Wczoraj do późnej nocy rozmawiałem z J., która jest lekarzem i przez dłuższy czas pracowała na pogotowiu rautnkowym. Nie mogłem wyjść z podziwu dla zimnej krwii, dyscypliny, skupienia wręcz bohaterstwa na jakie ta wrażliwa dziewczyna musiała się zdobyć.
Największym szokiem była informacja o łańcuchach... O co chodzi? Bardzo duża cześć spraw do jakich wzywa się karetkę to wypadki motocyklistów. Gdy tylko dyspozytor dowiaduje się, że chodzi o wypadek, w którym brał udział motocyklista, niezależnie od sytuacji, przedstawionej przez zgłaszającego karetka jedzie z priorytetem 1 czyli na sygnale i ma tylko 8 minut na znalezienie się na miejscu zdarzenia.
Każdy kto widział wypadek tego typu domyśla się czemu. Część właścicieli jednośladów, szczególnie ścigaczy zakłada łańcuch. Z jednej strony jest przymocowany do ramy motoru, z drugiej opleciony wokół szyi. W razie wypadku od razu ucina głowę...
Czy serio poruszanie się na jednośladzie jest tak ważne jak samo życie? Czy dla kogoś stanowi jego sens? Czy to brutalny realizm, zimne ocenianie własnych sił przy wypadku czy pozbawianie się ich? Czy szybka śmierć jest lepsza od cienia nadziei na życie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz