Na początek muszę się przyznać... Na diecie królów wytrzymałem kilka godzin. Tego dnia było rekordowo zimno ale nie będę się więcej tłumaczył...Zabawne ale najbardziej brakowało mi kawy i herbaty, ciągle czułem się jakbym za chwile miał zasnąć. Wracając wieczorem do domu, w autobusie kurczowo trzymałem się rurek, miałem wrażenie ze strachem przytomność. Gdy tylko dotarłem do domu rzuciłem się na czekoladę i mimo późnej pory zrobiłem sobie filiżankę czarnej kawy. W mig wróciły mi silny i chęć życia. Wiem, ze nie jest to tyle wina diety co pory roku, odżywianie się surowymi warzywami i białym serkiem nie jest dobrym pomysłem na mrozy. Do diety wrócę latem a już od jutra biorę się za najprzyjemniejszy sposób na schudniecie jedząc swoje przysmaki i zachowując doskonały nastrój. Bieganie! Mówi się, ze to najprostsza forma ruchu. To prawda i prostota tego sportu tylko dodaje mu uroku ale to stanowczo za mało. Bieganie zmienia ciało i psychikę, mówiąc prosto to lekarstwo dla ciała i duszy :). Jakiś czas temu dalsza znajoma miała problemy w pracy. Z nerwów pojawiły się u niej bóle w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. Lekarz dal jej wybór - tabletki albo codziennie pól godziny truchtu. Po miesiącu znajoma nie tylko pozbyła się tych nieprzyjemnych objawów ale wręcz tryska radością życia a w pakiecie bieganie zaczęło modelować jej sylwetkę. W tym miejscu i ja coś wyznam. Prawie pięć lat temu mialem trudny okres, trochę problemów, może i własna wrażliwość, która je spotęgowała. Problemy z zaśnięciem, zimne dłonie, nieustanny jakiś taki strach, problemy z wyluzowaniem. Gdy czulem, ze dzieje się cos naprawdę niedobrego i to nie jest tylko trudna sytuacja poszedłem do lekarza. Stwierdził, ze to może być stan podnerwicowy i mam wybór. Może dać mi od razu pastylki, które zlikwidują wszystkie te objawy ale uzależniają i po dłuższym braniu mogę mieć problem z ich odstawieniem. W pewnym momencie powiedział, ze jeśli jestem w stanie wytrzymać dwa tygodnie to umówimy się inaczej. Jeśli ten program nie pomoże, mam wrócić do niego po pastylki, jeśli pomoże nawet gdy będę czuł się wspaniale nie wolno mi z niego zrezygnować. Codziennie mam przez trzy kwadranse uprawiać sport aerobowy. To może być szybki marsz, jazda na rowerze, pływanie lub bieg. Akurat tak się złożyło, ze jakiś czas wcześniej mieszkałem przez chwile w Londynie i zauważyłem, ze tam bardzo modne zaczelo robić się właśnie bieganie. Bombik uwielbia chwilowe mody i jeszcze żadnej nie przegapił. Następnego dnia znajomy, z którym byłem także w Londynie wspomniał, że też chętnie zacząłby biegać ale samemu ciężko. Wiedziałem, że już wcześniej miał styczność z tym Sportem więc, żeby nie wyjść na łamagę umówiłem się z nim na za miesiąc. Doszła dodatkowa motywacja i termin więc musiałem zacząć ćwiczyć.
Następnego dnia a była już wiosna 2006 roku wyszedłem na dwór, założyłem stary zegarek elektroniczny, spodenki z supermarketu i Nike Cortez, w których przez poprzednie dwa sezony chodziłem po ulicy. Ostatni papieros... kilka minut szybkiego marszu i zacząłem biec. Po minucie złapał mnie kaszel. Zacząłem pluć. Wyłączyłem stoper, znów marsz. Gdy tylko poczułem, że odzyskałem siły znów spróbowałem. Tym razem trwało to trochę dłużej ale kaszel nie dawał spokoju. Cały trening trwał może trzy godziny ale mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że było w nim 45 minut czystego biegu. Każdego dnia wychodziłem, kaszel był coraz mniejszy choć miałem wrażenie że wyplułem całą szkodliwą zawartość płuc. W końcu paliłem wtedy już 6 lat paczkę dziennie. Minął miesiąc, pobiegłem z kolegą, nie zostawił mnie w tyle ale widziałem, że znacznie mniej się męczy. Nie dałem za wygraną i codziennie sporą część dnia spędzałem na treningu. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziłem, że nawet nie straszny mi deszcz a bieganie powoli staje się moją ulubioną czynnością. Nigdy nie wróciłem do tego lekarza. Zauważyłem, że biegając robię się bardziej pewny siebie. Z czasem przestałem wstydzić się biegać w miejscach gdzie można spotkać więcej przechodniów. W tamtych czasach bieganie było rzadkością i tylko czasem można było spotkać biegacza, najczęściej prawdziwego, który wie, że trzeba pomachać (dziś gdy bieganie jest modne prawie nikt o tym nie pamięta). Jedyną intencją była poprawa samopoczucia. Przyszło lato, raz założyłem krótkie spodenki, spotkałem znajomą. Od razu zwróciła uwagę na moje nogi, wcześniej nie przyglądałem się im: "Ej, jak ty masz zarąbiście wymodelowane mięśnie na nogach, ekstra, ćwiczysz coś? I jak schudłeś. Tak bym chciała mieć takie ekstra nogi jak ty, i te wszystkie dołki, łydki...". Dopiero wtedy autentycznie się sobie przyjrzałem. W tamtych czasach i jeszcze długo potem miałem serio gdzieś jak wyglądam. Musiałem mieć w miarę fajne ubrania bo już interesowałem się modą ale w oderwaniu od jakiejś atrakcyjności fizycznej. Rok później w 2007 boom mody na bieganie dotarł do polski. Firmy sportowe zaczęły reklamować sprzęt biegowy, doszły nowe imprezy, temat biegania pojawiał się w czasopismach jak MH a w internecie powstały nowe portale o tej tematyce. To że biegam przestało być jakimś trochę dziwactwem a stało podążaniem za modą. Kilku znajomych prosiło, żebyśmy razem pobiegali, z jednym kolegą zaczęliśmy też regularnie spotykać się na polach mokotowskich. Zostawiliśmy na uczelni ogłoszenie, że jeśli ktoś jest chętny może do nas dołączyć w sobotę. Odzew mimo mody był niewielki i często biegaliśmy we dwóch. Wtedy zauważyłem, że jeśli ma się już w miarę dobrą kondycję biegową można cały trening spędzić na rozmowach. Sportowa chemia działa i taki dialog potrafi być bardziej otwarty niż choćby rozmowa przy piwie. Z czasem zacząłem zarabiać i stare Cortezy i spodenki z supermarketu wymieniłem na bardziej profesjonalny sprzęt.
Zabawne ale życiowe wybory często są tak nieprzewidywalne jak ludzie. Nigdy nie wiesz czy osoba, którą widziałeś przez chwilę na ulicy nie będzie za kilka lat tą najważniejszą. Tak samo tu, miało być pozbycie się lęków a została pasja na całe życie czy zajęcie, z którym identyfikują Cię inni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz