1

czwartek, 17 marca 2011

Coming Out (hurtowo :P)

Ktoś kiedyś powiedział mi, że poziom "wyoutowania" jest wskaźnikiem rzeczywistego pogodzenia się z orientacją. W tamtych czasach uważałem, że to moja prywatna sprawa i mogę powiedzieć o niej komuś kogo dobrze znam i wiem, że nie zrobi z niej użytku. Cały czas miałem w pamięci chłopaka, z którym zaczynałem pracę, mówiącego o tym wszystkim napotkanym osobom. Pamiętam śmiechy za jego plecami, "uważaj na niego i się nie schylaj, ostatnio podchodzę a ten czyta sobie o Paradzie Równości...". Z jednej strony uważałem jego zachowanie za nierozważne, z drugiej gdzieś w środku zazdrościłem, podziwiałem odwagę.
Trochę później przyjąłem strategię - nie mówię ale nie ukrywam. Taka swoista hybryda, w której czasem dawałem lekko do zrozumienia, że jestem gejem ale kończyłem dyskusję gdy ktoś obcy zaczynał drążyć temat.
Tylko jaki to miało sens? Jakiś czas temu lepsza koleżanka, która już się domyślała opowiedziała mi historię pewnej dziewczyny, która także z nami pracowała. Spekulacjom nie było końca, wszystkie plotki i domysły zakończyły się gdy dziewczyna oświadczyła, że jest lesbijką.
Od trzech tygodni chodzę na terapię grupową DDA (co to jest?: http://www.dda.charaktery.eu/). Na początku każdy mówi z czym przychodzi, co było w tym tygodniu sprawą, która najbardziej go poruszyła. Tematy są naprawdę mocne. Tym razem uznałem, że zrozumienie przez grupę mojej sprawy wymaga wyznania, że wolę mężczyzn.
Gdy przyszła moja kolej zrobiłem się czerwony jak burak. Nie miałem odwagi spojrzeć wprost na nikogo z 20 osób na sali. Popatrzyłem w podłogę i wydukałem: chciałbym zacząć od tego, że jestem gejem bo to dość istotne dla zrozumienia sprawy, z którą przychodzę. Nagle zrobiło mi się tak niesamowicie lekko, poczułem, że klamka zapadła, teraz będę mógł być do końca sobą. Wyznanie zostało dobrze przyjęte, zebrałem pochwały za odwagę, zauważyłem, że dopiero po kilku minutach oderwałem wzrok od podłogi i odważyłem patrzeć się wprost na innych. Lekki i znów dumny z siebie a jednocześnie bliższy wszystkim pozostałym członkom grupy.

6 komentarzy:

  1. Łooo. Szacun. Nie wyobrażam sobie w ogóle terapii grupowej, a już tym bardziej wypowiadania się tam o czymkoliwek. Ważne, że Ci ulżyło. My, ludzie werbalizując pewne rzeczy odczuwamy ulgę. I chyba jest to ważne w momencie, gdy mówimy o problemach (ale nie tylko) przyjaciołom, terapeutom, znajomym...

    OdpowiedzUsuń
  2. W tej terapii ważne są wszystkie elementy. Po pierwsze tak jak zauważyłeś uczę się nazywać problemy, wywalać z siebie to co leży na wątrobie :) Ważna jest sama grupa, to nie jest jedna osoba, którą znasz. W grupie każdy stara się obiektywnie podejść do sprawy, w bliższych relacjach często bronimy znajomego, przyjaciela. Na koniec samo słuchanie historii innych, bardzo podobnych do tych które znamy z własnego życia. Gdy ktoś opowiada o swoim zachowaniu w danej sytuacji, widzisz cały nonsens tego zachowania a z drugiej strony masz świadomość, że w identycznych okolicznościach robiłeś dokładnie tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmmm... naprawdę podziwiam i mam nadzieję, że rozwiążesz problemy związane z terapią, na którą uczęszczasz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pełen szacun:-)!!Powodzenia na terapii!Wiem,że takie spotkania odnoszą pożądany efekt.Koleżanka ktora uczestniczy w terapii w przychodni na Jagiellonskiej jest wniebowzieta:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki! Świat jest mały... też chodzę na Jagiellońską ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. OOOO! No rzeczywiscie mały!!!Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń