Mamy już nowy rok ale nie czas na życzenia czy podsumowania bo coś odkryłem! Uwielbiam ten dreszcz gdy odkrywasz, że zakochujesz się w czymś dotąd pogardzanym.
Do rzeczy! Jadę dziś samochodem z K.i ta jak zawsze puszcza na full muzykę.
K: Dobre co?
Ja: Nie znam.
K: Nie znasz? Wszyscy teraz tego słuchają, nowa Brodka!
Mam już całą płytkę. Bardzo elektroniczna, bardzo odważna ale na ludowo. Zawsze gdy słyszę muzykę ludową myślę jak świetnie takie motywy sprawdziłyby się w eletronice, w eletro housie czy tak modnym obecnie dance popie. Ktoś pomyślał podobnie i powstała świetna płyta! Tyle energii rodem z punk rocka, czy takiej wprost odwagi nie słyszałem na polskich płytach już dawno. Momentami jak Lady Gaga, motywy indie rocka i electro house, wszystkie modne trendy muzyczne, nowy bardzo charakterystyczny wokal na pograniczu freak woman :) ale wszystko udało się elegancko zestawić z folkiem.
Jak na straganie tak w życiu i na blogu wszystko wymieszane. Dobrze jeśli wsród tandety i świecidełek trafiają się skarby.
1
piątek, 31 grudnia 2010
Prawdziwa Opowieść Wigilijna cz. 2
Jedziemy na ostry dyżur. Tandetny GPS z Allegro co chwila się myli, każe skręcać, potem zawracać na poprzednią trasę. Proszę K. żebyśmy zwolnili bo jakakolwiek stłuczka w tej sytuacji będzie gorsza niż czekanie. Już po kilkunastu minutach wchodzimy do szpitala. W poczekalni tłok, co chwila dochodzi albo jest wnoszony nowy połamaniec. Mijają godziny i ręka zaczyna puchnąć. By zapomnieć o bólu zaczęliśmy z K. głośno żartować:
Ja: Ale tu ludu.
K: No bo ciepło i tv4 włączyli.
Ja: A no ba, a kiedy przyjdą kelnerzy z szampanem i zakąskami?
K: Pewno jak zaczną lecieć pornosy.
Ja: ???
K: No tak, bo na tv4 o tej porze puszczają.
Ja: Aaaa, to wszystko tłumaczy.
W końcu wchodzę, rentgen. Zaraz potem doktor... nie byle jaki. Mogę się założyć, że jeśli na ten ostry dyżur trafiają pudle (ot ze złamanym sercem choćby :P) to osoba doktora regularnie gości w rubryce "widziałem cię". Brunet o ładnych "wyraźnych" rysach pod 30stkę:
Doktor: Jak pan to zrobił? Łokieć rozwalony na kawałeczki. Postaram się jakoś to nastawić żeby pana tak nie bolało.
W tym momencie doktor zaczął siłować się z moją ręką. Wysłał na drugi rentgen, zaraz po wykonaniu zdjęcia znów woła. W poczekalni zaczynają się komentarze, że bez kolejki a inni czekają ponad godzinę od rentgena i nic.
Doktor: Będziemy ciąć. No i zostanie pan u nas.
W tym momencie w pokręconym umyśle Bombika rodzą się fantazje. Wizja doktora odwiedzającego Bombika w środku nocy by sprawdzić czy z ręką wszystko dobrze...
Pielęgniarka spisuje moje dane i prosi bym oddał wszystko siostrze bo tu mi się nie przyda.
Ja: I co będę tam dziś miał robione?
P: Spał? A czego się pan spodziewał?
Ja: Balu powitalnego!
P: Do balu to będzie się Pan musiał przebrać, proszę czekać aż przyjdzie ktoś z depozytu.
Ja: Długo tu będę?
P: Nie wiem, może do jutra, może dłużej. Wielu pacjentów nie chce stąd wychodzić tak im się podoba a pan już myśli o wypisie.
Depozyt mieści się w odrapanej piwnicy. Oddaje wszystkie ubrania. Dostaję spraną piżamę z lat 70., która od razu kojarzy mi się z nieboszczykami w kostnicy. Przykrótkie spodnie wyglądają jak rybaczki. Do kieszeni chowam tylko elektronicznego papierosa i telefon.
Pracownik depozytu prowadzi mnie do windy przez labirynt obskurnej szpitalnej piwnicy. Idę w tym dziwacznym stroju z rozpiętą koszulą w półmroku oświetlonym przez czasem wypalone migające świetlówki. scena tak dopracowana, że można ją umieścić w filmie. Idąc uderza mnie coraz bardziej co tak naprawdę stanowi o tym kim jestem. Nie mam ze sobą bajeranckich ciuchów i gadżetów, którymi niczym niegdyś drogimi kamieniami czy pierścieniami mogę bez słów sugerować otoczeniu status, zainteresowania, preferencje.
Od razu myślę, że tak musi wyglądać śmierć. Nagle pozostajesz tylko ze swoim charakterem, osobowością, sercem.
Ja: Ale tu ludu.
K: No bo ciepło i tv4 włączyli.
Ja: A no ba, a kiedy przyjdą kelnerzy z szampanem i zakąskami?
K: Pewno jak zaczną lecieć pornosy.
Ja: ???
K: No tak, bo na tv4 o tej porze puszczają.
Ja: Aaaa, to wszystko tłumaczy.
W końcu wchodzę, rentgen. Zaraz potem doktor... nie byle jaki. Mogę się założyć, że jeśli na ten ostry dyżur trafiają pudle (ot ze złamanym sercem choćby :P) to osoba doktora regularnie gości w rubryce "widziałem cię". Brunet o ładnych "wyraźnych" rysach pod 30stkę:
Doktor: Jak pan to zrobił? Łokieć rozwalony na kawałeczki. Postaram się jakoś to nastawić żeby pana tak nie bolało.
W tym momencie doktor zaczął siłować się z moją ręką. Wysłał na drugi rentgen, zaraz po wykonaniu zdjęcia znów woła. W poczekalni zaczynają się komentarze, że bez kolejki a inni czekają ponad godzinę od rentgena i nic.
Doktor: Będziemy ciąć. No i zostanie pan u nas.
W tym momencie w pokręconym umyśle Bombika rodzą się fantazje. Wizja doktora odwiedzającego Bombika w środku nocy by sprawdzić czy z ręką wszystko dobrze...
Pielęgniarka spisuje moje dane i prosi bym oddał wszystko siostrze bo tu mi się nie przyda.
Ja: I co będę tam dziś miał robione?
P: Spał? A czego się pan spodziewał?
Ja: Balu powitalnego!
P: Do balu to będzie się Pan musiał przebrać, proszę czekać aż przyjdzie ktoś z depozytu.
Ja: Długo tu będę?
P: Nie wiem, może do jutra, może dłużej. Wielu pacjentów nie chce stąd wychodzić tak im się podoba a pan już myśli o wypisie.
Depozyt mieści się w odrapanej piwnicy. Oddaje wszystkie ubrania. Dostaję spraną piżamę z lat 70., która od razu kojarzy mi się z nieboszczykami w kostnicy. Przykrótkie spodnie wyglądają jak rybaczki. Do kieszeni chowam tylko elektronicznego papierosa i telefon.
Pracownik depozytu prowadzi mnie do windy przez labirynt obskurnej szpitalnej piwnicy. Idę w tym dziwacznym stroju z rozpiętą koszulą w półmroku oświetlonym przez czasem wypalone migające świetlówki. scena tak dopracowana, że można ją umieścić w filmie. Idąc uderza mnie coraz bardziej co tak naprawdę stanowi o tym kim jestem. Nie mam ze sobą bajeranckich ciuchów i gadżetów, którymi niczym niegdyś drogimi kamieniami czy pierścieniami mogę bez słów sugerować otoczeniu status, zainteresowania, preferencje.
Od razu myślę, że tak musi wyglądać śmierć. Nagle pozostajesz tylko ze swoim charakterem, osobowością, sercem.
czwartek, 30 grudnia 2010
Prawdziwa Opowieść Wigilijna cz. 1
Zazdrościłem bohaterowi wizyty trzech duchów, lekcji jaką dostał... Los nie kazał długo czekać.
Jest godzina 20:30 i Bombik szybkim krokiem wychodzi przez szklane drzwi biurowca. To był trudny dzień. Nieporozumienia z szefostwem i klientami, kiepskie perspektywy na przyszły rok... i głód bo zapomniałem śniadania. Temperatura skoczyła i na chodnikach odsłonił się topniejący lód.
Kilka kroków i łuuuuuuuuuup.Upadłem i to całkiem efektownie, tak, że torba leżała metr ode mnie. Próbuję wstać, nie mogę. nie czuję bólu ale też nie jestem w stanie się ruszyć. Próbuję sięgnąć po torbę ale leży zbyt daleko. I ja leżę. Po kilku, może kilkunastu minutach przechodzą panie z serwisu sprzątającego. Pytają czy ślisko. Potwierdzam z wyuczonym przez lata pracy w obsłudze klienta uśmiechem. Panie już zamierzają odejść aż jedna pomyślała by spytać czy nic mi nie jest. Po chwili we trzy mnie podniosły. nie wiedziałem co mi jest więc nie wzywałem karetki. Przypomniały mi się opowieści J. jak jeździła z pogotowiem do błahych przypadków a w tym samym czasie ktoś umierał i nie doczekał ambulansu. Zadzwoniłem po siostrę.
W rekordowym czasie pod firmę zajechała K. Powierzchnia była tak śliska, że na zakręcie przy fontannie jej Opel prawie zakręcił bączka na lodzie. Wpakowałem się do środka i już mamy ruszać ale w tym momencie z tyłu zajechała nas ciężarówka firmy kurierskiej. Byłem pod wielkim wrażeniem determinacji K. K. jest bardzo drobną niewiele ponad 20 letnią dziewczyną a ostro wyjechała do kuriera:
Spierdalaj stąd bo wiozę chorego brata do szpitala.
Jest godzina 20:30 i Bombik szybkim krokiem wychodzi przez szklane drzwi biurowca. To był trudny dzień. Nieporozumienia z szefostwem i klientami, kiepskie perspektywy na przyszły rok... i głód bo zapomniałem śniadania. Temperatura skoczyła i na chodnikach odsłonił się topniejący lód.
Kilka kroków i łuuuuuuuuuup.Upadłem i to całkiem efektownie, tak, że torba leżała metr ode mnie. Próbuję wstać, nie mogę. nie czuję bólu ale też nie jestem w stanie się ruszyć. Próbuję sięgnąć po torbę ale leży zbyt daleko. I ja leżę. Po kilku, może kilkunastu minutach przechodzą panie z serwisu sprzątającego. Pytają czy ślisko. Potwierdzam z wyuczonym przez lata pracy w obsłudze klienta uśmiechem. Panie już zamierzają odejść aż jedna pomyślała by spytać czy nic mi nie jest. Po chwili we trzy mnie podniosły. nie wiedziałem co mi jest więc nie wzywałem karetki. Przypomniały mi się opowieści J. jak jeździła z pogotowiem do błahych przypadków a w tym samym czasie ktoś umierał i nie doczekał ambulansu. Zadzwoniłem po siostrę.
W rekordowym czasie pod firmę zajechała K. Powierzchnia była tak śliska, że na zakręcie przy fontannie jej Opel prawie zakręcił bączka na lodzie. Wpakowałem się do środka i już mamy ruszać ale w tym momencie z tyłu zajechała nas ciężarówka firmy kurierskiej. Byłem pod wielkim wrażeniem determinacji K. K. jest bardzo drobną niewiele ponad 20 letnią dziewczyną a ostro wyjechała do kuriera:
Spierdalaj stąd bo wiozę chorego brata do szpitala.
wtorek, 21 grudnia 2010
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Opowieść Wigilijna 2009
Przed Bożym Narodzeniem lubię wracać do tej opowieści. Najczęściej czytałem do poduszki ale tym razem postanowiłem zobaczyć film. Wczoraj obejrzałem wersję Disney'a z 2009 roku. Fabuła wszystkim dobrze znana ale muszę przyznać, że przekonałem się do wykorzystania animacji komputerowych w filmach. Film stał się dzięki nim bardziej dynamiczny i bezpośredni. Cały czas jestem pod wrażeniem obrazu i oczywiście jak co roku mogę zrobić prosty rachunek sumienia: ile jest we mnie ze Scrooge'a ?
niedziela, 19 grudnia 2010
Annie Lennox - Kolędy
Ale nie! To nie kolejna płyta typu "Dinozaury spiewają kolędy (bo na koncie pustka a to się zawsze sprzeda razem z innymi bublami)". Bardzo cenię twórczość Annie Lennox. Wiem, że mama słuchała jej bez przerwy gdy była w szpitalu ze mną w ciąży ;) Może to stąd zamiłowanie do syntezatorów- w tamtym czasie hitem była ta piosenka.
Może to odpowiedź na pytanie skąd się wzięły różne dziwne fantazje erotyczne?
Wracamy do kolęd. No więc Annie właśnie wydała płytę "A Christmas Cornucopia".
Znajdziemy na niej oryginalne, często mało znane kolędy brytyjskie i francuskie oraz jej własną kompozycję "Universal Child". Po wstępnych odsłuchach moja znajomość angielskiego pozwala mi stwierdzić, że serio mamy do czynienia z kolędami. Muzycznie płytę wyróżniają nietypowe, bardzo oryginalne aranżacje. W przedstawionym niżej “God Rest Ye Merry Gentlemen” odnajdujemy akcenty bliskowschodnie, są też nawiązania do muzyki francuskiej i niemieckiej. Dobra płytka, napewno nie do supermarketu. Zresztą posłuchajcie proszę!
Może to odpowiedź na pytanie skąd się wzięły różne dziwne fantazje erotyczne?
Wracamy do kolęd. No więc Annie właśnie wydała płytę "A Christmas Cornucopia".
Znajdziemy na niej oryginalne, często mało znane kolędy brytyjskie i francuskie oraz jej własną kompozycję "Universal Child". Po wstępnych odsłuchach moja znajomość angielskiego pozwala mi stwierdzić, że serio mamy do czynienia z kolędami. Muzycznie płytę wyróżniają nietypowe, bardzo oryginalne aranżacje. W przedstawionym niżej “God Rest Ye Merry Gentlemen” odnajdujemy akcenty bliskowschodnie, są też nawiązania do muzyki francuskiej i niemieckiej. Dobra płytka, napewno nie do supermarketu. Zresztą posłuchajcie proszę!
Nie jestem aniołem
Swego czasu widziałem na półce z książkami mamy tytuł "Jak być aniołem". Każdy kto trochę czasu już spędził z Bombikiem wie, że nigdy do tej lektury nie zajrzałem.
Cieszę się, że są ludzie,którzy mają tyle siły i cierpliwości by wytrzymać.
Cieszę się, że są ludzie,którzy mają tyle siły i cierpliwości by wytrzymać.
sobota, 18 grudnia 2010
Spodnie marchewki
Pierwsze takie spodnie miałem w dzieciństwie bo nie jest to zupełnie nowa moda. Marchewki pojawiły się po raz pierwszy na początku lat 80. i zastąpiły popularne wcześniej szerokie spodnie nazywane w Polsce "piramidkami". Piramidki rozszerzały się na całej długości do dołu nogawki a marchewki odwrotnie, szerokie w biodrach zwężają się wraz z nogawką. Tamte stare marchewki często miały zaszewki przy przednich kieszeniach i zauważyłem u kilku koleżanek, że we współczesnych także zaczynają się pojawiać.
Gdzie kupić?
Jeszcze rok temu był to spory problem, takie spodnie można było kupić w Pull&Bear (Arkadia, Żłote Tarasy) ale są dość drogie i jak dla mnie mało wygodne.
W tej chwili pojawiły się w H&M za 129 zł. Uwaga! Nie mają odrębnego oznaczenia kroju tylko podobnie jak inne występują jako "Slim Fit". Różnią się pionowymi przednimi kieszeniami i naszytymi na nich suwakami oraz guzikami w pasie. W tej chwili jako nowość wiszą razem z główną ekspozycją.
Czarne carroty można nabyć w Cropp Town za 99 zł. Są z materiału z domieszką elastanu, bardzo wygodne tylko max dla wzrostu 180 cm (ja mam więcej i nie było rozmiaru wzwyż ;)), krok jest w tym modelu bardzo obniżony.
Spodnie pojawiły się wreszcie także w naszym Reserved, do nabycia w nowym wielgachnym sklepie w Domach Centrum. Wiszą na manekinie od strony Pasażu Wiecha ale na którym piętrze i wieszaku są do kupienia nie mam niestety zielonego pojęcia bo ten sklep ciągle mnie przytłacza swoją wielkością i nie sprawdziłem.
Jeśli znacie jeszcze inne miejsca napiszcie proszę w komentarzu.
Gdzie kupić?
Jeszcze rok temu był to spory problem, takie spodnie można było kupić w Pull&Bear (Arkadia, Żłote Tarasy) ale są dość drogie i jak dla mnie mało wygodne.
W tej chwili pojawiły się w H&M za 129 zł. Uwaga! Nie mają odrębnego oznaczenia kroju tylko podobnie jak inne występują jako "Slim Fit". Różnią się pionowymi przednimi kieszeniami i naszytymi na nich suwakami oraz guzikami w pasie. W tej chwili jako nowość wiszą razem z główną ekspozycją.
Czarne carroty można nabyć w Cropp Town za 99 zł. Są z materiału z domieszką elastanu, bardzo wygodne tylko max dla wzrostu 180 cm (ja mam więcej i nie było rozmiaru wzwyż ;)), krok jest w tym modelu bardzo obniżony.
Spodnie pojawiły się wreszcie także w naszym Reserved, do nabycia w nowym wielgachnym sklepie w Domach Centrum. Wiszą na manekinie od strony Pasażu Wiecha ale na którym piętrze i wieszaku są do kupienia nie mam niestety zielonego pojęcia bo ten sklep ciągle mnie przytłacza swoją wielkością i nie sprawdziłem.
Jeśli znacie jeszcze inne miejsca napiszcie proszę w komentarzu.
5 kilogramów ciastek
W tym roku podobnie jak w poprzednim przed Świętami robię kruche ciastka. Przepis jest serio bardzo prosty a ciastka tak cudowne jak tylko mogą być cudowne kruche maślane ciastka. Nie potrzebne dodatki, polewy, samo ciasto w swej prostocie jest doskonałe. Szczegóły przygotowania znajdują się w moim wpisie sprzed roku http://przekupek.blogspot.com/2010/01/kacik-kury-domowej-odc-1-maslane-kruche.html. Za każdym razem robię ich więcej a i tak wychodzi za mało. Zacząłem od ilości z przepisu czyli na ok kilogram... w wakacje zrobiłem dwa i ledwo starczyło na wizytę Gości. W tej chwili doszedłem do ilości przemysłowych. Wyrobione ciasto czeka w lodówce w wielkim garze, który chyba nawet nigdy nie był używany do gotowania bo wielkością przypomina kocioł wojskowy. Jutro zajmę się wypiekaniem. Do tego muszę jeszcze zrobić kilka bloków czekoladowych. To kolejne danie, które jakoś takoś mi wychodzi a nawet ma małe grono wielbicieli, zwłaszcza w pracy. Robi się go jeszcze szybciej i prościej niż ciastka (jutro wrzucę przepis) ale jest trochę droższy - składniki na ok 1 kg bloku kosztują ok 20 zł. Muszę zrobić przynajmniej trzy kilogramy. Jeden na firmową wigilię jak jednogłośnie zadecydowali wpsółpracownicy, robię blok i "żebym się niczym innym nie wykręcał" (a szefowa to już zwłaszcza-wyjątkowo uwielbia blok co poparła kilkoma historiami z własnego życia...). Drugi do podziału na kilka osób, które lubię i w końcu trzeci na Wigilię.
Ta sprawa spadła na mnie zupełnie przypadkiem jak grom z jasnego nieba. W tym roku ja Bombik zapraszam do siebie rodziców i siostrę na Wigilię. Już sama myśl wywołuję we mnie bardzo pozytywne podekscytowanie, wizje sielankowej kolacji wigilijnej,dokładnie takiej jak zawsze chciałem by była ale nie miałem nic do gadania. Z drugiej strony to już w piątek a ja nigdy wcześniej nie wyprawiałem nic tak poważnego. Nawet nie jestem w stanie wymienić 12 tradycyjnych potraw, nie mówiąc o przygotowaniu bo gotowe produkty ograniczę do minimum. Do tego choinka, wystrój, świece, sianko,opłatek... Aż muszę zapalić!
I zapalę e-papierosa oczywiście. Trzeci dzień się z nimi trzymam, zużycie płynu oceniam na ok 1-2 ml dziennie czyli ok 3 zł. Wydatki za to inne bo oto dziś dokończyłem zakupy nowej garderoby. Wczoraj wymianę całej garderoby wyceniłem na kwotę 800 zł. Wiem, że to duża suma na zakupy ubrań ale serio mała jeśli założyć wymianę wszystkiego od majtek po buty. Do wczoraj miałem już dwie nowe pary spodni, kurtkę zimową i skarpetki na co wydałem 416 zł. Dziś doszły:
buty - ocieplane wysokie tenisówki ze skaju 149 zł
t-shirty New Yorker 50 zł (przecena)
bluza New Look 119 zł (musiałem specjalnie jechać po nią na drugi koniec miasta ale nikt inny takiej nie szyje)
majtki C&A 29 zł
Razem 763 zł a całość wygląda rewelacyjnie. Przy wyborze kierowałem się najpierw krojem, później ceną i na końcu jakością a raczej marką. Postanowiłem też sobie by w tym zestawie przechodzić do czasu aż się zedrze bez kupowania nowych odpowiedników rzeczy, które już mam.
Ta sprawa spadła na mnie zupełnie przypadkiem jak grom z jasnego nieba. W tym roku ja Bombik zapraszam do siebie rodziców i siostrę na Wigilię. Już sama myśl wywołuję we mnie bardzo pozytywne podekscytowanie, wizje sielankowej kolacji wigilijnej,dokładnie takiej jak zawsze chciałem by była ale nie miałem nic do gadania. Z drugiej strony to już w piątek a ja nigdy wcześniej nie wyprawiałem nic tak poważnego. Nawet nie jestem w stanie wymienić 12 tradycyjnych potraw, nie mówiąc o przygotowaniu bo gotowe produkty ograniczę do minimum. Do tego choinka, wystrój, świece, sianko,opłatek... Aż muszę zapalić!
I zapalę e-papierosa oczywiście. Trzeci dzień się z nimi trzymam, zużycie płynu oceniam na ok 1-2 ml dziennie czyli ok 3 zł. Wydatki za to inne bo oto dziś dokończyłem zakupy nowej garderoby. Wczoraj wymianę całej garderoby wyceniłem na kwotę 800 zł. Wiem, że to duża suma na zakupy ubrań ale serio mała jeśli założyć wymianę wszystkiego od majtek po buty. Do wczoraj miałem już dwie nowe pary spodni, kurtkę zimową i skarpetki na co wydałem 416 zł. Dziś doszły:
buty - ocieplane wysokie tenisówki ze skaju 149 zł
t-shirty New Yorker 50 zł (przecena)
bluza New Look 119 zł (musiałem specjalnie jechać po nią na drugi koniec miasta ale nikt inny takiej nie szyje)
majtki C&A 29 zł
Razem 763 zł a całość wygląda rewelacyjnie. Przy wyborze kierowałem się najpierw krojem, później ceną i na końcu jakością a raczej marką. Postanowiłem też sobie by w tym zestawie przechodzić do czasu aż się zedrze bez kupowania nowych odpowiedników rzeczy, które już mam.
piątek, 17 grudnia 2010
Drugi dzień bez analogów i ostatnie przygotowania do godziny 0
Przejście na palenie e-fajek można już chyba uznać za trwałą zmianę. Nauczyłem się prawidłowo uzupełniać kartomizery a przede wszystkim wyczuwać maszynę. Wiem co zrobić by palenie przypominało analogowe, było wolne i przyjemne ale umiem tez w kilka sekund zaaplikować dawkę zbliżoną do kilku papierosów. Jak dla mnie absolutna rewelacja. Zaobserwowałem, że cera mniej się tłuści, pamiętam jak paląc już w połowie dnia czułem, że potrzebuje się umyć, w buzi kapeć, oddech nieświerzy, na zębach osad coś obrzydliwego. Nie wiem jak mogłem tyle lat palić nie zauważając tego wszystkiego. No i głos. Wcześniej ciągle coś przełykałem, odchrząkiwałem, szczególnie przy dłuższej wypowiedzi. Teraz może to tylko pierwsze wrażenie ale głos wydaje mi się dużo silniejszy i na stałe niski. Spóźniona mutacja? ;) Finansowo nie mogę wyjść z podziwu: dziś zużyłem płynu za mniej niż 3 zł bo obserwuję buteleczkę (wczoraj musiałem zawyżyć zużycie) zamiast wydać 17,40zł czyli dwóch dniach jestem do przodu 26,80zł, po miesiącu wyjdzie oszczędność 427,80 zł... To więcej niż zainwestowałem w sprzęt do e-palenia, nie mówiąc o lepszym samopoczuciu czy oszczędności czasu.
Trwa odliczanie do godziny 0. Sprawa dość smutna ale szybko zobaczyłem, że może być szansą na zbudowanie garderoby od zera stosując najlepsze założenia i najnowszą modę. Tak bardzo lubię pisać o ubraniach a czasem potrafiłem ubrać się tak, że rodzona siostra prosiła żebym się przebrał bo wstydzi się ze mną iść do sklepu ;) Szewc bez butów chodzi i teraz to się zmieni. No więc sytuacja wygląda w ten sposób, że do jutra muszę spakować wszystkie rzeczy jakie posiadam a od niedzieli rano wolno mi chodzić tylko w tym czego nigdy wcześniej na sobie nie miałem. Nie wolno mi też do tego czasu mierzyć nic nowego. Sprawa dotyczy całej garderoby od butów, przez bieliznę po kurtki i swetry. Gdy się o tym dowiedziałem trafił mnie jasny szlag ale to dobra lekcja. Trzy w jednym:
Póki co wydatki wyglądają następująco:
spodnie rurki 79 zł
spodnie marchewki 129 zł
kurtka zimowa: 189 zł
skarpetki 19 zł
razem: 416 zł
Zostało jeszcze do kupienia 5 t-shirtów, majtki,bluza i buty.
Trwa odliczanie do godziny 0. Sprawa dość smutna ale szybko zobaczyłem, że może być szansą na zbudowanie garderoby od zera stosując najlepsze założenia i najnowszą modę. Tak bardzo lubię pisać o ubraniach a czasem potrafiłem ubrać się tak, że rodzona siostra prosiła żebym się przebrał bo wstydzi się ze mną iść do sklepu ;) Szewc bez butów chodzi i teraz to się zmieni. No więc sytuacja wygląda w ten sposób, że do jutra muszę spakować wszystkie rzeczy jakie posiadam a od niedzieli rano wolno mi chodzić tylko w tym czego nigdy wcześniej na sobie nie miałem. Nie wolno mi też do tego czasu mierzyć nic nowego. Sprawa dotyczy całej garderoby od butów, przez bieliznę po kurtki i swetry. Gdy się o tym dowiedziałem trafił mnie jasny szlag ale to dobra lekcja. Trzy w jednym:
- Ile są warte rzeczy materialne i jak łatwo stracić wszystko na mimo wszystko lightowym przykładzie garderoby?
- Co jest wartością trwałą a co ulotnym pozorem wartości?
- Ile tak naprawdę ubrań jest konieczne?
Póki co wydatki wyglądają następująco:
spodnie rurki 79 zł
spodnie marchewki 129 zł
kurtka zimowa: 189 zł
skarpetki 19 zł
razem: 416 zł
Zostało jeszcze do kupienia 5 t-shirtów, majtki,bluza i buty.
czwartek, 16 grudnia 2010
Pierwszy dzień e-palenia
No i minął pierwszy dzień całkowicie na papierosach elektronicznych. Zużyłem już 2 ml płynu o wartości ok. 4 zł, przez ten czas wydałbym na tradycyjne papierosy... 17,40 zł a jeśli założyć, że palę te lepsze (jak często bywało) 23,40 zł!!!
Zniknął kaszel czy potrzeba odkrztuszania,czuję też zapachy z otoczenia. Gdy dziś wchodziłem do centrum handlowego przez drzwiami jak zwykle stali palacze. Ja tylko lekko zwolniłem krok, wyciągnąłem sprzęt i wziąłem jednego megabuha robiąc przy tym mnóstwo dymu. Nie musiałem nic gasić tylko bez stawania schowałem papierosa w kieszenie i wszedłem. Ludzie jednak ciągle zwracają uwagę, przyglądają się, zwłaszcza że Ego nie przypomina już e-fajków z diodką i nowszy typ atomizera przy dłuższym nagrzewaniu potrafi dać mnóstwo dymu jak cygaro, żaden wcześniejszy model tak nie dymił. I to może być trochę zjawiskowe, gość wyciąga coś z kieszeni a potem wypuszcza chmurę dymu.
Nie mogę się doczekać biegania po rzuceniu tradycyjnego palenia, wiem, że gdy próbowałem choć trochę podciągnąć wyniki słyszałem, że papierosy to blokują i bez rzucenia nie uda mi się zrobić większych postępów. Teraz już ich nie ma.
Zniknął kaszel czy potrzeba odkrztuszania,czuję też zapachy z otoczenia. Gdy dziś wchodziłem do centrum handlowego przez drzwiami jak zwykle stali palacze. Ja tylko lekko zwolniłem krok, wyciągnąłem sprzęt i wziąłem jednego megabuha robiąc przy tym mnóstwo dymu. Nie musiałem nic gasić tylko bez stawania schowałem papierosa w kieszenie i wszedłem. Ludzie jednak ciągle zwracają uwagę, przyglądają się, zwłaszcza że Ego nie przypomina już e-fajków z diodką i nowszy typ atomizera przy dłuższym nagrzewaniu potrafi dać mnóstwo dymu jak cygaro, żaden wcześniejszy model tak nie dymił. I to może być trochę zjawiskowe, gość wyciąga coś z kieszeni a potem wypuszcza chmurę dymu.
Nie mogę się doczekać biegania po rzuceniu tradycyjnego palenia, wiem, że gdy próbowałem choć trochę podciągnąć wyniki słyszałem, że papierosy to blokują i bez rzucenia nie uda mi się zrobić większych postępów. Teraz już ich nie ma.
środa, 15 grudnia 2010
Bombik i papieros elektronowy ;)
Tak właśnie! Dziś udałem się do stoiska i nabyłem elektronicznego papierosa. E-papieros działa jak inhalarot nikotyny. Do baterii podłączony jest atomizer podgrzewający płyn znajdujący się z kartridżu. Urządzonko wymyślili chińczycy, tam też wszystkie są produkowane. Przez ostatnie dwa lata sprzęt przeszedł ogromną ewolucję. Wczesne modele z pomarańczową diódką na końcu przypominały tradycyjne papierosy. Słabe baterie wymagały wymiany kilka razy w ciągu dnia a sam sprzęt zurzywał się przed upłynięciem kwartału. W tej chwili wchodzą e-papierosy czwartej generacji wspólnie oznaczone EGO. Parametry genialne, prawie dzesięc razy większa bateira niż we wczesnych modelach, duże zbiorniczki na płyn. Przeczytałem jeszcze opinie użytkowników tego cacka, nie spotkałem się z ani jedną negatywną.
Po takim przygotowaniu zdecydowałem się także na nabycie EGO2 marki Volish. Wydatek dość mocarny ale przy założeniu, że już nigdy nie wrócę do zwykłych papierosów zwróci się w ciągu dwóch miesiecy. Papieros w niczym nie przypomina popularnych już także u nas wczesnych modeli.Wielkością jest zbliżony do niewielkiego cygara, dym uruchamiany jest manualnie za pomocą przycisku. Czarna obudowa ze srebrną obrączką robi wrażenie bardzo eleganckiej.
Gdy tylko wróciłem do domu pośpiesznie rozpakowałem cały zestaw i wkręciłęm pierwszy kartomizer (to jest połączenie atomizera i kartridża) o smaku wiśniowym. Pierwszy buh. Wow! Daje leszego kopa niże tradycyjne fajki, aż zakręciło mi się w głowie. Po trzech nie chciało mi się już palić.Dałem spróbować tacie, który także jest nałogowym palaczem, przy pierwszym zaciągnięciu aż się zakrztusił "ale mocne, super!".
Płyny w e-papierosach są mieszanką glikolu i nikotyny, nie zawierają pozostałych 4000 związków obecnych w tradycyjnych papierosach, nie śmierdzą a ich używanie jest znacznie tańsze. No i największa wygoda - można je palić właściwie wszędzie.Już nie mogę się doczekać jak niczym w lepszych dla palaczy czasach bedę sobie chodził z moim e po biurze.
Najwięcej informacji o elektronicznych papierosach pod adresem:
http://www.digicig.pl/dc/index.php
A własnie wyczytałem, że Volish EGO2 otrzymały tytuł "Męska rzecz 2010" przyznawany przez widzów TVN Turbo.
Po takim przygotowaniu zdecydowałem się także na nabycie EGO2 marki Volish. Wydatek dość mocarny ale przy założeniu, że już nigdy nie wrócę do zwykłych papierosów zwróci się w ciągu dwóch miesiecy. Papieros w niczym nie przypomina popularnych już także u nas wczesnych modeli.Wielkością jest zbliżony do niewielkiego cygara, dym uruchamiany jest manualnie za pomocą przycisku. Czarna obudowa ze srebrną obrączką robi wrażenie bardzo eleganckiej.
Gdy tylko wróciłem do domu pośpiesznie rozpakowałem cały zestaw i wkręciłęm pierwszy kartomizer (to jest połączenie atomizera i kartridża) o smaku wiśniowym. Pierwszy buh. Wow! Daje leszego kopa niże tradycyjne fajki, aż zakręciło mi się w głowie. Po trzech nie chciało mi się już palić.Dałem spróbować tacie, który także jest nałogowym palaczem, przy pierwszym zaciągnięciu aż się zakrztusił "ale mocne, super!".
Płyny w e-papierosach są mieszanką glikolu i nikotyny, nie zawierają pozostałych 4000 związków obecnych w tradycyjnych papierosach, nie śmierdzą a ich używanie jest znacznie tańsze. No i największa wygoda - można je palić właściwie wszędzie.Już nie mogę się doczekać jak niczym w lepszych dla palaczy czasach bedę sobie chodził z moim e po biurze.
Najwięcej informacji o elektronicznych papierosach pod adresem:
http://www.digicig.pl/dc/index.php
A własnie wyczytałem, że Volish EGO2 otrzymały tytuł "Męska rzecz 2010" przyznawany przez widzów TVN Turbo.
Nowa Sophie Ellis-Bextor - Bittersweet !!!!
To jedna z moich ulubionych wykonawczyń. Pamiętam jak usłyszałem ją po raz pierwszy 10 lat temu w duecie ze Spillerem (Grovejet 2000r.). Od tamtej pory śledzę jej karierę. Jakiś czas temu miałem wrażenie, że się wypaliła i dała sbie spokój ze śpiewaniem. Skądże! Sophie wraca z repertuarem lepszym niż kiedykolwiek. Dziś najnowszy singiel z nowego krążka, który ukaże się na początku 2011 roku. Cud, miód i wszystko co w muzyce lubię najbardziej. Trochę smutnawa elektropopowa melodia i refren na inną nutę, stylistyka zbliżona do italo disco ale po nowemu.
wtorek, 14 grudnia 2010
LOGO - autorytet w dziedzinie mody, elektroniki i dobrego smaku
Muszę teraz trochę więcej czytać o modzie (o tym wiecej w kolejnych wpisach). Z ciekawości zaglądnąłem do najpopularniejszej w Polsce gazety dla meżczyzn o takiej tematyce - LOGO.
Patrzę i oczom nie wierzę.W listopadzie 2010 redakcja ogłasza trumfalny powrót jeansowej koszuli! Tak, owszem takie koszule wróćiły ale na początku tego roku (o czym wtedy pisałem) czyli musiały być obecne na pokazach mody ponad rok temu. Ponadto chwilowa moda poszła w zapomnienie równie szybko jak się pojawiła a ostatnie takie koszule zeszły na letnich wyprzedażach. Zastanawiam się do jakiego sklepu autor artykułu zamierza wysłać czytelników, którzy napalili się na zakup takiej "trendy" koszuli?
Do działu mody więcej nie zaglądam bo jeśli pozostałe artykuły są takiej jakości to strata czasu. Wszedłem jeszcze na krótko do elektroniki. Odrobinę znam się na przneośnym sprzęcie grającym, tak jak laik może się znać. Kto chętny na zakup Ipoda Touch 4G 8 GB za 1000 zł??? Przecież to najabrdziej kretyńskie rozwiązanie z możliwych! Ipod wcale nie wyróżnia się paramtrami od innych sprzętów średniej klasy ale jest droższy. O ile jest to jedyny znany mi sprzęt z dyskiem twardym 160 GB (classic) i wtedy wydanie 950 zł jest opłacalne bo to pamięć nie do zapisania a sprzęt solidny, na lata to wydanie 1000 zł na 8 GB za pamięć, która niedługo okaże się za mała i sprzęt przeciętny jest szczytem głupoty. Znalazłem jeszcze słuchawki Thomsona za 250 zł (!!!). Ta firma robi wiele fajnych rzeczy ale każde dziecko wie, żeby słuchawki Thomsona omijać szerokim łukiem. Przecież za połowę tej kwoty możemy mieć o niebo lepsze pod wzgledem parametrów i jakości AKG.
Pocieszam się tylko ilością krytycznych komentarzy pod artykułami. Nie potrafię ocenić jakości innych artykułów bo zwyczajnie nie mam o tych sprawach zielonego pojęcia, może warto czytać to czasopismo by wiedzieć, że dla przykładu możemy zakupić świecący papier toaletowy, taka praktyczna rzecz:
http://www.logo24.pl/Logo24/1,86375,8774017,Czynnosci_fizjologiczne_w_nowym_swietle.html
Gazeta szumnie reklamuje się hasłem "Dla mężczyzn któzy znają się na rzeczy". Rzeczywiście, żeby ją czytać trzeba bardzo dobrze znać się na rzeczach... by broń Boże nie pójść ślepo za zakupowymi radami szacownej redakcji.
Patrzę i oczom nie wierzę.W listopadzie 2010 redakcja ogłasza trumfalny powrót jeansowej koszuli! Tak, owszem takie koszule wróćiły ale na początku tego roku (o czym wtedy pisałem) czyli musiały być obecne na pokazach mody ponad rok temu. Ponadto chwilowa moda poszła w zapomnienie równie szybko jak się pojawiła a ostatnie takie koszule zeszły na letnich wyprzedażach. Zastanawiam się do jakiego sklepu autor artykułu zamierza wysłać czytelników, którzy napalili się na zakup takiej "trendy" koszuli?
Do działu mody więcej nie zaglądam bo jeśli pozostałe artykuły są takiej jakości to strata czasu. Wszedłem jeszcze na krótko do elektroniki. Odrobinę znam się na przneośnym sprzęcie grającym, tak jak laik może się znać. Kto chętny na zakup Ipoda Touch 4G 8 GB za 1000 zł??? Przecież to najabrdziej kretyńskie rozwiązanie z możliwych! Ipod wcale nie wyróżnia się paramtrami od innych sprzętów średniej klasy ale jest droższy. O ile jest to jedyny znany mi sprzęt z dyskiem twardym 160 GB (classic) i wtedy wydanie 950 zł jest opłacalne bo to pamięć nie do zapisania a sprzęt solidny, na lata to wydanie 1000 zł na 8 GB za pamięć, która niedługo okaże się za mała i sprzęt przeciętny jest szczytem głupoty. Znalazłem jeszcze słuchawki Thomsona za 250 zł (!!!). Ta firma robi wiele fajnych rzeczy ale każde dziecko wie, żeby słuchawki Thomsona omijać szerokim łukiem. Przecież za połowę tej kwoty możemy mieć o niebo lepsze pod wzgledem parametrów i jakości AKG.
Pocieszam się tylko ilością krytycznych komentarzy pod artykułami. Nie potrafię ocenić jakości innych artykułów bo zwyczajnie nie mam o tych sprawach zielonego pojęcia, może warto czytać to czasopismo by wiedzieć, że dla przykładu możemy zakupić świecący papier toaletowy, taka praktyczna rzecz:
http://www.logo24.pl/Logo24/1,86375,8774017,Czynnosci_fizjologiczne_w_nowym_swietle.html
Gazeta szumnie reklamuje się hasłem "Dla mężczyzn któzy znają się na rzeczy". Rzeczywiście, żeby ją czytać trzeba bardzo dobrze znać się na rzeczach... by broń Boże nie pójść ślepo za zakupowymi radami szacownej redakcji.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Co w modzie piszczy
Ostatnio przyglądałem się tegorocznym kolekcjom głównych sieciówek i muszę przyznać, że nic ciekawego się nie dzieje. Absolutnie nic. Może to dobry moment by zająć się ciekawszymi sferami życia...Generalnie powtórka z rozrywki i trudno odszukać choć jeden charakterystyczny nowy element.
Zaczniemy od dołu czyli butów. W HM, Zarze czy New Yorkerze pojawiły się bardzo podobne pantofle, identyczne jak moje kupione na jesieni i wtedy rzeczywiście była to jakaś nowość. Buty sportowe nadal są kolorowe (trend od 2008 roku) i wysokie (2007).
Ostatnią zauważoną przeze mnie nowością w kroju spodni były rozszerzane u góry (tzw. marchewki - trend 2008), spodnie w kratę i kolorowe (2009). Nadal oczywiście powstają kolejne odmiany rurek (2006) i to chyba dobrze. Jak dla mnie nie ma nic wygodniejszego niż odrobinę za luźne rurki w materiału z domieszką lycry czy elastanu. No i gdy przybędzie kilka centymetrów w pasie spodnie po prostu trochę bardziej się rozciągają a nie upinają jak zwykłe jeansy. Hmmm, może to właśnie przesiadka na rozciągliwe spodnie sprawiła, że przestałem panować na wagą?
Koszule w kratę, także kolorową (2009), guziki na bluzach i swetrach (2008), kardigany (2008), marynarki i kamizelki (2009), swetry z szafy dziadka (2009).
W kolorystyce względną nowością jest czerwień i beż (może nie jestem tym faktem aż tak zachwycony bo zwyczajnie nie lubię tych kolorów w przeciwieństwie do zeszłorocznego granatu, harbrowego czy turkusów).
Cieszę się, że przez ostatnie cztery lata przyjęło się kilka trendów na stałe, że nie stoimy w miejscu. Z perspektywy takiego czasu można zauważyć sporą ewolucję. Przede wszystkim w samym modelu sylwetki, rozłożeniu akcentów postęp jest ogromny:
Pokuszę się o małe porównanie mody 2005 i 2010. Oczywiście jest bardzo subiektywne bo obejmuje tylko te zjawiska, które mi osobiście udało się zauważyć czy po prostu nosić. Pięć czy dziesięć lat temu tak samo jak dziś starałem się być na bierząco z trendami, które mi odpowiadały więc wystarczy spojrzenie na rzeczy jakie nosiłem wtedy a jakie teraz.
Buty sportowe
2005: modne są niskie modele retro z lat 70 i ich współczesne interpetacje, klasyczna stonowana kolorystyka, skórzane. Z każdym rokiem podeszwa staje się niższa a sam but bardziej smukły
2010: absolutnie przeciwnie, najmodniejsze są buciory, mogą być wysokie, grube podeszwy często z poduszką powietrzną lub jej atrapą, mieszanka najróżeniejszych materiałów, faktur i kolorów. Modele z przełomu lat 80. i 90. oraz nowe utrzymane w podobnej stylistyce. Kolor! To jest prawdziwa rewolucja, która najbardziej lubię w modzie - gdy starsze rzeczy zastępują ich całkowite przeciwieństwa.
Spodnie
2005: szerokie na całości, mogą być też dzwony (bootcut), ciągle często spotykane "szeroksy" noszone przez fanów hip hopu, bojówki. Dominuje ciemny jeans, przypominający ten najbardziej oryginalny lub fantazyjnie wytarte ale nie dekatyzowany. Charakterystyczne było też noszenie spodni trochę przydługich, tak by przy butach materiał dodatkowo się fałdował. Każdy wie o co chodzi bo jak to już bywa z modą przyzwyczajenie do jakiegoś spojrzenia na dany element ubioru, noszenia, wyboru określonego modelu twa znacznie dłużej niż moda i dziś częściej możemy spotkać mężczyzn ubranych w takie spodnie niż modne. Podobnie wtedy wielu panów z trochę starszego pokolenia do znudzenia nosiło klasyczne, jasne zwężane modele z lat 90. a szersze, granatowe spodnie wyróżniały młodszych.
2010: znów odwrót o 180 spodni... stopni. Wszyscy wiemy jak jest. Spodnie są trochę krótsze, wąskie na całości lub ze zwężanym dołem. W kolorystyce także zmiana, standardem coraz częściej robi się czarny i szary a nie granat. To już nie jest moda jednego sezonu a bardziej zmiana obowiązującego modelu sylwetki. Akcent ciężkości przeniósł się na buty, podobnie z kolorystyką i dla równowagi spodnie muszą być wąskie. Co roku pojawia się głos, że rurki to przeżytek i tak dalej ale to nie takie proste. Pozostałe części garderoby są szyte w taki sposób, że właśnie najlepiej wyglądają przy wąskich spodniach. Zmiana obowiązującego kroju spodni wymagałaby także zmian pozostałych elementów a to nie dzieje się często. Od kiedy jestem w miarę świadomy co się nosi czyli powiedzmy od 2000 roku taki obowiązujący model sylwetki zmienił się tylko raz.
T-shirt
Nieprzypadkowo wybrałem ten element garderoby. O ile w kwestii bluz i swetrów pewne elementy wciąż wracają (bluza z kapturem choćby) to właśnie t-shirty przeszły największą ewolucję w kroju. I to bardzo niedawno. Najpierw pojawiły się damskie tuniki (oczywiście wpis jest o męskiej modzie) i mimo wyjścia z mody upodobniły do siebie damskie koszulki. Równocześnie weszły u dziewczyn legginsy i krój trochę przydużego, długiego t-shirtu pozostał jako obowiązujący. Mniej więcej w tym roku kupiłem kilka koszulek w Pull&Bear i New Yorkerze. Mimo, że nie były oversize (przy mojej obecnej tuszy i wzroście nawet rzeczy o przydużym luźnym kroju są dopasowane ;)) wszystkie zachodziły na pupę. Z ciekawości porównałem ze starszymi i rzeczywiście jest różnica w kroju i długości. Nowe są o wiele dłuższe.
Oczywiście to wszystko o czym pisałem jest średnio zauważalne. Przyjęło się już (i czytałem, że nie jest to żadna nowość) noszenie rzeczy przypominających te z najszczęśliwszego okresu w życiu. Kiedyś wyczytałem to stwierdzenie w książce o modzie i muszę przyznać, że jest bardzo trafione. Najbardziej widać to u kobiet. Bardzo często można spotkać 40 latki ciągle patrzące na ubiór przez pryzmat estetyki lat 80., 50 latki zachowujące elementy z lat 70. czy 20 kilku, 30 latków ubierających się tak jak było modnie 10 lat temu. Wiem, że rzadko zdaża się nosić coś 10 czy więcej lat ale chodzi o sam sposób patrzenia na dany element garderoby. Jeśli ktoś raz wbił sobie do głowy, że adidasy muszą być skórzane i białe będzie dobierał nowsze modele pod takim kątem i zawsze je znajdzie. Analogicznie z innymi elementami garderoby.
Jedyne co mnie smuci to stwierdzenia ludzi, że teraz nie ma mody albo wszystko jest modne. Wielki błąd! ...ale zrozumiały. Po pierwsze właśnie dlatego, że przemysł odzieżowy jak każdy chce przede wszystkim sprzedać i zarobić a nie lansować trendy. W efekcie każda kolekcja na dany sezon musi mieć elementy supermodne jak i te, które w jakiś sposób nawiązują do obecnych trendów ale są szyte po staremu. Po drugie (uważam, że dla zwiększenia sprzedaży) co jakiś czas pojawiają się rzeczy dziwne, niezgodne z ogólnym trendem (np. szerokie na całości niebieskie jeansy z wyciętymi kwadratowymi dziurkami w ubiegłe wakacje). Bez ciągłych wizyt w sklepach z odzerzą ciężko ocenić co jest stałym trendem, co utrzymaniem elementów z poprzednich mód a co chwilowym szałem wyrwanym z kontekstu.
Dla mnie moda to głownie zabawa w przebierankę. Nie mogę powiedzieć by jakiś okres był tym najszczęsliwszym, ciągle jestem pewien, że mam go przed sobą i może dlatego nie przyzwyczajam się do starych stylizacji. Co roku szukam nowości.
Jeszcze 5 lat temu ubierałem się podobnie jak moi rówieśnicy, zgodnie w tamtymi trendami. Z tego co zauważyłem oni pozosotali przy takiej stylizacji a ja ciągle ją zmieniam i w tej chwili ubieram się identycznie jak 20 latki (choć bliżej mi do 30 ;)). Miło gdy rano idąc na kawę w pracy kilka lat młodszy znajomy z pracy pyta skąd mam takie buty i opowiada jak szukał podobnych czy na innym widzę marynarkę identyczną jak moja...
Z drugiej strony hmmm. Ostatnio kupiłem przecudowną kurtkę jesienno-zimową, zaczęły się przeceny i kosztowała tylko 79 złoty. Kurtka jest ciemnogranatowa z turkusowymi, fioletowymi i żółtymi esami floresami i jasnofioletowym kapturem. Do tego założyłem czarne rurki i duże nike z kolorowymi wstawkami. Idę do siostry do samochodu a ona:
K: No ładnie, ja się starzeje a mój brat z każdym rokiem młodszy.
Ja: Taki jest teraz styl!
K: Ledwo Cię poznałam, myślałam że to jakiś gnój idzie.
Ja: Na zewnątrz liceum a pod kapturem muzeum? :)
Zaczniemy od dołu czyli butów. W HM, Zarze czy New Yorkerze pojawiły się bardzo podobne pantofle, identyczne jak moje kupione na jesieni i wtedy rzeczywiście była to jakaś nowość. Buty sportowe nadal są kolorowe (trend od 2008 roku) i wysokie (2007).
Ostatnią zauważoną przeze mnie nowością w kroju spodni były rozszerzane u góry (tzw. marchewki - trend 2008), spodnie w kratę i kolorowe (2009). Nadal oczywiście powstają kolejne odmiany rurek (2006) i to chyba dobrze. Jak dla mnie nie ma nic wygodniejszego niż odrobinę za luźne rurki w materiału z domieszką lycry czy elastanu. No i gdy przybędzie kilka centymetrów w pasie spodnie po prostu trochę bardziej się rozciągają a nie upinają jak zwykłe jeansy. Hmmm, może to właśnie przesiadka na rozciągliwe spodnie sprawiła, że przestałem panować na wagą?
Koszule w kratę, także kolorową (2009), guziki na bluzach i swetrach (2008), kardigany (2008), marynarki i kamizelki (2009), swetry z szafy dziadka (2009).
W kolorystyce względną nowością jest czerwień i beż (może nie jestem tym faktem aż tak zachwycony bo zwyczajnie nie lubię tych kolorów w przeciwieństwie do zeszłorocznego granatu, harbrowego czy turkusów).
Cieszę się, że przez ostatnie cztery lata przyjęło się kilka trendów na stałe, że nie stoimy w miejscu. Z perspektywy takiego czasu można zauważyć sporą ewolucję. Przede wszystkim w samym modelu sylwetki, rozłożeniu akcentów postęp jest ogromny:
Pokuszę się o małe porównanie mody 2005 i 2010. Oczywiście jest bardzo subiektywne bo obejmuje tylko te zjawiska, które mi osobiście udało się zauważyć czy po prostu nosić. Pięć czy dziesięć lat temu tak samo jak dziś starałem się być na bierząco z trendami, które mi odpowiadały więc wystarczy spojrzenie na rzeczy jakie nosiłem wtedy a jakie teraz.
Buty sportowe
2005: modne są niskie modele retro z lat 70 i ich współczesne interpetacje, klasyczna stonowana kolorystyka, skórzane. Z każdym rokiem podeszwa staje się niższa a sam but bardziej smukły
2010: absolutnie przeciwnie, najmodniejsze są buciory, mogą być wysokie, grube podeszwy często z poduszką powietrzną lub jej atrapą, mieszanka najróżeniejszych materiałów, faktur i kolorów. Modele z przełomu lat 80. i 90. oraz nowe utrzymane w podobnej stylistyce. Kolor! To jest prawdziwa rewolucja, która najbardziej lubię w modzie - gdy starsze rzeczy zastępują ich całkowite przeciwieństwa.
Spodnie
2005: szerokie na całości, mogą być też dzwony (bootcut), ciągle często spotykane "szeroksy" noszone przez fanów hip hopu, bojówki. Dominuje ciemny jeans, przypominający ten najbardziej oryginalny lub fantazyjnie wytarte ale nie dekatyzowany. Charakterystyczne było też noszenie spodni trochę przydługich, tak by przy butach materiał dodatkowo się fałdował. Każdy wie o co chodzi bo jak to już bywa z modą przyzwyczajenie do jakiegoś spojrzenia na dany element ubioru, noszenia, wyboru określonego modelu twa znacznie dłużej niż moda i dziś częściej możemy spotkać mężczyzn ubranych w takie spodnie niż modne. Podobnie wtedy wielu panów z trochę starszego pokolenia do znudzenia nosiło klasyczne, jasne zwężane modele z lat 90. a szersze, granatowe spodnie wyróżniały młodszych.
2010: znów odwrót o 180 spodni... stopni. Wszyscy wiemy jak jest. Spodnie są trochę krótsze, wąskie na całości lub ze zwężanym dołem. W kolorystyce także zmiana, standardem coraz częściej robi się czarny i szary a nie granat. To już nie jest moda jednego sezonu a bardziej zmiana obowiązującego modelu sylwetki. Akcent ciężkości przeniósł się na buty, podobnie z kolorystyką i dla równowagi spodnie muszą być wąskie. Co roku pojawia się głos, że rurki to przeżytek i tak dalej ale to nie takie proste. Pozostałe części garderoby są szyte w taki sposób, że właśnie najlepiej wyglądają przy wąskich spodniach. Zmiana obowiązującego kroju spodni wymagałaby także zmian pozostałych elementów a to nie dzieje się często. Od kiedy jestem w miarę świadomy co się nosi czyli powiedzmy od 2000 roku taki obowiązujący model sylwetki zmienił się tylko raz.
T-shirt
Nieprzypadkowo wybrałem ten element garderoby. O ile w kwestii bluz i swetrów pewne elementy wciąż wracają (bluza z kapturem choćby) to właśnie t-shirty przeszły największą ewolucję w kroju. I to bardzo niedawno. Najpierw pojawiły się damskie tuniki (oczywiście wpis jest o męskiej modzie) i mimo wyjścia z mody upodobniły do siebie damskie koszulki. Równocześnie weszły u dziewczyn legginsy i krój trochę przydużego, długiego t-shirtu pozostał jako obowiązujący. Mniej więcej w tym roku kupiłem kilka koszulek w Pull&Bear i New Yorkerze. Mimo, że nie były oversize (przy mojej obecnej tuszy i wzroście nawet rzeczy o przydużym luźnym kroju są dopasowane ;)) wszystkie zachodziły na pupę. Z ciekawości porównałem ze starszymi i rzeczywiście jest różnica w kroju i długości. Nowe są o wiele dłuższe.
Oczywiście to wszystko o czym pisałem jest średnio zauważalne. Przyjęło się już (i czytałem, że nie jest to żadna nowość) noszenie rzeczy przypominających te z najszczęśliwszego okresu w życiu. Kiedyś wyczytałem to stwierdzenie w książce o modzie i muszę przyznać, że jest bardzo trafione. Najbardziej widać to u kobiet. Bardzo często można spotkać 40 latki ciągle patrzące na ubiór przez pryzmat estetyki lat 80., 50 latki zachowujące elementy z lat 70. czy 20 kilku, 30 latków ubierających się tak jak było modnie 10 lat temu. Wiem, że rzadko zdaża się nosić coś 10 czy więcej lat ale chodzi o sam sposób patrzenia na dany element garderoby. Jeśli ktoś raz wbił sobie do głowy, że adidasy muszą być skórzane i białe będzie dobierał nowsze modele pod takim kątem i zawsze je znajdzie. Analogicznie z innymi elementami garderoby.
Jedyne co mnie smuci to stwierdzenia ludzi, że teraz nie ma mody albo wszystko jest modne. Wielki błąd! ...ale zrozumiały. Po pierwsze właśnie dlatego, że przemysł odzieżowy jak każdy chce przede wszystkim sprzedać i zarobić a nie lansować trendy. W efekcie każda kolekcja na dany sezon musi mieć elementy supermodne jak i te, które w jakiś sposób nawiązują do obecnych trendów ale są szyte po staremu. Po drugie (uważam, że dla zwiększenia sprzedaży) co jakiś czas pojawiają się rzeczy dziwne, niezgodne z ogólnym trendem (np. szerokie na całości niebieskie jeansy z wyciętymi kwadratowymi dziurkami w ubiegłe wakacje). Bez ciągłych wizyt w sklepach z odzerzą ciężko ocenić co jest stałym trendem, co utrzymaniem elementów z poprzednich mód a co chwilowym szałem wyrwanym z kontekstu.
Dla mnie moda to głownie zabawa w przebierankę. Nie mogę powiedzieć by jakiś okres był tym najszczęsliwszym, ciągle jestem pewien, że mam go przed sobą i może dlatego nie przyzwyczajam się do starych stylizacji. Co roku szukam nowości.
Jeszcze 5 lat temu ubierałem się podobnie jak moi rówieśnicy, zgodnie w tamtymi trendami. Z tego co zauważyłem oni pozosotali przy takiej stylizacji a ja ciągle ją zmieniam i w tej chwili ubieram się identycznie jak 20 latki (choć bliżej mi do 30 ;)). Miło gdy rano idąc na kawę w pracy kilka lat młodszy znajomy z pracy pyta skąd mam takie buty i opowiada jak szukał podobnych czy na innym widzę marynarkę identyczną jak moja...
Z drugiej strony hmmm. Ostatnio kupiłem przecudowną kurtkę jesienno-zimową, zaczęły się przeceny i kosztowała tylko 79 złoty. Kurtka jest ciemnogranatowa z turkusowymi, fioletowymi i żółtymi esami floresami i jasnofioletowym kapturem. Do tego założyłem czarne rurki i duże nike z kolorowymi wstawkami. Idę do siostry do samochodu a ona:
K: No ładnie, ja się starzeje a mój brat z każdym rokiem młodszy.
Ja: Taki jest teraz styl!
K: Ledwo Cię poznałam, myślałam że to jakiś gnój idzie.
Ja: Na zewnątrz liceum a pod kapturem muzeum? :)
Melodnia
Call on me! Wielki przebój sprzed 4 lat, kopiowany i parodiowany setki razy. Zarówno muzyka jak i teledysk mocno osadzone w stylistyce lat 80. Kocham tę piosenkę. Przez te cztery lata nie znalazłem nic lepszego do poskakania rano.
niedziela, 12 grudnia 2010
Pora na potwora
Takiego potwora, którego każdy nosi w sobie. Spore opóźnienie ale nie mogłem wcześniej się nim zająć. Praca i masa drobnych obowiązków, program "odnowy biologicznej" jak P. mówi na różne wizyty i zabiegi w ramach remontu zewnętrzności Bombika (opisywanej na tym blogu w cyklu "Misja na Marsa"). No i ludzie. Tylko inni, a zwłaszcza inni, którzy są w stanie dostrzec drugiego człowieka mogą Ci powiedzieć kim naprawdę jesteś, zauważyć pewne zachowania, mechanizmy. Z drugiej strony wiele razy słyszałem, że prawdziwe zajrzenie wgłąb siebie, spojrzenie w oczy temu "potworowi" może się odbyć tylko w samotności. Adwent to dobra okazja. To nie jest kwestia samodoskonalenia, nie chodzi też o użalanie się. Dobrze po prostu poznać stwora i dobrze zapamiętać. Na okazje gdy wydaje się, że wszyscy wokół są źli a Ty biedny, nie masz sobie nic do zarzucenia a wszystkie złe rzeczy, które Cię spotykają dzieją się bez Twojej winy. Każdy ma swoją urodę.Pamiętam jakie wrażenie zrobiło na mnie kiedyś to zdanie. No powiedzmy, że brzmi jak oczywistość ale... Każdy ma swoją urodę znaczy też potworka takiego czy innego. Może być najprzeróżniejszy i na pewno jest. Jedynym, którym można się naprawdę zająć jest własny.
Adwent zacznie się u Bombika jutro.. trochę późno. Wcześniej wypełniałem ostatnie "zobowiązania towarzyskie" a taka atmosfera ciągłych spotkań u mnie w pokoju nie sprzyja refleksji. Jednym z głównych założeń remontu pokoju była jego funkcja reprezentacyjna, przystosowanie do przyjmowania większej liczby gości. W tej roli Pałac (jak mówi moja mama) sprawdza się znakomicie i już zapomniałem jak wyglądają drzwi od pubu czy godzinny powrót autobusem po "piwku". Niczym Hiacynta Bukiet kocham przyjmować gości i gdyby nie obowiązki mógłbym tylko tym się zajmować. Zawsze ciekaw jestem interakcji różnych osób, które wcześniej się nie znały a gdy widzę, że nie tylko łapią dobry kontakt ale umawiają się ze sobą (bez oczywiście pomijania mnie ;) ) na kolejne spotkanie w innym miejscu wiem, że warto było zagniatać ciasto do pizzy czy lecieć na drugi koniec osiedla po nieodtłuszczone mleko w proszku do bloku czekoladowego (nie wiem czy ktoś próbował ale bardzo trudno kupić w Warszawie nieodtłuszczone mleko w proszku a tylko takie nadaje się do bloku).
Wczoraj na dzień cały przyszła moja chrzestna. Pamiętam jak już w dzieciństwie zabierała mnie do najrózniejszych miejsc pokazać trochę inny świat. Do pierwszego w Warszawie Centrum Handlowego, do pizzerii, sprawiła mi też kiedyś szalenie drogie spodnie dzwony (bootcut) marki Levis. Taki krój wtedy dopiero wchodził a właściwie wracał po latach przerwy (to był 1997 rok) i jeszcze długo nikt takich nie miał. Potem jakoś kontakt się urwał. A teraz? Teraz to ja mogę coś oddać a jeśli nie będę w stanie mogę zaprosić, rozmawiać. To niewiele ale wzruszyłem się gdy opowiedziała jak ważne jest moje zdjęcie sprzed 20 lat z moją odręczną dedykacją. No i ten przypadek. Zawsze dobieram jakąś muzykę jako tło a gdy pomysły się skończyły tak ot puściłem płytę "Select" Kim Wilde i musiałem wyjść z pokoju na kilkanaście minut. Gdy tylko wracam:
Chrzestna: Co to było???
Ja: Co było?
Ch: Ta muzyka. Coś cudownego i chyba ją znam.
Ja: :)... zupełnie naturalnie mogłem podzielić się swoją pasją.
Dziś kolejni goście ;) Osoby z różnych światów Bombika, które nigdy się nie spotkały. M. zaskoczył mnie już na starcie i na powitanie wręczył wór łakoci i alkoholu, dodał, że od Mikołaja. Jak to ma się do diety czy postu...? Trzeba jakoś sobie z tym poradzić ;). Bardzo szybko okazało się, że poznanie M. z moją przyjaciółką U. było strzałem w dziesiątkę. Po miesiącach przerwy i ja mogłem popatrzyć na M. z dystansem, z jakim patrzy się na nowopoznanych ludków i muszę przyznać, że po prostu szczerzę lubię tego chłopaka.
Dziś jak Bukietowa po raz kolejny po wyjściu gości mogłem cieszyć się, że " moja kolacja przy świecach okazała się absolutnym sukcesem".
Dojem tylko wszystko bo jedzenie a zwłaszcza łakocie nie może się marnować i pora na potwora, na pustkę i samotność by zrobić miejsce dla KOGOŚ.
Adwent zacznie się u Bombika jutro.. trochę późno. Wcześniej wypełniałem ostatnie "zobowiązania towarzyskie" a taka atmosfera ciągłych spotkań u mnie w pokoju nie sprzyja refleksji. Jednym z głównych założeń remontu pokoju była jego funkcja reprezentacyjna, przystosowanie do przyjmowania większej liczby gości. W tej roli Pałac (jak mówi moja mama) sprawdza się znakomicie i już zapomniałem jak wyglądają drzwi od pubu czy godzinny powrót autobusem po "piwku". Niczym Hiacynta Bukiet kocham przyjmować gości i gdyby nie obowiązki mógłbym tylko tym się zajmować. Zawsze ciekaw jestem interakcji różnych osób, które wcześniej się nie znały a gdy widzę, że nie tylko łapią dobry kontakt ale umawiają się ze sobą (bez oczywiście pomijania mnie ;) ) na kolejne spotkanie w innym miejscu wiem, że warto było zagniatać ciasto do pizzy czy lecieć na drugi koniec osiedla po nieodtłuszczone mleko w proszku do bloku czekoladowego (nie wiem czy ktoś próbował ale bardzo trudno kupić w Warszawie nieodtłuszczone mleko w proszku a tylko takie nadaje się do bloku).
Wczoraj na dzień cały przyszła moja chrzestna. Pamiętam jak już w dzieciństwie zabierała mnie do najrózniejszych miejsc pokazać trochę inny świat. Do pierwszego w Warszawie Centrum Handlowego, do pizzerii, sprawiła mi też kiedyś szalenie drogie spodnie dzwony (bootcut) marki Levis. Taki krój wtedy dopiero wchodził a właściwie wracał po latach przerwy (to był 1997 rok) i jeszcze długo nikt takich nie miał. Potem jakoś kontakt się urwał. A teraz? Teraz to ja mogę coś oddać a jeśli nie będę w stanie mogę zaprosić, rozmawiać. To niewiele ale wzruszyłem się gdy opowiedziała jak ważne jest moje zdjęcie sprzed 20 lat z moją odręczną dedykacją. No i ten przypadek. Zawsze dobieram jakąś muzykę jako tło a gdy pomysły się skończyły tak ot puściłem płytę "Select" Kim Wilde i musiałem wyjść z pokoju na kilkanaście minut. Gdy tylko wracam:
Chrzestna: Co to było???
Ja: Co było?
Ch: Ta muzyka. Coś cudownego i chyba ją znam.
Ja: :)... zupełnie naturalnie mogłem podzielić się swoją pasją.
Dziś kolejni goście ;) Osoby z różnych światów Bombika, które nigdy się nie spotkały. M. zaskoczył mnie już na starcie i na powitanie wręczył wór łakoci i alkoholu, dodał, że od Mikołaja. Jak to ma się do diety czy postu...? Trzeba jakoś sobie z tym poradzić ;). Bardzo szybko okazało się, że poznanie M. z moją przyjaciółką U. było strzałem w dziesiątkę. Po miesiącach przerwy i ja mogłem popatrzyć na M. z dystansem, z jakim patrzy się na nowopoznanych ludków i muszę przyznać, że po prostu szczerzę lubię tego chłopaka.
Dziś jak Bukietowa po raz kolejny po wyjściu gości mogłem cieszyć się, że " moja kolacja przy świecach okazała się absolutnym sukcesem".
Dojem tylko wszystko bo jedzenie a zwłaszcza łakocie nie może się marnować i pora na potwora, na pustkę i samotność by zrobić miejsce dla KOGOŚ.
wtorek, 7 grudnia 2010
Śmierć frajera
Każdy frajer umiera w samotości. Gdy umiera wokół gra muzyka i ludzie tańczą. Do umierającego frajera nie przyjdzie nikt komu pomógł. Na pogrzebie pojawi się komornik zająć wiązankę na poczet cudzych długów.
niedziela, 5 grudnia 2010
Misja na Marsa 2 Bieganie - moja historia
Na początek muszę się przyznać... Na diecie królów wytrzymałem kilka godzin. Tego dnia było rekordowo zimno ale nie będę się więcej tłumaczył...Zabawne ale najbardziej brakowało mi kawy i herbaty, ciągle czułem się jakbym za chwile miał zasnąć. Wracając wieczorem do domu, w autobusie kurczowo trzymałem się rurek, miałem wrażenie ze strachem przytomność. Gdy tylko dotarłem do domu rzuciłem się na czekoladę i mimo późnej pory zrobiłem sobie filiżankę czarnej kawy. W mig wróciły mi silny i chęć życia. Wiem, ze nie jest to tyle wina diety co pory roku, odżywianie się surowymi warzywami i białym serkiem nie jest dobrym pomysłem na mrozy. Do diety wrócę latem a już od jutra biorę się za najprzyjemniejszy sposób na schudniecie jedząc swoje przysmaki i zachowując doskonały nastrój. Bieganie! Mówi się, ze to najprostsza forma ruchu. To prawda i prostota tego sportu tylko dodaje mu uroku ale to stanowczo za mało. Bieganie zmienia ciało i psychikę, mówiąc prosto to lekarstwo dla ciała i duszy :). Jakiś czas temu dalsza znajoma miała problemy w pracy. Z nerwów pojawiły się u niej bóle w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. Lekarz dal jej wybór - tabletki albo codziennie pól godziny truchtu. Po miesiącu znajoma nie tylko pozbyła się tych nieprzyjemnych objawów ale wręcz tryska radością życia a w pakiecie bieganie zaczęło modelować jej sylwetkę. W tym miejscu i ja coś wyznam. Prawie pięć lat temu mialem trudny okres, trochę problemów, może i własna wrażliwość, która je spotęgowała. Problemy z zaśnięciem, zimne dłonie, nieustanny jakiś taki strach, problemy z wyluzowaniem. Gdy czulem, ze dzieje się cos naprawdę niedobrego i to nie jest tylko trudna sytuacja poszedłem do lekarza. Stwierdził, ze to może być stan podnerwicowy i mam wybór. Może dać mi od razu pastylki, które zlikwidują wszystkie te objawy ale uzależniają i po dłuższym braniu mogę mieć problem z ich odstawieniem. W pewnym momencie powiedział, ze jeśli jestem w stanie wytrzymać dwa tygodnie to umówimy się inaczej. Jeśli ten program nie pomoże, mam wrócić do niego po pastylki, jeśli pomoże nawet gdy będę czuł się wspaniale nie wolno mi z niego zrezygnować. Codziennie mam przez trzy kwadranse uprawiać sport aerobowy. To może być szybki marsz, jazda na rowerze, pływanie lub bieg. Akurat tak się złożyło, ze jakiś czas wcześniej mieszkałem przez chwile w Londynie i zauważyłem, ze tam bardzo modne zaczelo robić się właśnie bieganie. Bombik uwielbia chwilowe mody i jeszcze żadnej nie przegapił. Następnego dnia znajomy, z którym byłem także w Londynie wspomniał, że też chętnie zacząłby biegać ale samemu ciężko. Wiedziałem, że już wcześniej miał styczność z tym Sportem więc, żeby nie wyjść na łamagę umówiłem się z nim na za miesiąc. Doszła dodatkowa motywacja i termin więc musiałem zacząć ćwiczyć.
Następnego dnia a była już wiosna 2006 roku wyszedłem na dwór, założyłem stary zegarek elektroniczny, spodenki z supermarketu i Nike Cortez, w których przez poprzednie dwa sezony chodziłem po ulicy. Ostatni papieros... kilka minut szybkiego marszu i zacząłem biec. Po minucie złapał mnie kaszel. Zacząłem pluć. Wyłączyłem stoper, znów marsz. Gdy tylko poczułem, że odzyskałem siły znów spróbowałem. Tym razem trwało to trochę dłużej ale kaszel nie dawał spokoju. Cały trening trwał może trzy godziny ale mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że było w nim 45 minut czystego biegu. Każdego dnia wychodziłem, kaszel był coraz mniejszy choć miałem wrażenie że wyplułem całą szkodliwą zawartość płuc. W końcu paliłem wtedy już 6 lat paczkę dziennie. Minął miesiąc, pobiegłem z kolegą, nie zostawił mnie w tyle ale widziałem, że znacznie mniej się męczy. Nie dałem za wygraną i codziennie sporą część dnia spędzałem na treningu. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziłem, że nawet nie straszny mi deszcz a bieganie powoli staje się moją ulubioną czynnością. Nigdy nie wróciłem do tego lekarza. Zauważyłem, że biegając robię się bardziej pewny siebie. Z czasem przestałem wstydzić się biegać w miejscach gdzie można spotkać więcej przechodniów. W tamtych czasach bieganie było rzadkością i tylko czasem można było spotkać biegacza, najczęściej prawdziwego, który wie, że trzeba pomachać (dziś gdy bieganie jest modne prawie nikt o tym nie pamięta). Jedyną intencją była poprawa samopoczucia. Przyszło lato, raz założyłem krótkie spodenki, spotkałem znajomą. Od razu zwróciła uwagę na moje nogi, wcześniej nie przyglądałem się im: "Ej, jak ty masz zarąbiście wymodelowane mięśnie na nogach, ekstra, ćwiczysz coś? I jak schudłeś. Tak bym chciała mieć takie ekstra nogi jak ty, i te wszystkie dołki, łydki...". Dopiero wtedy autentycznie się sobie przyjrzałem. W tamtych czasach i jeszcze długo potem miałem serio gdzieś jak wyglądam. Musiałem mieć w miarę fajne ubrania bo już interesowałem się modą ale w oderwaniu od jakiejś atrakcyjności fizycznej. Rok później w 2007 boom mody na bieganie dotarł do polski. Firmy sportowe zaczęły reklamować sprzęt biegowy, doszły nowe imprezy, temat biegania pojawiał się w czasopismach jak MH a w internecie powstały nowe portale o tej tematyce. To że biegam przestało być jakimś trochę dziwactwem a stało podążaniem za modą. Kilku znajomych prosiło, żebyśmy razem pobiegali, z jednym kolegą zaczęliśmy też regularnie spotykać się na polach mokotowskich. Zostawiliśmy na uczelni ogłoszenie, że jeśli ktoś jest chętny może do nas dołączyć w sobotę. Odzew mimo mody był niewielki i często biegaliśmy we dwóch. Wtedy zauważyłem, że jeśli ma się już w miarę dobrą kondycję biegową można cały trening spędzić na rozmowach. Sportowa chemia działa i taki dialog potrafi być bardziej otwarty niż choćby rozmowa przy piwie. Z czasem zacząłem zarabiać i stare Cortezy i spodenki z supermarketu wymieniłem na bardziej profesjonalny sprzęt.
Zabawne ale życiowe wybory często są tak nieprzewidywalne jak ludzie. Nigdy nie wiesz czy osoba, którą widziałeś przez chwilę na ulicy nie będzie za kilka lat tą najważniejszą. Tak samo tu, miało być pozbycie się lęków a została pasja na całe życie czy zajęcie, z którym identyfikują Cię inni.
Następnego dnia a była już wiosna 2006 roku wyszedłem na dwór, założyłem stary zegarek elektroniczny, spodenki z supermarketu i Nike Cortez, w których przez poprzednie dwa sezony chodziłem po ulicy. Ostatni papieros... kilka minut szybkiego marszu i zacząłem biec. Po minucie złapał mnie kaszel. Zacząłem pluć. Wyłączyłem stoper, znów marsz. Gdy tylko poczułem, że odzyskałem siły znów spróbowałem. Tym razem trwało to trochę dłużej ale kaszel nie dawał spokoju. Cały trening trwał może trzy godziny ale mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że było w nim 45 minut czystego biegu. Każdego dnia wychodziłem, kaszel był coraz mniejszy choć miałem wrażenie że wyplułem całą szkodliwą zawartość płuc. W końcu paliłem wtedy już 6 lat paczkę dziennie. Minął miesiąc, pobiegłem z kolegą, nie zostawił mnie w tyle ale widziałem, że znacznie mniej się męczy. Nie dałem za wygraną i codziennie sporą część dnia spędzałem na treningu. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziłem, że nawet nie straszny mi deszcz a bieganie powoli staje się moją ulubioną czynnością. Nigdy nie wróciłem do tego lekarza. Zauważyłem, że biegając robię się bardziej pewny siebie. Z czasem przestałem wstydzić się biegać w miejscach gdzie można spotkać więcej przechodniów. W tamtych czasach bieganie było rzadkością i tylko czasem można było spotkać biegacza, najczęściej prawdziwego, który wie, że trzeba pomachać (dziś gdy bieganie jest modne prawie nikt o tym nie pamięta). Jedyną intencją była poprawa samopoczucia. Przyszło lato, raz założyłem krótkie spodenki, spotkałem znajomą. Od razu zwróciła uwagę na moje nogi, wcześniej nie przyglądałem się im: "Ej, jak ty masz zarąbiście wymodelowane mięśnie na nogach, ekstra, ćwiczysz coś? I jak schudłeś. Tak bym chciała mieć takie ekstra nogi jak ty, i te wszystkie dołki, łydki...". Dopiero wtedy autentycznie się sobie przyjrzałem. W tamtych czasach i jeszcze długo potem miałem serio gdzieś jak wyglądam. Musiałem mieć w miarę fajne ubrania bo już interesowałem się modą ale w oderwaniu od jakiejś atrakcyjności fizycznej. Rok później w 2007 boom mody na bieganie dotarł do polski. Firmy sportowe zaczęły reklamować sprzęt biegowy, doszły nowe imprezy, temat biegania pojawiał się w czasopismach jak MH a w internecie powstały nowe portale o tej tematyce. To że biegam przestało być jakimś trochę dziwactwem a stało podążaniem za modą. Kilku znajomych prosiło, żebyśmy razem pobiegali, z jednym kolegą zaczęliśmy też regularnie spotykać się na polach mokotowskich. Zostawiliśmy na uczelni ogłoszenie, że jeśli ktoś jest chętny może do nas dołączyć w sobotę. Odzew mimo mody był niewielki i często biegaliśmy we dwóch. Wtedy zauważyłem, że jeśli ma się już w miarę dobrą kondycję biegową można cały trening spędzić na rozmowach. Sportowa chemia działa i taki dialog potrafi być bardziej otwarty niż choćby rozmowa przy piwie. Z czasem zacząłem zarabiać i stare Cortezy i spodenki z supermarketu wymieniłem na bardziej profesjonalny sprzęt.
Zabawne ale życiowe wybory często są tak nieprzewidywalne jak ludzie. Nigdy nie wiesz czy osoba, którą widziałeś przez chwilę na ulicy nie będzie za kilka lat tą najważniejszą. Tak samo tu, miało być pozbycie się lęków a została pasja na całe życie czy zajęcie, z którym identyfikują Cię inni.
czwartek, 2 grudnia 2010
Melodnia - Piosenka na ślub
Kim Wilde od wielu lat jest jednym z moich ulubionych wykoawców. Szczególnie cenię dwie pierwsze płyty gdy była u szczytu popularności a muzykę pisali jej bracia. "Just a Feeling" pochodzi z drugiej płyty Select z 1982 roku. Kompozycja wybitnie elektropopowa i bardzo charakterystyczna... Czasem myślę, że jeśli kiedyś nastąpi mój ślub właśnie taka muzyka ma być oprawą.
środa, 1 grudnia 2010
Dieta Królów
Dziś pierwszy dzień diety! Moja koleżanka z boksu przetestowała ją na własnej skórze i ma
rewelacyjną sylwetkę. Postanowiłem spróbować z trzech powodów:
W pierwszym tygodniu można jeść bez ograniczeń:
*Dozwolone jarzyny: ogórki, kapusta, sałata, brukselka, szpinak,
kalafior, kalarepa, rzepa, rzodkiewka, cebula, por, czosnek,
pietruszka, papryka, koper, seler, brokuły, kabaczki, grzyby,
karczochy, zielona fasolka szparagowa, dynia, kiełki, szparagi.
Produkty można jeśc bez ograniczeń tylko nic poza nimi... Już koło
południa zorientowąłem się jak bardzo jestem uzależniony od kawy,
herbata także zabroniona, zero cukru, zero mąki. Postawiłem na biały
ser, który wyjątkowo lubię i dziś rano poleciałem do Biedronki po dwa
kubełki "Wiejskiego". Do tego dwie papryki i pęczek rzodkiewek. Póki
co nie złamałem diety ale ciągle myślę o gofrach albo pizzy z sosem
śmietanowym a diabełek podpowiada "zamów pizzę, od tego jednego razu
nic sie nie stanie, przecież jest tak zimno...". Na szczęscie nie
słucham bo już widze w myślach siebie w nowych czarnych rurkach, w
płaskim brzuszkiem i wyraźnymi rysami twarzy.. Póki co policzki mam opuchnięte jakby mnie coś ugryzło ale się nie poddaję :)
rewelacyjną sylwetkę. Postanowiłem spróbować z trzech powodów:
- Muszę schudnąć... tak licze z 18 kilo ;)
- Dieta jest sprawdzona na kolezance i kilku osobach z jej otoczenia zarówno pod względem bezpieczęństwa jak i efektów
- Tu koronny argument: dieta pozwala na niegoraniczone spożywanie pewnych produktów i nie wolno ani przez chwilę być głodnym!
W pierwszym tygodniu można jeść bez ograniczeń:
- jogurty naturalne
- odtłuszczony twaróg (do 5% tłuszczu)
- surówki z jarzyn*
- 1 jako
- sól
*Dozwolone jarzyny: ogórki, kapusta, sałata, brukselka, szpinak,
kalafior, kalarepa, rzepa, rzodkiewka, cebula, por, czosnek,
pietruszka, papryka, koper, seler, brokuły, kabaczki, grzyby,
karczochy, zielona fasolka szparagowa, dynia, kiełki, szparagi.
Produkty można jeśc bez ograniczeń tylko nic poza nimi... Już koło
południa zorientowąłem się jak bardzo jestem uzależniony od kawy,
herbata także zabroniona, zero cukru, zero mąki. Postawiłem na biały
ser, który wyjątkowo lubię i dziś rano poleciałem do Biedronki po dwa
kubełki "Wiejskiego". Do tego dwie papryki i pęczek rzodkiewek. Póki
co nie złamałem diety ale ciągle myślę o gofrach albo pizzy z sosem
śmietanowym a diabełek podpowiada "zamów pizzę, od tego jednego razu
nic sie nie stanie, przecież jest tak zimno...". Na szczęscie nie
słucham bo już widze w myślach siebie w nowych czarnych rurkach, w
płaskim brzuszkiem i wyraźnymi rysami twarzy.. Póki co policzki mam opuchnięte jakby mnie coś ugryzło ale się nie poddaję :)
niedziela, 28 listopada 2010
Inwazja staroci
Z tego co zauważyłem trend pojawił się jakies trzy lata temu. Zaczęło się od powrotu "bogatych" tapet łączonych z ultranowoczesnym ubeblowaniem. Niedługo później dołączyły żyrandole, staroświeckie, przerysowane linie, kryształy wyparły halogenowe listwy i minimalistyczne prostopadłościany. Dziś nikogo nie dziwi kryształowe żyrandole jako oświetlenie w nowoczesnym sklepie odzieżowym czy u fryzjera.
Czasem staroświecka linia jest tylko inspiracją dla wariacji. Pojedyncze elementy tego stylu przy zachowaniu pewnego minimalizmu w kolorystyce możemy wpuścić do nowoczesnych wnętrz.
Rokoko zawitało także w czterech ścianach Przekupka... (nie zwracać uwagi na czajnik!!! ;))
Czasem staroświecka linia jest tylko inspiracją dla wariacji. Pojedyncze elementy tego stylu przy zachowaniu pewnego minimalizmu w kolorystyce możemy wpuścić do nowoczesnych wnętrz.
Rokoko zawitało także w czterech ścianach Przekupka... (nie zwracać uwagi na czajnik!!! ;))
sobota, 27 listopada 2010
Living on Video 6
W nowym odcinku nadziwaczniejszych teledysków świata przebój z 1983 roku - "Safety Dance". Ale o co chodzi?
piątek, 26 listopada 2010
Misja na Marsa - przemiana
Pozamiatane i Bombik znów będzie mógł zajmować się tym co lubi najbardziej a trochę tych rzeczy jest. Powoli ale sytematycznie małymi kroczkami szykuję się do drugiego większego projektu. Remont pokoju okazał się bezkompromisowym sukcesem. Pora na remont Bombika.
Nie wystarczy malowanie... niczym malowanie ścian, zresztą wszyscy wiedza, że uroda moja jest całkowicie naturalna i nic tu malować nie trzeba... :P
Aby "remont" poszedł w dobrym kierunku zacząłem od odpowiedzi na pytanie, czym tak naprawdę jest uroda, atrakcyjność fizyczna. Według Wikipedii.Atrakcyjność nie jest wyłącznie subiektywna, ponieważ w każdej kulturze można wyodrębnić zespół cech podobających się wszystkim, wzorzec urody. Część elementów tego wzorca jest wrodzona a część nabyta. Te wszystkie które można wypracować zamierzam uszczegółowić a potem podzielić na coraz mniejsze punkty aż do listy konkrentych czynności. Przyda się też szczegółowa analiza stanu obecnego. To wszystko już w kolejnych wpisach.
Nie wystarczy malowanie... niczym malowanie ścian, zresztą wszyscy wiedza, że uroda moja jest całkowicie naturalna i nic tu malować nie trzeba... :P
Aby "remont" poszedł w dobrym kierunku zacząłem od odpowiedzi na pytanie, czym tak naprawdę jest uroda, atrakcyjność fizyczna. Według Wikipedii.Atrakcyjność nie jest wyłącznie subiektywna, ponieważ w każdej kulturze można wyodrębnić zespół cech podobających się wszystkim, wzorzec urody. Część elementów tego wzorca jest wrodzona a część nabyta. Te wszystkie które można wypracować zamierzam uszczegółowić a potem podzielić na coraz mniejsze punkty aż do listy konkrentych czynności. Przyda się też szczegółowa analiza stanu obecnego. To wszystko już w kolejnych wpisach.
poniedziałek, 22 listopada 2010
Nowy Przekupek - Przemiany
Po prawie kwartale nieobecności "Przekupek" wraca na antenę. Nowy odświeżony design, nowe logo, ten sam bohater i nieodłączne literówki.
Na początek zajmiemy się przemianami. Sam temat przemiany, często spotykany w prasie kobiecej, przed i po...
odchudzaniu, wizycie u stylisty... operacji.
