1

niedziela, 25 kwietnia 2010

Fit

Dziś rano się zważyłem i nie bedę nawet wpisywał wyników :). Jedzenie nadal było ważne a z motywacją trudno.Już w krókim życiu byłem i gruby i szczupły. Pzy pewnej wręcz chudości (79 kg przy 194 cm w zeszłym roku) nie uważałem się za dużo atrakcyjniejszego. Pamiętam , że łatwiej się biegało bo mocne nogi były przyzwyczajone do znacznie większych obciązeń (biegałem także gdy wazyłem 96 kg). Biegnąc najmocniej odczuwałem uroki lekkości. Do tego musiałem kupić nowe mniejszcze spodnie bo w starych (które znów są dla mnie dobre :D) czułem się jak w worku. Tyle.
Tym razem odchudzanie było oderwane od czegoś wiecej  - jako cel sam w sobie jest strasznie trudne. Pozostają nawyki żywieniowe. Tkanka tłuszczowa nabyta w dzieciństwie nigdy nie znika - może się co najwyżej skurczyć i przy pierwszej okazji nasiąknąć od nowa tłuszczem z placków, oponek, wafli i iinych wspaniałości.
Wiadomo jak to jest z uczuciami a mam na myśli te może i prymitywne ale bardzo fajne uczucie zakochania. Chemia powoduje ciągłe uczucie sytości i euforii tak, że w skarjnym przypadku można zapomnieć czy w danym dniu cokolwiek się zjadło.
W nąstępnych tygodniach nie wyglądam motylków i stanów zakochania :) ale zamierzam powtórzyć sposób odżywania, który miewałem w takich stanach. Stawiam na maślankę, płątki owsiane, owoce i sok ważywny. Doprawię większą ilością ruchu a gdy spadnie mi cukier - zawsze mogę kupić puszkę Pepsi.
Nie może być tak,że nie mieszczę się w rurki :) Koniec świata...

Treningi:
Odczyt z zegarka biegowego
24/04
dystans: 10,01 km
czas: 1:00:08
spalone kalorie: 906 kcal
25/04
dystans: 12,97 km
czas: 1:52:39
spalone kalorie: 1151
Rower:
54 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz