Co nie przystoi, co wypada a co nie mając lat 25, 30, 35... Był taki czas gdy pewne wzorce zachowań dla grup wiekowych były ściśle określone. Później pokolenia od lat 60. łamały te schematy. Myślę, że takie wydłużanie okresu młodości może być fajne gdy poprawia to humor i jest zgodne ze sposobem bycia, charakterem człowieka.
Z drugiej strony mam wrażenie, że w jakimś okresie sztuczne przedłużanie wieku młodzeńczego stało się niejako obowiązkiem. Nie chodzi mi o głód życia, to radosne oczekiwanie na następny dzień i świadomość wszystkich wspaniałości, które mogą Cię jeszcze spotkać.
Mam raczej na myśli postawę, w której każde powiększenie cyferki wieku traktujesz jako ujmę, oddalenie od stanu idealnego. Zamiast docenić cały potencjał jaki daje Ci wiek zaczynasz myśleć o cofnięciu zegara.
Zaniżanie wieku, traktowanie jako obciązenia jest czasem zabawne (zapraszam do oglądnięciu profili 50 letnich 29-latków na fellow). Zazwyczaj jednak po prostu jest głupie...
Choć może wiecznym nastolatkom także cały arsenał środków zewnętrznych i zachowań. W dążeniu do cofnięcia zegara także myślenie cofa się do poziomu 13stki... by nie odstawać od reszty :)
Taka myśl, która mi przyszła po przeglądnięciu kilku stron bloga street fashion czyli zdjęć ciekawie ubranych osób z ulic Europy Zachodniej... Nie szata zdobi człowieka ale wiele mówi o włąscicielu, jego dążeniach, sposobie życia...
Co ujdzie 20 latkowi...
...kilka lat później robi się zabawne...
Aż do przekroczenia magicznej granicy kuriozum gdy niespełnione sny o młodości i zewnętrznych powabach pchają w rejony niezbadane i nieprzewidywalne a głębokie niczym Rów Mariański...
To pisałem do chyba do siebie... :D
Jak na straganie tak w życiu i na blogu wszystko wymieszane. Dobrze jeśli wsród tandety i świecidełek trafiają się skarby.
1
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
niedziela, 25 kwietnia 2010
Fit
Dziś rano się zważyłem i nie bedę nawet wpisywał wyników :). Jedzenie nadal było ważne a z motywacją trudno.Już w krókim życiu byłem i gruby i szczupły. Pzy pewnej wręcz chudości (79 kg przy 194 cm w zeszłym roku) nie uważałem się za dużo atrakcyjniejszego. Pamiętam , że łatwiej się biegało bo mocne nogi były przyzwyczajone do znacznie większych obciązeń (biegałem także gdy wazyłem 96 kg). Biegnąc najmocniej odczuwałem uroki lekkości. Do tego musiałem kupić nowe mniejszcze spodnie bo w starych (które znów są dla mnie dobre :D) czułem się jak w worku. Tyle.
Tym razem odchudzanie było oderwane od czegoś wiecej - jako cel sam w sobie jest strasznie trudne. Pozostają nawyki żywieniowe. Tkanka tłuszczowa nabyta w dzieciństwie nigdy nie znika - może się co najwyżej skurczyć i przy pierwszej okazji nasiąknąć od nowa tłuszczem z placków, oponek, wafli i iinych wspaniałości.
Wiadomo jak to jest z uczuciami a mam na myśli te może i prymitywne ale bardzo fajne uczucie zakochania. Chemia powoduje ciągłe uczucie sytości i euforii tak, że w skarjnym przypadku można zapomnieć czy w danym dniu cokolwiek się zjadło.
W nąstępnych tygodniach nie wyglądam motylków i stanów zakochania :) ale zamierzam powtórzyć sposób odżywania, który miewałem w takich stanach. Stawiam na maślankę, płątki owsiane, owoce i sok ważywny. Doprawię większą ilością ruchu a gdy spadnie mi cukier - zawsze mogę kupić puszkę Pepsi.
Nie może być tak,że nie mieszczę się w rurki :) Koniec świata...
Treningi:
Odczyt z zegarka biegowego
24/04
dystans: 10,01 km
czas: 1:00:08
spalone kalorie: 906 kcal
25/04
dystans: 12,97 km
czas: 1:52:39
spalone kalorie: 1151
Rower:
54 km
Tym razem odchudzanie było oderwane od czegoś wiecej - jako cel sam w sobie jest strasznie trudne. Pozostają nawyki żywieniowe. Tkanka tłuszczowa nabyta w dzieciństwie nigdy nie znika - może się co najwyżej skurczyć i przy pierwszej okazji nasiąknąć od nowa tłuszczem z placków, oponek, wafli i iinych wspaniałości.
Wiadomo jak to jest z uczuciami a mam na myśli te może i prymitywne ale bardzo fajne uczucie zakochania. Chemia powoduje ciągłe uczucie sytości i euforii tak, że w skarjnym przypadku można zapomnieć czy w danym dniu cokolwiek się zjadło.
W nąstępnych tygodniach nie wyglądam motylków i stanów zakochania :) ale zamierzam powtórzyć sposób odżywania, który miewałem w takich stanach. Stawiam na maślankę, płątki owsiane, owoce i sok ważywny. Doprawię większą ilością ruchu a gdy spadnie mi cukier - zawsze mogę kupić puszkę Pepsi.
Nie może być tak,że nie mieszczę się w rurki :) Koniec świata...
Treningi:
Odczyt z zegarka biegowego
24/04
dystans: 10,01 km
czas: 1:00:08
spalone kalorie: 906 kcal
25/04
dystans: 12,97 km
czas: 1:52:39
spalone kalorie: 1151
Rower:
54 km
piątek, 23 kwietnia 2010
Give Me One More Chance - Odcinek 2: "Więc nie jestem sam - Pan Gwiadka "
Cofniemy się na chwilę do czerwca 2008. Po raz pierwszy się przełamałem i założyłem profil na fellow. Nie chciałem nikogo znależć, nie szukałem a sama myśl o pokazaniu komukolwiek, choćby w cyberprzestrzeni, że jestem gejem przychodziła niezwykle ciężko. Gdzięs tam w środku byłem wkurzony na cały świat, że właśnie taki się urodziłem a jednocześnie ta pogarda wobec siebie przekładała się na niechęć do innych chłopaków o takiej orientacji.
