1

piątek, 31 grudnia 2010

Prawdziwa Opowieść Wigilijna cz. 2

Jedziemy na ostry dyżur. Tandetny GPS z Allegro co chwila się myli, każe skręcać, potem zawracać na poprzednią trasę. Proszę K. żebyśmy zwolnili bo jakakolwiek stłuczka w tej sytuacji będzie gorsza niż czekanie. Już po kilkunastu minutach wchodzimy do szpitala. W poczekalni tłok, co chwila dochodzi albo jest wnoszony nowy połamaniec. Mijają godziny i ręka zaczyna puchnąć. By zapomnieć o bólu zaczęliśmy z K. głośno żartować:
Ja: Ale tu ludu.
K: No bo ciepło i tv4 włączyli.
Ja: A no ba, a kiedy przyjdą kelnerzy z szampanem i zakąskami?
K: Pewno jak zaczną lecieć pornosy.
Ja: ???
K: No tak, bo na tv4 o tej porze puszczają.
Ja: Aaaa, to wszystko tłumaczy.
W końcu wchodzę, rentgen. Zaraz potem doktor... nie byle jaki. Mogę się założyć, że jeśli na ten ostry dyżur trafiają pudle (ot ze złamanym sercem choćby :P) to osoba doktora regularnie gości w rubryce "widziałem cię". Brunet o ładnych "wyraźnych" rysach pod 30stkę:
Doktor: Jak pan to zrobił? Łokieć rozwalony na kawałeczki. Postaram się jakoś to nastawić żeby pana tak nie bolało.
W tym momencie doktor zaczął siłować się z moją ręką. Wysłał na drugi rentgen, zaraz po wykonaniu zdjęcia znów woła. W poczekalni zaczynają się komentarze, że bez kolejki a inni czekają ponad godzinę od rentgena i nic.
Doktor: Będziemy ciąć. No i zostanie pan u nas.
W tym momencie w pokręconym umyśle Bombika rodzą się fantazje. Wizja doktora odwiedzającego Bombika w środku nocy by sprawdzić czy z ręką wszystko dobrze...
Pielęgniarka spisuje moje dane i prosi bym oddał wszystko siostrze bo tu mi się nie przyda.
Ja: I co będę tam dziś miał robione?
P: Spał? A czego się pan spodziewał?
Ja: Balu powitalnego!
P: Do balu to będzie się Pan musiał przebrać, proszę czekać aż przyjdzie ktoś z depozytu.
Ja: Długo tu będę?
P: Nie wiem, może do jutra, może dłużej. Wielu pacjentów nie chce stąd wychodzić tak im się podoba a pan już myśli o wypisie.
Depozyt mieści się w odrapanej piwnicy. Oddaje wszystkie ubrania. Dostaję spraną piżamę z lat 70., która od razu kojarzy mi się z nieboszczykami w kostnicy. Przykrótkie spodnie wyglądają jak rybaczki. Do kieszeni chowam tylko elektronicznego papierosa i telefon.
Pracownik depozytu prowadzi mnie do windy przez labirynt obskurnej szpitalnej piwnicy. Idę w tym dziwacznym stroju z rozpiętą koszulą w półmroku oświetlonym przez czasem wypalone migające świetlówki. scena tak dopracowana, że można ją umieścić w filmie. Idąc uderza mnie coraz bardziej co tak naprawdę stanowi o tym kim jestem. Nie mam ze sobą bajeranckich ciuchów i gadżetów, którymi niczym niegdyś drogimi kamieniami czy pierścieniami mogę bez słów sugerować otoczeniu status, zainteresowania, preferencje.
Od razu myślę, że tak musi wyglądać śmierć. Nagle pozostajesz tylko ze swoim charakterem, osobowością, sercem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz