Kochani! Witajcie w kolejnym, siódmym już odcnku naszego programu krzewienia aktywnosći fizycznej w społeczeństwie. Fit ukazuje się zawsze w niedzielę a jego autor testuje najróżniejsze ciekawe sposoby na ruch, sport, zrzucenie paru kilo albo po prostu dobrą zabawę.
Tygodniowa przerwa nie była spowodowana nudą czy brakiem tematu - wręcz przeciwnie. Trochę czasu zajęło wcielenie w życie szaleńczego pomysłu, o którym napisałem tydzień temu, a mianowicie dojeżdżania do pracy rowerem.
Pierwszym i najważniejszym narzędziem jest sam rower i tu od razu się pochwalę. Po analizie różnych modeli i marek pod kątem potrzeb, jakości a tez ceny wybrałem swoje dwa kółka. Czytałem w internecie, że rowery Decathlon mają bardzo dobry stosunek jakości do ceny i technicznie są porównywalne z kilka razy droższymi odpowiednikami znanych marek. Co więcej, nie opierają się na chińskich częściach, zarówno rama jak i soprzęt pochodzą z EU a w zalezności od wzrostu można wybrać rozmiar ramy od S do XL (może to ta analogia do rozmiarów odzieży zadecydowała o wyborze??? Jest to dla mnie o tyle ważne, że poprzedni rower maiałem z Kitaju i na wybojach wygięła mi się w tył rura od siodełka (no może dlatego,że byłem grubasek... :) ). Wybrałem model miejski, w kolorze ciemny grafit mat z pełnym osprzętem.
Po zakupie roweru kolejnym wyzwaniem stała się trasa. Po raz pierwszy wybrałem się do pracy w dniu zakupu. Mniej więcej wiedziałem, którędy mam jechać ale mniej więcej a dokładnie robi dużą różnicę... Gdzieś na wysokości Mokotowa wszystko mi się pokiełbasiło i klucząc miedzy przechodniami a chodnikami zapchanymi w samochodach się zgubiłem. Był póxny wieczór w okolicach 22 i nawet miejsca, któe widziałem już zza szyby samochodu z pozycji rowerzysty wyglądały zupełnie inaczej... Jakiś park, potem ogródki działkowe, ceglane pustostany w centrum Warszawy i ciemno... dopiero po chwili przypomniałem sobie, że rano jeżdzę w drugą stronę ulicą. Dzięki Bogu udało mi się dojechać i wrócić ale uznałem, że jeśli tak ma wyglądać codzienny dojazd to ja dziękuję... Nastepnego dnia dokładnie przeanalizowałem trasy na mapie. W Warszawie mamy bardzo dużo świetnych tras i ścieżek, problem tylko, że urywają się często w dziwnych miejscach i trzeba po prostu wiedzieć, że np dalszy ciąg jest za 200 metrów chodnika, albo trzeba zejśc po schodkach i za rogiem kamieniczki jest inna ścieżka. Jeśli ktoś serio planuje takie wyprawy na początek warto zajrzeć do serwisu ze wszystkimi ścieżkami i szlakami rowerowymi: http://trasy.info.pl/. Ten ogólnopolski serwis pokazuje nie tylko wydzielone ścieżki ale także odcinki chodnika i jezdni przenaczone do ruchu rowerów (trasy).
Okazało się, że ten sam odcinek do pracy mogę pokonać nie tylko prawie w całości na wydzielonej ścieżce, ale z pięknymi widokami jadąc najdłuzszą w Warszawie a może i w Polsce trasą "Szlak Nadwiślański". Niżej kilka miejsc, które mijam po drodze - z autopsji mogę tylko dodać, że wysiłek jest wart dla samych widoków.
2. Mariensztat
3. Park Agrykola
Potem jeszcze Łazienki Królewskie, malownicza, biegnąca w dół Belwederska wraz ze wszystkimi zabytkowymi willami, w których mieszczą się ambasady i samym Belwederem a na koniec bardzo szybki odcinek wzdłuż trasy. W Łazienkach, które wypadają mniej więcej w połowie postanowiłem robić sobie przerwę na papierosa, za każdym razem na innnej ławce :)
Dziś rano się zważyłem i waga wskazuje ciągły wzrost:
waga: 85 kg
tłuszcz: 12,7%
Być może to efekt większej aktywności a co za tym idzie jedzenia, a może po prostu po miesiącach bez aktywności apetyt i duże ilości świeżego powietrza robią swoje. Mam na szczęscie oczy i lustro i znów widzę jak po śnie zimowym ogranizm się budzi, na nogach przez bieganie i rower zaznaczją się wszystkie ścięgna i łydki a brzuszek jest tylko fałdką skóry. Wynikó powyższych nie biorę do końca serio i przez cały czas nie mogę się nacieszyć tym nowym odkryciem pod tytułem rower jako środek transportu.
fajny rower, mój czeka niestety gruntowna renowacja (zardzewiał na balkonie).
OdpowiedzUsuńTrasa rzeczywiście bardzo atrakcyjna:) Niestety zauważyłem podczas weekendu smutną zasadę dotyczącą Warszawy - albo jest ładna, albo brzydka, nie mam nic pomiędzy...
Ciekawe spostrzeżenie! Nigdy się nad tym nie zastanawiałem ale rzeczywiście coś w tym jest. Wiesz, takie ostre,napewno ostrzjeszze kontrasty niż w innych miastach są w centrum. Walące się rudery, które kiedyś były kamienicami obok superapartamentów, bar mleczny a w nim bezdomny pan z jedną nogą na Krakowkim Przedmieściu a lokal obok lans i szklanka wody za 20 zł... Osiedla mieskzaniowe wydają mi się bardziej normalne i bezkontrastowe.
OdpowiedzUsuń