Zbliżały się moje 25 urodziny i po raz pierwszy poczułem, że się starzeje. Zrozumiałem,że niezależnie od moejgo stosunku do homoseksualizmu żyję tylko raz i jeśli teraz nic nie zrobię za kilka lat może być za późno. Założyłem profil, za nic w świecie nie chciałem pokazywać twarzy więc przy zakłądaniu szybko cyknąłem sobie fotkę komórką przy zachodzie słońca i zamkniętych żaluzjach :) - poniżej
Profil cieszył się zdecydowanie zbyt dużym powodzeniem... Jeszcze w dniu założenia dwóch 21 letnich wóczas chłopaków zaczęło rozpisywać się jak wierzą w związki na całe życie itp... Ja tylko chciałem poznać kogoś dla kogo będę mógł bez żadnych niedopwodzeń funkcjonować jako kolega, też gej. Tylko tyle.
Na proflu istne szaleństwo i przy każdym klieknięciu w prawym rogu portalu pokazywały się nowe wiadomości. Myślałem, że mi się śni ale wszystko działo się tak szybko, że nie miałem czasu na zastanowinie. Wieczorem chłopak,z którym wymieniłem najwięcej iwadomości dał mi do siebie numer. Strasznie mi się podobał a jednocześnie paraliżował mnie strach i zakłopotowanie bo w naszych wiadomościach coraz więcej było flitru. Nie byłem przygotowany na jakiekolwiek uczucia, szukałem tylko znajomego. Odpisałem mu a jako odpowiedź pierwszy w raz życiu dostałem smsa z nazwijmy to "elementami czułości" czy flitru. Nic niemoralnego ale nie mogąc zasnąć w nocy uświadomiłem sobie, że pierwszy raz w życiu inny chłopak o takiej samej orientacji myśli o mnie przez zaśnięciem... Następne dni i tygodnie przyniosły zawód. Uznałem wtedy,że nie jest to dobre miejsce na poznanie kogoś, kto nie będzie ciągnął cię do łóżka. Tak myślałem a jednocześnie coraz bardziej dochodziły do głosu wyrzuty sumienia.Co ja robię? Ostatecznie przestałem wchodzić na profil w lipcu.
Przyszła zima, śmierć T.,o której pisałem w poprzednim odcinku, perspektywa być może utraty pracy a napewno dużych zmian. Z nowym rokiem postnaowiłem nie zmarnować ani chwili. Szybko wróciła sprawa orientacji. Mineło trochę czasu i bez wysiadywania wieczorami jak to bywało w czerwcu zacząłem logować się na starym profilu minimalizując okienko w tle za każdym razem gdy robię coś przy kompie. Jednej nocy zapomniałem go wyłaczyć a z jakichś powodów fellow automatycznie mnie nie wywalił. Gdy wróćiłem z pracy i zacząłem zamykać okienka żeby wyłączyć laptopa zauważyłem, że mam nowe wiadomości. Jedna z nich długością dorównywała średniej wielkości artykułowi. Musiała dojść w nocy bo zaczyna się od pytania czemu nie śpię... Dalej było o wyobrażeniu autora na mój temat. Nie rozumiałem jak z tego niedługiego opisu i przyciemnionego zdjęcia ktoś mógł tyle wywnioskować ale czytałem z wypiekami bo nie były to kompelenty pod moim adresem z przeceny w Tesco jakie czytywałem w czerwcu. Gwiadzka myślał, miał własne zainteresowania, świat, potrafił ładnie pisać. Nigdy wcześniej nie dostałem tak serdecznej, pozytywnej wiadomości na tym portalu. Po kilku "czytaniach" odpisałem w tym samym duchu. Już wieczorem czekała na mnie jeszcze dłuższa odpowiedź... Bałem się wejśc na jego profil. Długo tego nie robiłem bo nie było dla mnie ważne jak wygląda. Nie chciałem ani się zawieść ani też poczuć czegoś, nad czym nie będę w stanie zapanować. Mijały dni a ja zyłem czekając na nastepną odpowiedź. W końcu w jednym z maili przemogłem się i pierwszy dałem telefon. Chciałem sam zrobić choć jeden krok naprzód do poznania Gwiazdki. Następnego dnia rano czekały już na mnie życzenia.
Przyszedł weekend i jak zawsze rano czekał na mnie sms... Gwiazdka zaprasza mnie do kina na grany wówczas "Opowiedz mi o deszczu". Szok! Poczułem się jak człowiek nabardziej na świecie nieprzygotowany do jakiegokolwiek wyjścia, radnki czy czegokolwiek. Przestałem mu odpisywać i autentycznie złapało mnie przeziębienie. Uświadomiłem sobie, że ten dobry humor, wszystkie miłe stany to nieznane wcześniej, rodzące się powoli uczucia. Zalogowałem się na profilu bo wiedziałem,że przyszedł czas rozliczenia z rzeczywiśtością. Chcę zoabczyć jego zdjęcie bo jeśli to co dzieję się w środku jest uczuciem, muszę się dowiedzieć na ile moje mgliste wyobrażenia o chłopaku po drugiej stronie są realne.
Nieszczęście!!! Gwiazdka okazał się nie tylko fajnym kolegą do korespondencji ale też chłopakiem z posągową urodą. Nigdy nie myślałem, że patrząc na aktrakcyjność innego mężczyny będę ją przeklinał. Marzyłem żeby miał zniechęcającą powierzchowność, która zrównoważy wnętrze. ZONK!
Poznaliśmy się kilka dni później. Na jednym ze zdjęć pod hasłem o które nie prosiłem Gwiadka był ubrany w habit. Już wcześniej wiele razy chciałem o to spytać ale się wstydziłem. Widząc jak omija tematy związane z seksem, skupia się na poznaniu charakteru drugiej osoby, troszczy się żeby więcej dać niż wziąć podejrzewałem, że Gwiazdka może być wierzący. Gdzieś musiał nabyć taki właśnie sposób patrzenia na innych ludzi i przekonanie o wartościach, o których pisaliśmy. Odkrycie, że rzeczywiście wiara była dla niego istotna na pewnym etapie i jeszcze jej nie stracił choć "bije się z tym wszystkim" była kolejnym szokiem... ...przedostatnim.
Gwiazdka zniknął. Rozpłynął się, porzegnał jakoś tak dziwnie po spacerze i wyczułem że więcej go nie zobaczę. Skasował też profil... Co jakiś czas przez nastęny rok gdy miałem profil na fellow wpisywałem kryteria, na podstawie których go znajdę ale nigdy nie wpadłem na nowy. Nie odpowiadał na kom.
W dniu gdy zrozumiałem, że nigdy go już nie spotkam poszedłem na Mszę, przez całą płakałem a ludzie się patrzyli, myśleli pewno, że rozegrała się u mnie jakaś nieprawdopodobna tragedia...
Jeszcze tego samego dnia poznam kogoś nie tylko jeszcze bardziej serdecznego i ciekawego od Gwiazdki ale jednego z najwazniejszych i najbliższych dla mnie Ludków w całej ogólności...
Koniec odcinka 2
Zbliżały się moje 25 urodziny i po raz pierwszy poczułem, że się starzeje. Zrozumiałem,że niezależnie od moejgo stosunku do homoseksualizmu żyję tylko raz i jeśli teraz nic nie zrobię za kilka lat może być za późno. Założyłem profil, za nic w świecie nie chciałem pokazywać twarzy więc przy zakłądaniu szybko cyknąłem sobie fotkę komórką przy zachodzie słońca i zamkniętych żaluzjach :) - poniżej
Profil cieszył się zdecydowanie zbyt dużym powodzeniem... Jeszcze w dniu założenia dwóch 21 letnich wóczas chłopaków zaczęło rozpisywać się jak wierzą w związki na całe życie itp... Ja tylko chciałem poznać kogoś dla kogo będę mógł bez żadnych niedopwodzeń funkcjonować jako kolega, też gej. Tylko tyle.
Na proflu istne szaleństwo i przy każdym klieknięciu w prawym rogu portalu pokazywały się nowe wiadomości. Myślałem, że mi się śni ale wszystko działo się tak szybko, że nie miałem czasu na zastanowinie. Wieczorem chłopak,z którym wymieniłem najwięcej iwadomości dał mi do siebie numer. Strasznie mi się podobał a jednocześnie paraliżował mnie strach i zakłopotowanie bo w naszych wiadomościach coraz więcej było flitru. Nie byłem przygotowany na jakiekolwiek uczucia, szukałem tylko znajomego. Odpisałem mu a jako odpowiedź pierwszy w raz życiu dostałem smsa z nazwijmy to "elementami czułości" czy flitru. Nic niemoralnego ale nie mogąc zasnąć w nocy uświadomiłem sobie, że pierwszy raz w życiu inny chłopak o takiej samej orientacji myśli o mnie przez zaśnięciem... Następne dni i tygodnie przyniosły zawód. Uznałem wtedy,że nie jest to dobre miejsce na poznanie kogoś, kto nie będzie ciągnął cię do łóżka. Tak myślałem a jednocześnie coraz bardziej dochodziły do głosu wyrzuty sumienia.Co ja robię? Ostatecznie przestałem wchodzić na profil w lipcu.
Przyszła zima, śmierć T.,o której pisałem w poprzednim odcinku, perspektywa być może utraty pracy a napewno dużych zmian. Z nowym rokiem postnaowiłem nie zmarnować ani chwili. Szybko wróciła sprawa orientacji. Mineło trochę czasu i bez wysiadywania wieczorami jak to bywało w czerwcu zacząłem logować się na starym profilu minimalizując okienko w tle za każdym razem gdy robię coś przy kompie. Jednej nocy zapomniałem go wyłaczyć a z jakichś powodów fellow automatycznie mnie nie wywalił. Gdy wróćiłem z pracy i zacząłem zamykać okienka żeby wyłączyć laptopa zauważyłem, że mam nowe wiadomości. Jedna z nich długością dorównywała średniej wielkości artykułowi. Musiała dojść w nocy bo zaczyna się od pytania czemu nie śpię... Dalej było o wyobrażeniu autora na mój temat. Nie rozumiałem jak z tego niedługiego opisu i przyciemnionego zdjęcia ktoś mógł tyle wywnioskować ale czytałem z wypiekami bo nie były to kompelenty pod moim adresem z przeceny w Tesco jakie czytywałem w czerwcu. Gwiadzka myślał, miał własne zainteresowania, świat, potrafił ładnie pisać. Nigdy wcześniej nie dostałem tak serdecznej, pozytywnej wiadomości na tym portalu. Po kilku "czytaniach" odpisałem w tym samym duchu. Już wieczorem czekała na mnie jeszcze dłuższa odpowiedź... Bałem się wejśc na jego profil. Długo tego nie robiłem bo nie było dla mnie ważne jak wygląda. Nie chciałem ani się zawieść ani też poczuć czegoś, nad czym nie będę w stanie zapanować. Mijały dni a ja zyłem czekając na nastepną odpowiedź. W końcu w jednym z maili przemogłem się i pierwszy dałem telefon. Chciałem sam zrobić choć jeden krok naprzód do poznania Gwiazdki. Następnego dnia rano czekały już na mnie życzenia.
Przyszedł weekend i jak zawsze rano czekał na mnie sms... Gwiazdka zaprasza mnie do kina na grany wówczas "Opowiedz mi o deszczu". Szok! Poczułem się jak człowiek nabardziej na świecie nieprzygotowany do jakiegokolwiek wyjścia, radnki czy czegokolwiek. Przestałem mu odpisywać i autentycznie złapało mnie przeziębienie. Uświadomiłem sobie, że ten dobry humor, wszystkie miłe stany to nieznane wcześniej, rodzące się powoli uczucia. Zalogowałem się na profilu bo wiedziałem,że przyszedł czas rozliczenia z rzeczywiśtością. Chcę zoabczyć jego zdjęcie bo jeśli to co dzieję się w środku jest uczuciem, muszę się dowiedzieć na ile moje mgliste wyobrażenia o chłopaku po drugiej stronie są realne.
Nieszczęście!!! Gwiazdka okazał się nie tylko fajnym kolegą do korespondencji ale też chłopakiem z posągową urodą. Nigdy nie myślałem, że patrząc na aktrakcyjność innego mężczyny będę ją przeklinał. Marzyłem żeby miał zniechęcającą powierzchowność, która zrównoważy wnętrze. ZONK!
Poznaliśmy się kilka dni później. Na jednym ze zdjęć pod hasłem o które nie prosiłem Gwiadka był ubrany w habit. Już wcześniej wiele razy chciałem o to spytać ale się wstydziłem. Widząc jak omija tematy związane z seksem, skupia się na poznaniu charakteru drugiej osoby, troszczy się żeby więcej dać niż wziąć podejrzewałem, że Gwiazdka może być wierzący. Gdzieś musiał nabyć taki właśnie sposób patrzenia na innych ludzi i przekonanie o wartościach, o których pisaliśmy. Odkrycie, że rzeczywiście wiara była dla niego istotna na pewnym etapie i jeszcze jej nie stracił choć "bije się z tym wszystkim" była kolejnym szokiem... ...przedostatnim.
Gwiazdka zniknął. Rozpłynął się, porzegnał jakoś tak dziwnie po spacerze i wyczułem że więcej go nie zobaczę. Skasował też profil... Co jakiś czas przez nastęny rok gdy miałem profil na fellow wpisywałem kryteria, na podstawie których go znajdę ale nigdy nie wpadłem na nowy. Nie odpowiadał na kom.
W dniu gdy zrozumiałem, że nigdy go już nie spotkam poszedłem na Mszę, przez całą płakałem a ludzie się patrzyli, myśleli pewno, że rozegrała się u mnie jakaś nieprawdopodobna tragedia...
Jeszcze tego samego dnia poznam kogoś nie tylko jeszcze bardziej serdecznego i ciekawego od Gwiazdki ale jednego z najwazniejszych i najbliższych dla mnie Ludków w całej ogólności...
Koniec odcinka 2
czwartek, 22 kwietnia 2010
Kim Wilde
Jej muzyka ciągle fascynuje. Upłynęlo już 10 lat gdy po raz pierwszy usłyszałem "Kids in America" i trzy gdy zgromadziłem i wielokrotnie odsłuchałem dyskografię. Bardzo dobry, melodyjny pop zaczepiający o elektro. Image, który bardzo mocno wpłynął na mój własny sposób ubierania - choćby zamiłowanie do pasiastych t-shirtów :)
Lista piosenek Kim, którymi chciałbyś się podzielić jest zbyt długa na jeden wpis ale od czegoś trzeba zacząć.
Lista piosenek Kim, którymi chciałbyś się podzielić jest zbyt długa na jeden wpis ale od czegoś trzeba zacząć.
środa, 21 kwietnia 2010
Maraton
Panie i Panowie! Mam przyjemność pochwalić się ukończeniem w niedzielę biegu o magicznym dystansie! Tak - nie wierzyłem, że się uda, kilka razy nie miałem siły a po powrocie otarcia i zakwasy. ....ale jakie to ma znaczenie. Przebiegłem 42,200 km!
Pokonanie tego dystansu wymagało obiegnięcia niemal całej Warszawy a na koniec kilku kółek wokół mojego osiedla. Tradycyjnie przedstawiam odczyt z biegowego zegarka:
dystans: 42,22 km
czas: 5:38 h (kilka razy przerwałem marszem, trzy razy wpadłem na chwilę do sklepu po picie :) )
kroki: 43110
spalone kalorie: 3729 kcal
W czasie przerw w biegu na marsz robiłem zdjęcia trasy - kilka z nich zamieszczam poniżej.
Most Świętokrzyski, w oddali dźwigi na budowei Stadionu Narodowego
Budowa Centrum Nauki Kopernik - kładą już elewacje
Most Poniatowskiego
Okolice Trasy Siekierkowskiej
Budowa Stadionu Narodowego
Pokonanie tego dystansu wymagało obiegnięcia niemal całej Warszawy a na koniec kilku kółek wokół mojego osiedla. Tradycyjnie przedstawiam odczyt z biegowego zegarka:
dystans: 42,22 km
czas: 5:38 h (kilka razy przerwałem marszem, trzy razy wpadłem na chwilę do sklepu po picie :) )
kroki: 43110
spalone kalorie: 3729 kcal
W czasie przerw w biegu na marsz robiłem zdjęcia trasy - kilka z nich zamieszczam poniżej.
Most Świętokrzyski, w oddali dźwigi na budowei Stadionu Narodowego
Budowa Centrum Nauki Kopernik - kładą już elewacje
Most Poniatowskiego
Okolice Trasy Siekierkowskiej
Budowa Stadionu Narodowego
sobota, 17 kwietnia 2010
Fit - Ponadpółmaratończyk
Tak! Jeszcze nie maratończyk choć to kwiestia czasu - najbliższych tygodni. Dziś przebiegłem Warszawę na całej długości, bigłem przy Wiśle tak daleko jak tylko jestem w stanie. To niepowtarzalne uczucie. Gdy biegniesz daleko najpierw jest kilka kilometrów gdy się rozgrzewasz, łąpiesz rytm i przestajesz czuć zmęczenie. Potem przychodzi ten fajny stan zwany (np. Glover) uniesieniem biegacza. Czujesz się lekki, jak piórko, możesz myśleć o czym chcesz a każda myśl, dzwięk, widok niesie skojarzenia. Czujesz, że jesteś we właściwym czasie i miejscu - tylko tu i teraz jest Twoje życie i jesteś z niego zadowolony. Tak skrótowo spróbowałem opisać ten stan ale najlepiej poznać go na własnej skórze. Na koniec uniesienie znika i zaczyna się walka z własnym ciałem. Tu trzeba uważać i siebie znać, ocenić czy ból w kolanach nie skończy się kontuzją, czy to jeszcze zmęczenie, któremu nie można się poddać czy też wycieńczenie, mogące zakończyć się omdleniem. Z długimi dystansami nie ma żartów. Dziś planowałem jeszcze dłuższy dystans bo poza zmęczeniem organizm nie wysyłał mi jakichś niepokojących sygnałów, brakowałomi jednak środków na zakup batonika czy wody a czułem że jeszcze chwila i będę musiał uzupełnić cukier i ugasić pragnienie - stąd kiedy jeszcze miałem zapas sił przerwałem bieg. No a teraz konkret czyli odczyt z zegarka:
dystans: 26,58 km
czas: 3:09 h
spalone kalorie: 2310 kcal
Największe wrażenie zrobiło na mnie przebiegnięcie mostu Siekierkowskiego. Filary podtrzymujące konstrukcje są tak gigantyczne, że gdy spojrzałem w górę odezwał się mój lęk przestrzeni. Niesamowity widok.
dystans: 26,58 km
czas: 3:09 h
spalone kalorie: 2310 kcal
Największe wrażenie zrobiło na mnie przebiegnięcie mostu Siekierkowskiego. Filary podtrzymujące konstrukcje są tak gigantyczne, że gdy spojrzałem w górę odezwał się mój lęk przestrzeni. Niesamowity widok.
piątek, 16 kwietnia 2010
Living on video
Prześwietny teledysk do znanej wszystkim piosenki- "Raining Men" w wykonaniu Weather Girls (jeszcze troszkę naleśniczkó i będę mógł się w pełni identyfikować ze śpiwającymi dziewczynami, także optycznie). Fikcja niestety... Choć może ta chmura pyłu wuklanicznego wywoła takie oto anomalie?
Klub mody i urody - tenisówki
Dopiero dziś odkryłem jak wiele możliwiśco dają takie buty. Jest masa materiałów, kolorów i fasonów. Do tego cena! Bardzo dobrej jakości, świetnie wyglądające tenisówki możemy mieć już za 70 zł! Jeżeli przygtujemy 150, za które dość trudno kupić sensowne adidasy, w świecie tenisówek możemy przebirać między wszystkimi modelami.
Tak zrobiłem dziś ja. Poszedłem po adidasy. Osoby, któe mnie nie znają muszą wiedzieć, że zakup spodni i adidasów w moim wydaniu jest czynnością trudną i bardzo czasochłonną. But musi być na tyle minimalistyczny, żeby poasował do wielu ubrań i okazji, z drugiej strony musi zawierać dominujący w danym sezonie trend...
Chodziłem od sklepu do sklepu aż w jednej z witryn zobaczyłem plakat Converse: chłopak ubrany w moim stylu ale w tenisówki leży i naprawia rozkręcony syntezator.
Obecność tego ostatniego elementu przesądziła o zmianie stylu i po latach chodzenia w adidasach przesiadłem się na tenisówki.
Zdecydowałem się na niebieskie wysokie tenisówki polskiej marki HD. Obuwie jest świetnej jakości, w niczym nie ustępuje Conversom. Niestety miałem ogromny problem z wyborem modelu, najchętniej kupiłbym wszystkie.... Poniżej fragmenty katalogu firmy. Ceny plasują się na poziomie 70-130 zł za parę. Sklepy Heavy Duty znajdują się w większości polskich miast.
Tak zrobiłem dziś ja. Poszedłem po adidasy. Osoby, któe mnie nie znają muszą wiedzieć, że zakup spodni i adidasów w moim wydaniu jest czynnością trudną i bardzo czasochłonną. But musi być na tyle minimalistyczny, żeby poasował do wielu ubrań i okazji, z drugiej strony musi zawierać dominujący w danym sezonie trend...
Chodziłem od sklepu do sklepu aż w jednej z witryn zobaczyłem plakat Converse: chłopak ubrany w moim stylu ale w tenisówki leży i naprawia rozkręcony syntezator.
Obecność tego ostatniego elementu przesądziła o zmianie stylu i po latach chodzenia w adidasach przesiadłem się na tenisówki.
Zdecydowałem się na niebieskie wysokie tenisówki polskiej marki HD. Obuwie jest świetnej jakości, w niczym nie ustępuje Conversom. Niestety miałem ogromny problem z wyborem modelu, najchętniej kupiłbym wszystkie.... Poniżej fragmenty katalogu firmy. Ceny plasują się na poziomie 70-130 zł za parę. Sklepy Heavy Duty znajdują się w większości polskich miast.
czwartek, 15 kwietnia 2010
Give me one more chance 1
Była zima roku 2008, media zajmowały się odmienianiem słowa kryzys przez wszystkie przypadki. Miałem wolny dzień w środku tygodnia i postanowiłem trochę poleniuchować.
Błogie nic nie robienie przerwał telefon. To U. W głosie płacz, z trudem powiedziała jedno zdanie "T. nie żyje, tak T. wyobrażasz to sobie bo ja nie". Cisza...
T. nie był moim przyjacielem ale nie mogę powiedzieć, że się nie znaliśmy. Pracował od kilku miesięcy w moim dziale i codziennie się widzieliśmy. Czasem razem chodziliśmy na obiad, T. bardzo lubił sport i to był wspólny temat, podobała mu się muzyka, którą puszczałem podczas pracy.
Kilka minut po rozmowie z U. przypomniałem sobie, że jadłem z nim pizzę kilka dni wcześniej. Opowiedział mi co chcę robić w przyszłości, o swoich marzeniach... Szok. Dlaczego właśnie o tym musieliśmy rozmawiać... czemu tak nagle...
Zaczęlo do mnie dochodzić jak kruche i nieprzewidywalne jest życie. Czym są te wszystkie marzenia jeśli mogą być zniszczone w kilka minut pod kołami pociągu. I jaki sens ma odkładanie na później? Odkładanie tego czego boję się zrobić, tego co może być niewygodne nawet jeśli jest celem, odkładanie tego wszystkiego co może sprawić ból... Właśnie wtedy zrozumiałem że ładnych parę lat odkładałem na później...
...życie.
W tym dniu postanowiłem nie zmarnować ani minuty czasu jaki dostałem. Żałować tylko tego, czego nie zrobiłem.
Koniec odcinka pierwszego.
Błogie nic nie robienie przerwał telefon. To U. W głosie płacz, z trudem powiedziała jedno zdanie "T. nie żyje, tak T. wyobrażasz to sobie bo ja nie". Cisza...
T. nie był moim przyjacielem ale nie mogę powiedzieć, że się nie znaliśmy. Pracował od kilku miesięcy w moim dziale i codziennie się widzieliśmy. Czasem razem chodziliśmy na obiad, T. bardzo lubił sport i to był wspólny temat, podobała mu się muzyka, którą puszczałem podczas pracy.
Kilka minut po rozmowie z U. przypomniałem sobie, że jadłem z nim pizzę kilka dni wcześniej. Opowiedział mi co chcę robić w przyszłości, o swoich marzeniach... Szok. Dlaczego właśnie o tym musieliśmy rozmawiać... czemu tak nagle...
Zaczęlo do mnie dochodzić jak kruche i nieprzewidywalne jest życie. Czym są te wszystkie marzenia jeśli mogą być zniszczone w kilka minut pod kołami pociągu. I jaki sens ma odkładanie na później? Odkładanie tego czego boję się zrobić, tego co może być niewygodne nawet jeśli jest celem, odkładanie tego wszystkiego co może sprawić ból... Właśnie wtedy zrozumiałem że ładnych parę lat odkładałem na później...
...życie.
W tym dniu postanowiłem nie zmarnować ani minuty czasu jaki dostałem. Żałować tylko tego, czego nie zrobiłem.
Koniec odcinka pierwszego.
środa, 14 kwietnia 2010
Living on Video
A tu propozycja image dla nas na następne wyjście na miasto. Zostało mi jeszcze trochę płynu do ondulacji... :P
Kącik Kury Domowej - Julie and Julia
Wczoraj miałem wreszcie okazję obejrzeć ten świetny film. Cały czas jestem oczarowany. Porusza tyle tematów. Z jedenj strony pasje, które sprawiają, że każdy dzień nabiera sensu. Z drugiej jedzenie... Na całe szczęscie Sz. mnie uprzedził żebym do oglądania coś ugotował :) Rzeczywiście nie da się tego filmu obejrzeć bez kulinarnych dodatków. Kolejnym tematem jest samo gotowanie, które może być sztuą wymagającą nauki i praktyki. Pomyślałem sobie jak często w dzisiejszym świecie zapominamy o tym i jemy co popadnie, byle szybko. Sam wiele razy marzyłem o jakimś syntetycznym jedzeniu w tabletkach, które zaspokoją głód i uzupełnią w ogranizmie potrzebne minerały. Film uchyla rąbka bardzo bogatego świata, kóry może być świetną odskocznią od codzienności. Link do starego bloga Julie http://blogs.salon.com/0001399/2002/08/25.html
Poniżej oryginalna Julie Child przygotowuje omlet. Bon Appetit! :)
Poniżej oryginalna Julie Child przygotowuje omlet. Bon Appetit! :)
wtorek, 13 kwietnia 2010
Hardcore.TXT
zaczęrpnięte z artykułów, opisów i komentarzy...
"Muszę jednak porozmawiać z moją osobistą trenerką, bo ostatnio nie wzbudzałem na party zaciekawienia. Chyba fatalnie dobrałem garderobę do nastroju."
"Muszę jednak porozmawiać z moją osobistą trenerką, bo ostatnio nie wzbudzałem na party zaciekawienia. Chyba fatalnie dobrałem garderobę do nastroju."
Fit 9
Wcaram po krótkiej przerwie z pamiętnikiem sporotowo-odchudzającym. Swoją drogą jakby to było fajnie gdyby samo pisanie odchudzało... Sport ma jednak swoje niepowtarzalne uroki więc może to i dobrze, że trzeba się napocić.
Po pierwsze przyznaje się - utyłem :)))))))) Tak, tak. Te drobne przyjemności jak kilogram wafelków orzechowych, oponki, rurki z kremem....
Nic to bo im gorsza jest sytuacja wyjściowa tym większa pewność, że potem będzie już tylko lepiej i z górki. Jeśli jest za dobrze boisz się, że to stracisz a gdy jest źle pojawia się nadzieja, że teraz to już tylko będzie z górki.
Wczoraj stanąłem na wadze. Coś tam przeczuwałem, że pasek za bardzo mnie uwiera a w spodnie rurki nie wchodzę bo wyglądam jak w getrach :) Wreszcie się odważyłem a oto i wyniki:
waga: 87 kg
tłuszcz: 14,5%
I znów trzeba zacząc od nowa!
Ostatnimi czasy nie wpisywałem na bieżąco odbytych treningów więc teraz dla porządku:
Rower:
stan licznika: 300 km
postęp: skończyły się zakwasy i bez trudu mogę przez dłuższy czas utrzymywać prędkość 30 km/h a na prostej drodze gdy nie ma wiatru rozpędzić się do 45 km/h
Bieganie:
11/04
dystans: 6,81 km
czas: 47:10
mediana prędkości: 8,7 km/h
kcal: 608
12/04
dystans: 10,73 km
czas: 1:16:40
mediana prędkości: 8,9 km/h
kcal: 964
Po pierwsze przyznaje się - utyłem :)))))))) Tak, tak. Te drobne przyjemności jak kilogram wafelków orzechowych, oponki, rurki z kremem....
Nic to bo im gorsza jest sytuacja wyjściowa tym większa pewność, że potem będzie już tylko lepiej i z górki. Jeśli jest za dobrze boisz się, że to stracisz a gdy jest źle pojawia się nadzieja, że teraz to już tylko będzie z górki.
Wczoraj stanąłem na wadze. Coś tam przeczuwałem, że pasek za bardzo mnie uwiera a w spodnie rurki nie wchodzę bo wyglądam jak w getrach :) Wreszcie się odważyłem a oto i wyniki:
waga: 87 kg
tłuszcz: 14,5%
I znów trzeba zacząc od nowa!
Ostatnimi czasy nie wpisywałem na bieżąco odbytych treningów więc teraz dla porządku:
Rower:
stan licznika: 300 km
postęp: skończyły się zakwasy i bez trudu mogę przez dłuższy czas utrzymywać prędkość 30 km/h a na prostej drodze gdy nie ma wiatru rozpędzić się do 45 km/h
Bieganie:
11/04
dystans: 6,81 km
czas: 47:10
mediana prędkości: 8,7 km/h
kcal: 608
12/04
dystans: 10,73 km
czas: 1:16:40
mediana prędkości: 8,9 km/h
kcal: 964
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
:)
Jakoże na moim przyzwoitym blogu komentarze coraz bardziej zoboczone... :) Dostosuję muzykę do gustu i oczekiwań pewnej Części Szanownych Czyteleników :P
Culture Club
Dziś piosenka z tej samej parafii czyli jednoznaczny comming out muzyka w teledysku na początku lat 80. (brzmi jak temat pracy magiterskiej). No więc właśnie w tym czasie i to głownie w muzyce brytyjskiej temat eksponowania swojej orientacji an ekranie stał się wręcz modny. W latach 1982-1990 powstała cała masa takich piosenek. Częśc z nich to wielkie światowe przeboje.
Trochę groteskowy Boy George i "Do you really want to hurt me", rok 1983.
Trochę groteskowy Boy George i "Do you really want to hurt me", rok 1983.
niedziela, 11 kwietnia 2010
Jimmy Somerville czyli eletropop zaangażowany
Jimmy jeszcze przed karierą muzyczną związał się z ruchem lewicowym. Był uczestnikiem protestów m.in. w gdy zamykano kopalnie po przejęciu władzy przez torysów w Wielkiej Brytanii. Do dziś jest działaczem społecznym.
W 1982 roku powstaje film dokumentalny Framed Youth: The Revenge of the Teenage Perverts (Kadr młodych. Zemsta nastoletnich zboczeńców) poruszający temat homoseksualizmu w Wielkiej Brytanii. Podczas prac nad projetem Jimmy poznaje innych homoseksualnych muzyków i razem tworzą zespół Bronski Beat (nazwa jest nawiązaniem do powieści Güntera Grassa "Blaszany bębenek").
Rok 1984 przynosi pierwszy singiel grupy "Smalltwon Boy", który dochodzi do miejsca trzeciego brytyjskiej listy.To pierwszy taki sukces utworu, którego tematyka wyłącznie dotyka homoseksualizmu. Z drugiej strony tak bezpośrednie odniesienie nie byłoby mołżiwe gdyby w tamtym czasie nie tworzyli innimuzycy także zachaczający o tej rejony.
Teledysk jest w tej piosence niezwykle ważny i napewno każdy obejrzy go z zainteresowaniem. Niektóre sceny jak choćby "miłość" bohatera teledysku do chłopaka, którego zobaczył na basenie i późniejszy zawód w szatni są tak charakterystyczne, że nie mogę sobie darować braku parodii. Inne, jak pokazanie rozmowy z rodzicami i opuszczenia domu poruszają... Nie pozostaje mi już nic innego jak przedstawić oryginalny teledysk.Bronsky Beat "Smalltwon Boy, 1984r.
W 1982 roku powstaje film dokumentalny Framed Youth: The Revenge of the Teenage Perverts (Kadr młodych. Zemsta nastoletnich zboczeńców) poruszający temat homoseksualizmu w Wielkiej Brytanii. Podczas prac nad projetem Jimmy poznaje innych homoseksualnych muzyków i razem tworzą zespół Bronski Beat (nazwa jest nawiązaniem do powieści Güntera Grassa "Blaszany bębenek").
