwilę dalszy ciąg programu (2) - Siostra Irena i krzyżówka

Za chwilę dalszy ciąg programu (1) - Siostra Irena jest chora

środa, 5 stycznia 2011

Mój nowy wzór

Ogoliłem się na łyso! Wcześniej miałem długie włosy. Gdy w nocy wstałem do łazienki i spojrzałem w lustro jeszcze nieprzyzwyczajony do nowego image, z ust wyrwało mi się głośno: ja pierd... i od razu skojarzyłem swój nowy wizerunek z postacią z filmu...

Trendy 11 - Dance-Pop

Już jakiś czas temu zauważyłem, że za Oceanem coraz bardziej przekonują się do syntezatorów. Spory wpływ na zjawisko miał sukces Lady Gagi. Twórczość artystki opiera się prawie wyłącznie na elektronice, która w Stanach do niedawna była niszą. Jej pierwsze piosenki, ze względu na odmienne od mainstreamu brzmienie można było spotkać jedynie na listach przebojów muzyki elektronicznej. Dopiero ogromna popularność sprawiła, że dziwne brzmienie utworów Gagi stało się trendem określanym jako Dance-Pop.
Nazwa pospolita, trochę sugerująca, że mamy do czynienia z kiczem do kwadratu. Więcej informacji poszukałem w Wikipedii. Ze skromnego artykułu możemy się dowiedzieć, że gatunek wyróżnia zastosowanie elektronicznych instrumentów oraz bardzo melodyjny refren. Ze swojej strony dodam, że refren powinien być śpiewany wyraźnie wyższym tonem, niż zwrotki. Gatunek narodził się na początku lat 80. i do końca tej dekady miał wpływ na muzykę popularną. Wśród ówczesnych wykonawców Wiki wymienia m.in Kylie Minogue. Szczyt popularności osiągnął w USA od ok. 2010 roku. Czołowi wykonawcy to Lady Gaga, Ke$ha (Wiki podaje też Katy Perry, według mnie błędnie). 
Amerykańskie gwiazdy innych gatunków szybko nagrały płyty na nową modłę. Niżej jedna z moich ulubionych piosenek DP w wykonaniu Rihanny (dawniej gwiazdy RnB, dawniej bo nowa twórczość nijak ma się do tej muzyki). Miła, bardzo energetyczna, świetnie wyprodukowana a do tego przyjemny, kolorowy teledysk.

wtorek, 4 stycznia 2011

Hity na Karnawał 11

Kochani czytelnicy i Jego Magnificencjo z Encyklopedii! Przygotowałem składankę z najlepszymi piosenkami na nadchodzący karnawał. Specjalnie dla Was link do ściągnięcia bez odejmowania transferu z serwisu chomikuj - hasło: 2011

Karnawał 2011



01.Hurts - Wonderful Life (Freemasons Radio Edit) .mp3
02.Lady GaGa - Dance In The Dark.mp3
03.Selena Gomez - Naturally.mp3
04.Syke n Sugarstarr and Alexandra Prince-So alive.mp3
05.Kelly Rowland ft. Davis Guetta - Commander.mp3
06.4 Strings - Take Me Away (Dave Darell Radio Edit).mp3
07.David Guetta Ft. Rihanna - Who's That Chick.mp3
08.Kelis-Brave.mp3
09.Rihanna Only Girl (In the World).mp3
10.Dan Balan - Justify Sex.mp3
11.JES - Closer.mp3
12.Remedy P & R - No Superstar (Mr. Pink RMX).mp3
13.Sophie Ellis-Bextor - Bittersweet (Freemasons Club Mix).mp3
14.Diamond Rain feat Dariya - I Need U Tonight.mp3

niedziela, 2 stycznia 2011

Prawdziwa Opowieść Wigilijna cz. 4

Pierwsza noc. Boli jak cholera, dostaję kroplówkę z Ketonalem. Nie mogę się na niczym skupić, leżę sam w pokoju i patrzę w sufit. Nie zasnę, pustka, dziwna samotność z dala od ludzi, bez rzeczy, używek którymi mogłem zagłuszyć . Znów myśli o śmierci, nie strach tylko refleksja, że kiedyś znajdę się po raz drugi na pustej sali, tak samo bezsilny i bezbronny. Teraz wiem, że wyjdę, że to nic poważnego, wtedy nie będę miał okazji nic naprawić... I stanie się to równie nagle, nieoczekiwanie, za lat 60 albo jutro.
A czyściec? Jeśli istnieje to na pewno jest mieszanką tej samej wymuszonej bierności w bólu, tęsknoty. Możesz tylko czekać... Za późno.
"Czy pobyt tu odejmą mi od czyśćcowych mąk?" (ależ jestem głupi)
Jeśli założyć analogię do czyśćca ile takich nocy czeka na mnie po śmierci? Czy będą liczone z łez innych, które spowodowałem czy też ze zmarnowanych szans. Co zostawiam za sobą na świecie? Co do niego wnoszę? Co już wniosłem, co jeśli miałbym umrzeć dziś noc? Płaczę. Lek zaczyna działać, zasypiam.

sobota, 1 stycznia 2011

Prawdziwa Opowieść Wigilijna cz. 3

"Pokaż co to za jeden. Jakaś dziwna ulica, myślisz, że to w Warszawie? Pisze, że Warszawa. Osiemdziesiąty trzeci, no młody a już połamany. Gdzie go kładziemy? Chłopak, nie będzie tu leżał z tymi dziadkami na korytarzu. Zadzwonię do Ewki, tam go położymy a potem się pomyśli."

"I jak się czujesz? Boli mocno? Noc może być trudna. Dobranoc Biedaczku."

"O ja jebie (zamurowało mnie jak przeczytałem tego SMS od Ciebie). Daj znać jak tylko będziesz mógł rozmawiać to zadzwonię albo chociaż się smsowo skontaktujmy. Czekam."

"A gdzie tak wstaje??? Krycha! Ten dziadzio z ósemki wylazł z łóżka, weź mi pomóż go włożyć z powrotem. Co? Jak siku to jest kaczka. Co Pan myśli, że będę  teraz na barana po szpitalu nosiła?"

" Co się leje z opatrunku? No zobaczyć to ja zawsze mogę ale się nie znam bo ja tu tylko sprzątam"