Rok 1984 przynosi pierwszy singiel grupy "Smalltwon Boy", który dochodzi do miejsca trzeciego brytyjskiej listy.To pierwszy taki sukces utworu, którego tematyka wyłącznie dotyka homoseksualizmu. Z drugiej strony tak bezpośrednie odniesienie nie byłoby mołżiwe gdyby w tamtym czasie nie tworzyli innimuzycy także zachaczający o tej rejony.
Teledysk jest w tej piosence niezwykle ważny i napewno każdy obejrzy go z zainteresowaniem. Niektóre sceny jak choćby "miłość" bohatera teledysku do chłopaka, którego zobaczył na basenie i późniejszy zawód w szatni są tak charakterystyczne, że nie mogę sobie darować braku parodii. Inne, jak pokazanie rozmowy z rodzicami i opuszczenia domu poruszają... Nie pozostaje mi już nic innego jak przedstawić oryginalny teledysk.Bronsky Beat "Smalltwon Boy, 1984r.
Etykiety:
1984,
british,
bronski beat,
Electropop,
gay,
jimmy somerville,
smalltwon boy
czwartek, 8 kwietnia 2010
Living On Video - Lene Lovich "Lucky Number"
Dziwacznych teledysków od groteski po obrazy, w któych autor nie do końca wiedział co ma na myśli jest na pęczki. Dzisiejszy teledysk po raz pierwszy zobaczyłem jako chłopak z podstawówki i zostawił jakiś ślad... może to jest klucz do tych bardziej dziwacznych, freakowcyh elementów jakie gdzieś tam ze mnie wyłażą.
Sama postać Lene prawdopodobnie wymagałaby oddzielnego posta ale koncentrując się na teledysku - zobaczcie w jak niesamowicie oryginalny sposób podeszła do tak ogranego tematu - poszukiwania drugiej połowki...
Jestem pewien, że każdy kto obejrzy na długo zapamięta ekscentryczne wideo więc jedziemy - Lene Lovich i jej "Lucku Number" z roku 1979
Sama postać Lene prawdopodobnie wymagałaby oddzielnego posta ale koncentrując się na teledysku - zobaczcie w jak niesamowicie oryginalny sposób podeszła do tak ogranego tematu - poszukiwania drugiej połowki...
Jestem pewien, że każdy kto obejrzy na długo zapamięta ekscentryczne wideo więc jedziemy - Lene Lovich i jej "Lucku Number" z roku 1979
Ciekawe Podcasty - Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego
Program, który dziś przedstawię jest przede wszystkim audycją radiowej dwójki. "Klub ludzi ciekawych wszystkiego" w każdym odcinku przeskakuje na inny temat. Łączy je doświadczona, świetnie przygotowana do każdego odcinka prowadząca Hanna Maria Giza i dobrani goście, potrafiący wciągnąć w swoją pasję słuchaczy laików. Sam temat przedstawiony w tytule odcinka nie zawsze porywa jednak jeszcze nigdy czasu poświęconego na wysłuchanie tego podcastu nie uważałem za czas stracony. Jeśli szukasz inteligentnego programu, który poszerzy Twoje horyzonty Klub napewno spełni te oczekiwania.
Strona podcastu:
http://www.polskieradio.pl/podcasting/show/?nr=13&name=radiowe_polecane
Link RSS
http://www.polskieradio.pl/podcast/133/podcast.xml
Strona podcastu:
http://www.polskieradio.pl/podcasting/show/?nr=13&name=radiowe_polecane
Link RSS
http://www.polskieradio.pl/podcast/133/podcast.xml
środa, 7 kwietnia 2010
Nie do Wiary
W dzisiejszym odcinku naszego jeżącego włos na głowie programu chciałbym Wam przedstawić zwierzątka nie z tej ziemi. Mowa o łysych świnkach morskich :)
Wiecej zdjęć i informacji o tych przeuroczych stworzeniach znajdziecie na stronie http://karocavia.republika.pl/
Wiecej zdjęć i informacji o tych przeuroczych stworzeniach znajdziecie na stronie http://karocavia.republika.pl/
Warszawa 3 - Warszawski Wygładzacz Chmur
Oryginalny projekt Wygładzacza z 1925 roku autorstwa El Lissitzky nigdy nie został zrealizowany. Zupełnie nowa, "kosmiczna" architektura w Związku Radzieckim miała być odpowiedzią na rewolucję i rozpocząć nowy rozdział także w budownictwie. Niestety pozostała tylko na papierze a pomysły na gmachy "nie z tej ziemi" odgrzebano dopiero w latach 70. i 80., gdy modernizm na Zachodzie trącił myszką.
Na mojej codziennej trasie rowerowej do pracy stoi budynek łudząco podobny do tego przedstawionego wyżej. No, może trochę mniej szokujący, jednak pewne założenia Wygładzacza jak najbardziej zostały zrealizowane. Poszukałem informacji na jego temat. Gmach nosi nazwę Uniwersus (prawda, że pasuje) i jego budowa została ukończona w 1980 roku. W tej chwili pełni rolę biurowca i niedawno został wpisany na listę budynków stanowiących dobro kultury współczesnej więc nie grozi mu "modenizacja" czy przebudowa.
Na mojej codziennej trasie rowerowej do pracy stoi budynek łudząco podobny do tego przedstawionego wyżej. No, może trochę mniej szokujący, jednak pewne założenia Wygładzacza jak najbardziej zostały zrealizowane. Poszukałem informacji na jego temat. Gmach nosi nazwę Uniwersus (prawda, że pasuje) i jego budowa została ukończona w 1980 roku. W tej chwili pełni rolę biurowca i niedawno został wpisany na listę budynków stanowiących dobro kultury współczesnej więc nie grozi mu "modenizacja" czy przebudowa.
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
Klub Mody i Urody - 90S
Tak, tak. Musiało się to stać i z kazdym miesiącem w sklepach odzeiżowych i na ulicy widać, że prawdziwy szczyt wyczucia trendów to teraz stylizacja na lata 90. Mam oczywiście na myśli sam początek tej dekady a nie ciągle noszone minimalistyczne, trochę nijakie stroje z jej końca.
Bardzo fajny artykuł na temat tego zjawiska znajduje się tu: http://moda.trendz.pl/lata-90te-powracaja. Przytoczę tylko fragment:
"Nigdzie tak często nie powracają trendy jak w modzie. Lubi ona powracać w cyklu 20 letnim. Oczywiście jest ona mocno zinterpretowana, jednak zawsze widać z jakich lat czerpie swe pomysły. Przez ostatnie lata byliśmy znów ochwyceni latami 80-tymi. Jaskrawe kolory, wyraziste ramiona i obowiązkowe legginsy. Z wejściem w rok 2010 można było się spodziewać, że przeskakujmy do lat 90-tych."
Czy to znaczy, że za dwa, trzy lata (bo chyba tyle czasu potrzeba na akceptację jakiegoś zachodniego trendu u nas w PL) będziemy wyglądać tak? Czas pokaże...
Napwno już w tym roku wiele osób założy spodnie, koszule czy buty podobne do tych na fotografii bo na takie rkoje i kolory w lato postawiły duże firmy odzieżowe. Do tego wszechobecne pastele, paski, koszule jeansowe i "kocie" okulary (określenie Szloma) :)*
* czyli podróbkowe wariacje na temat włóczykiji (Ray Ban Wayfayer)
Bardzo fajny artykuł na temat tego zjawiska znajduje się tu: http://moda.trendz.pl/lata-90te-powracaja. Przytoczę tylko fragment:
"Nigdzie tak często nie powracają trendy jak w modzie. Lubi ona powracać w cyklu 20 letnim. Oczywiście jest ona mocno zinterpretowana, jednak zawsze widać z jakich lat czerpie swe pomysły. Przez ostatnie lata byliśmy znów ochwyceni latami 80-tymi. Jaskrawe kolory, wyraziste ramiona i obowiązkowe legginsy. Z wejściem w rok 2010 można było się spodziewać, że przeskakujmy do lat 90-tych."
Czy to znaczy, że za dwa, trzy lata (bo chyba tyle czasu potrzeba na akceptację jakiegoś zachodniego trendu u nas w PL) będziemy wyglądać tak? Czas pokaże...
Napwno już w tym roku wiele osób założy spodnie, koszule czy buty podobne do tych na fotografii bo na takie rkoje i kolory w lato postawiły duże firmy odzieżowe. Do tego wszechobecne pastele, paski, koszule jeansowe i "kocie" okulary (określenie Szloma) :)*
* czyli podróbkowe wariacje na temat włóczykiji (Ray Ban Wayfayer)
Blank & Jones SO80S
SO80S to nowa seria skłądanek, w których palce maczali giganci niemieckiego techno i trance`u. Tym razem wzięli na tapetę muzykę lat 80. Swoją drogą przez ostatnie 10 lat B&J całymi garściami czerpał z tej stylistyki i może dzięki temu jest jednym z moich ulubionych wykonawców a na dowód wrzucę świetny teledyks do piosenki "Djs, Fans & Freaks" z 2001 roku:
Na płytkach panowie umieścili swoje ulubione utwory w długich, trochę zretuszowanych i odświeżonych wersjach. Nie jest sztuką zrobić remiks a w szczególności remiks znanego wszystkim hitu. Piosenki lat 80. są wyjątkowo wdzięcznym tematem na przeróbki. Są proste i zazwyczaj bardzo melodyjne co w tamtych czasach było odpowiedzią na polifoniczne, pełne niuansów hity lat 70. Wersje na płycie trudno zaliczyć do remiksów. Bardziej mozną mówić o ponownym masteringu, wyciszeniu pewnych instrumentów, dodaniu innych, współczesnych ale nawiązujących do estetyki lat 80.
Efekt piorunujący! Współczesna dyskretna stylizacja tylko wydobyła, uwypukliła piękno tamtych piosenek.
Na płytkach panowie umieścili swoje ulubione utwory w długich, trochę zretuszowanych i odświeżonych wersjach. Nie jest sztuką zrobić remiks a w szczególności remiks znanego wszystkim hitu. Piosenki lat 80. są wyjątkowo wdzięcznym tematem na przeróbki. Są proste i zazwyczaj bardzo melodyjne co w tamtych czasach było odpowiedzią na polifoniczne, pełne niuansów hity lat 70. Wersje na płycie trudno zaliczyć do remiksów. Bardziej mozną mówić o ponownym masteringu, wyciszeniu pewnych instrumentów, dodaniu innych, współczesnych ale nawiązujących do estetyki lat 80.
Efekt piorunujący! Współczesna dyskretna stylizacja tylko wydobyła, uwypukliła piękno tamtych piosenek.
Zacząć od nowa
To takie hasło. Teraz jest czas. Wielki Post to świetna okazja aby zrobić porządki w zachowaniu czy przede wszystkim sercu. Ale jeśli ten czas się przespało jest przecież całe życie - w ten sposób pocieszył mnie ksiądz na spowiedzi last minute w Wielką Sobotę.
Zupełnie przypadkowo :) razem ze świątecznymi prezentami "dostałem" bardzo niepozorną książeczkę. Z początku myślałem, że to instrukcja obsługi prezentu bo znajdowała się w pudełku, razem z kartą gwarancyjną. Jak się okazało trafiła tam po częsci przez przypadek...
"Modlitwa, co to takiego" Florisa jest komiksem. Momentami bardzo zabawna w krótkich zdaniach opatrzonych rysunkami mówi o tej podstawowej formie komunikacji, relacji z Panem Bogiem. Jak przystało na wzrokowca po obejrzeniu rysunki zostają mi w pamięci i przypominają się w najróżniejszych chwilach. W sczególności podczas jazdy na rowerze czy biegania bo to takie moje sposoby na wyciszenie i sprzędzenie czasu z samym sobą.
Fragment innej książki francuskiego rysownika znajdziecie w poście Sz. http://szloma-homofidelis.blogspot.com/2010/02/moj-ukochany-jest-jak-gor-wyzyny.html
Zupełnie przypadkowo :) razem ze świątecznymi prezentami "dostałem" bardzo niepozorną książeczkę. Z początku myślałem, że to instrukcja obsługi prezentu bo znajdowała się w pudełku, razem z kartą gwarancyjną. Jak się okazało trafiła tam po częsci przez przypadek...
"Modlitwa, co to takiego" Florisa jest komiksem. Momentami bardzo zabawna w krótkich zdaniach opatrzonych rysunkami mówi o tej podstawowej formie komunikacji, relacji z Panem Bogiem. Jak przystało na wzrokowca po obejrzeniu rysunki zostają mi w pamięci i przypominają się w najróżniejszych chwilach. W sczególności podczas jazdy na rowerze czy biegania bo to takie moje sposoby na wyciszenie i sprzędzenie czasu z samym sobą.
Fragment innej książki francuskiego rysownika znajdziecie w poście Sz. http://szloma-homofidelis.blogspot.com/2010/02/moj-ukochany-jest-jak-gor-wyzyny.html
czwartek, 1 kwietnia 2010
Prośba
Wiem, że może to nie miejsce ale bardzo Was proszę o modlitwę w intencji mojej siostry - choćby najkrótszą! Jest jeszcze cień szansy w pewnej sprawie ale czekamy bardziej na cud niż typowe rozwiązanie biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa...
Subskrybuj:
Posty (Atom)