W przemianie jaką przeszedł mój pokój trzy w jednym, operacja malowania, odchudzanie z mebli i nowa stylizacja od zera. Pierwsze pomysły miałem już w wakacje a sam remont zaczął się w połowie października. Najbardziej cieszę się z faktu, że plan zrealizowałem bezkompromisowo do końca zachowując wszystkie założenia. Szczególne podziękowania należą się Bartkowi, jestem także wdzięczny Karolowi za pozytywną ocenę projektu i Szlomie za ostatnie konsultacje.
Dwa wysokie regały, regał na ksiązki i obszerną szagfę zastapiłęm jedną minimalistyczną i niezywkle pakowną komodą.
Otwarte trzech regałów z powiedzeniem pomieścił jeden, tani i popularny Billy z IKEA.
Wszystkie ściany jak przed 20 laty pokryłem białą farbą a na nich zachowałem dwa dzieła Szloma, lustro z ramą z giętego metalu (podobne do tych z lat 60.) i pustą w środku, bogato zdobioną czarną ramę.
Na początek zajmiemy się przemianami. Sam temat przemiany, często spotykany w prasie kobiecej, przed i po...
odchudzaniu, wizycie u stylisty... operacji.
W przemianie jaką przeszedł mój pokój trzy w jednym, operacja malowania, odchudzanie z mebli i nowa stylizacja od zera. Pierwsze pomysły miałem już w wakacje a sam remont zaczął się w połowie października. Najbardziej cieszę się z faktu, że plan zrealizowałem bezkompromisowo do końca zachowując wszystkie założenia. Szczególne podziękowania należą się Bartkowi, jestem także wdzięczny Karolowi za pozytywną ocenę projektu i Szlomie za ostatnie konsultacje.
Dwa wysokie regały, regał na ksiązki i obszerną szagfę zastapiłęm jedną minimalistyczną i niezywkle pakowną komodą.
Otwarte trzech regałów z powiedzeniem pomieścił jeden, tani i popularny Billy z IKEA.
Wszystkie ściany jak przed 20 laty pokryłem białą farbą a na nich zachowałem dwa dzieła Szloma, lustro z ramą z giętego metalu (podobne do tych z lat 60.) i pustą w środku, bogato zdobioną czarną ramę.
niedziela, 22 sierpnia 2010
Wrzesień
Nigdy nie myślałem, że wraz z nadchodzącą jesienią czeka mnie tyle zmian. Czuję się trochę jakbym zaczął przebudowywać dom a w budowaniu tym tracę trochę rozeznanie. Burzę tyle samo co donawiam i łąpię się na chwilach dużej odwagi i jeszcze większej głupoty. To wszystko kończy jakiś etap chcoć wierzę, że już niedługo w nowym wykończonym jako tako domu będę czuł się równie bezpiczenie jak w obecnym.
Postanowiełm założyć nowego bloga z trochę inną formułą i mam nadzieję lepszego:
http://historiabombika.blogspot.com/
Postanowiełm założyć nowego bloga z trochę inną formułą i mam nadzieję lepszego:
http://historiabombika.blogspot.com/
niedziela, 15 sierpnia 2010
Po angielsku
Gdyby Przekupek sam wybierał urodziłby się w Anglii. Uwielbiam absolutnie wszystko co pochodzi z tego kraju od muzyki, przez seriale komediowe po pogodę i krajobraz. Na więcej szczegółów nie starczy miejsca więc podzielę się z Wami tylko drobnymi wycinkami wyspiarskiego świata.
Kilka dni temu okazało się, że kilka boksów od mojego siedzi prawdziwa miłośniczka brytyjskiego humoru. nie mogłem się powstrzymać przez pożyczeniem kilku płytek, na początek słuynny "Latający Cyrk Monty Pythona". To straszny wstyd ale mimo, że od lat uważam się za miłośnika tego humoru i znam wszystkie filmy pełnometrażowe Pythonów nigdy wcześniej nie miałem okazji zobaczyć od czego się zaczęło. Zauważyłem jak wiele pomysłów było później kopiowanych.
Jedną z tradycyjnych konwencji jest zamiana ról, świetnie pokazuje to skecz "Gang staruszek"... ;)
Kilka dni temu okazało się, że kilka boksów od mojego siedzi prawdziwa miłośniczka brytyjskiego humoru. nie mogłem się powstrzymać przez pożyczeniem kilku płytek, na początek słuynny "Latający Cyrk Monty Pythona". To straszny wstyd ale mimo, że od lat uważam się za miłośnika tego humoru i znam wszystkie filmy pełnometrażowe Pythonów nigdy wcześniej nie miałem okazji zobaczyć od czego się zaczęło. Zauważyłem jak wiele pomysłów było później kopiowanych.
Jedną z tradycyjnych konwencji jest zamiana ról, świetnie pokazuje to skecz "Gang staruszek"... ;)
niedziela, 1 sierpnia 2010
Otwórz serce
To tytuł jednej z najwspanialszych piosenek brytyjskiego elektropopu. Jest w niej tyle radości, euforii wręcz. Gdy tylko słyszę tę melodie serce zaczyna bić szybciej i chcąc nie chcąc na ustach pojawia się uśmiech.
sobota, 31 lipca 2010
Warszafkowe standardy
Chyba najlepszym podsumowaniem tego czego można się spodziewać po warszawskich chłopakach jest fragmenty profili IS:
Moje ulubione potrawy to... sushi z nagiego ciala
Muzyka, której najchętniej słucham... jest na moim iPodzie
W moim wolnym czasie najchętniej... flirtuje.
Moje zalety to... skromność i zajebistość
Mieszkam... We pięknej Stolycy
Lubię czytać... Men's Health, a z książek to do niedawna nie miałem takiej potrzeby
Moje ulubione filmy i programy tv... dobry film z dobrą obsadą
Mój wiek... w sam raz. Dorosły będę do końca życia, więc jeszcze na to nie czas
W krótkim tekscie skondensowano wszystko co jest tu na topie. Nuta snobizmu, pieniądze, adorowanie fizyczności i wreszcie seks. Warszawski fellow ma kilkanaście tysięcy profili, po dwóch trzech tygodniach od założenia Twój profil znika gdzieś w zalewie kolejnych nowych. Gejów spotykasz na każdym rogu, w sklepie autobusie... Jeśli powiem, że nikt się z tym nie kryje to będzie trochę za skromnie....
Raj? To nie odkrycie, że zjeżdzają tu geje z całej Polski. Tylko trzeba brać jedną poprawkę. Tu jest największa szansa na przygódy, światowe, lekkie i puste życie wypełnione wieczorami w modnych klubach, zakupami w drogich butikach i stałym napływem nowych partnerów. Każdy dla kogo to są wartości prędzej czy później w Warszawie zamieszka.
W tłumie najłatwiej o samotność. W TAKIM tłumie każdy kto szuka WIĘCEJ zniknie. Albo stanie się częścią tłumu.
Moje ulubione potrawy to... sushi z nagiego ciala
Muzyka, której najchętniej słucham... jest na moim iPodzie
W moim wolnym czasie najchętniej... flirtuje.
Moje zalety to... skromność i zajebistość
Mieszkam... We pięknej Stolycy
Lubię czytać... Men's Health, a z książek to do niedawna nie miałem takiej potrzeby
Moje ulubione filmy i programy tv... dobry film z dobrą obsadą
Mój wiek... w sam raz. Dorosły będę do końca życia, więc jeszcze na to nie czas
W krótkim tekscie skondensowano wszystko co jest tu na topie. Nuta snobizmu, pieniądze, adorowanie fizyczności i wreszcie seks. Warszawski fellow ma kilkanaście tysięcy profili, po dwóch trzech tygodniach od założenia Twój profil znika gdzieś w zalewie kolejnych nowych. Gejów spotykasz na każdym rogu, w sklepie autobusie... Jeśli powiem, że nikt się z tym nie kryje to będzie trochę za skromnie....
Raj? To nie odkrycie, że zjeżdzają tu geje z całej Polski. Tylko trzeba brać jedną poprawkę. Tu jest największa szansa na przygódy, światowe, lekkie i puste życie wypełnione wieczorami w modnych klubach, zakupami w drogich butikach i stałym napływem nowych partnerów. Każdy dla kogo to są wartości prędzej czy później w Warszawie zamieszka.
W tłumie najłatwiej o samotność. W TAKIM tłumie każdy kto szuka WIĘCEJ zniknie. Albo stanie się częścią tłumu.
Indie - The XX - VCR
Kilka miesięcy temu pisałem o The XX i ich pierwszym singlu "Crystalised". Piosenka zdobyła przez ten czas sporą popularność. W rankngu słuchalności utworów last.fm zajmuje 5 miejsce, po "Poker face" Lady Gagi... i przed Eminemem.
Dziś kolejna piosenka zespołu - "VCR".
Dziś kolejna piosenka zespołu - "VCR".
środa, 28 lipca 2010
Walnijcie mnie łopatą!
Gdy zacząłem przyjaźnić się ze Szlomą, obiecaliśmy sobie, że gdy któryś będzie szedł w złą stronę dostanie od drugiego łopatą.
Przyszedł moment gdy (pewno nie po raz pierwszy) się należy.Prawo do użycia tego narzedzia ogrodniczego w szczytnym celu ratowania Przekupka daję wszystkim czytelnikom bloga.
Jeśli jeszcze raz pogardzę kimkolwiek tutaj walcie łopatą, nie żałujcie!!!
Kilka godzin temu zrobiłem ostry wpis będący odbiciem frustracji przy poszukiwaniu męża czy jak to tam nazwać ;). Frustracja tym większa, że kandydaci byli do siebie do pewnego stopnia podobni. Wylałem całą żółć jaka we mnie siedziałą i złośliwie stworzyłem portret homoseksualnego chłopaka.
Tylko chwilka. Kim jestem żeby mieć moralne prawo oceniania innych?
Po zrobieniu wpisu spotkałem P., bardzo przystojego chłopaka, który swego czasu mnie zaczepił na przerwie w pracy. Nie znam P. ale podoba mi się więc uważam, że jest inteligentnym i dobrym człowiekiem, musi taki być - przecież się uśmiecha, ma szerokie barki i ładne oczy. Poszedłem na pociąg ale się spóźnił a ja klałem na deszcz stojąc na niezadaszonym peronie i patrząc na mijające samochody... Chwilę zastanowiłem się czy zapuszczać włosy a może już czas na nową fryzurę lepiej pasującą do nastroju...
I w tym za mokrym deszczu uświadomiłem sobie, że sam jestem obiektem własnej pogardy.W innych wpieniają mnie te cechy, które sam posiadam!
Nie zmienie ich. Nie stanę się w tydzień ostrym facetem, nie wyrobię dyscypliny zakonnika, nie zdobędę mardości życiowej autorytetu.
Ale czy to coś zmienia? To właśnie jest najpiękniejsze, że mimo tych słabości i tak jestem kochany przez Niego. Najpiękniejsze, że mogę codziennie zaczynać, próbować. Najpiękniejsze, że mogę upaść by zobaczyć jaki jestem mały. I tam z dołu nadal patrzyć w górę...
Przyszedł moment gdy (pewno nie po raz pierwszy) się należy.Prawo do użycia tego narzedzia ogrodniczego w szczytnym celu ratowania Przekupka daję wszystkim czytelnikom bloga.
Jeśli jeszcze raz pogardzę kimkolwiek tutaj walcie łopatą, nie żałujcie!!!
Kilka godzin temu zrobiłem ostry wpis będący odbiciem frustracji przy poszukiwaniu męża czy jak to tam nazwać ;). Frustracja tym większa, że kandydaci byli do siebie do pewnego stopnia podobni. Wylałem całą żółć jaka we mnie siedziałą i złośliwie stworzyłem portret homoseksualnego chłopaka.
Tylko chwilka. Kim jestem żeby mieć moralne prawo oceniania innych?
Po zrobieniu wpisu spotkałem P., bardzo przystojego chłopaka, który swego czasu mnie zaczepił na przerwie w pracy. Nie znam P. ale podoba mi się więc uważam, że jest inteligentnym i dobrym człowiekiem, musi taki być - przecież się uśmiecha, ma szerokie barki i ładne oczy. Poszedłem na pociąg ale się spóźnił a ja klałem na deszcz stojąc na niezadaszonym peronie i patrząc na mijające samochody... Chwilę zastanowiłem się czy zapuszczać włosy a może już czas na nową fryzurę lepiej pasującą do nastroju...
I w tym za mokrym deszczu uświadomiłem sobie, że sam jestem obiektem własnej pogardy.W innych wpieniają mnie te cechy, które sam posiadam!
Nie zmienie ich. Nie stanę się w tydzień ostrym facetem, nie wyrobię dyscypliny zakonnika, nie zdobędę mardości życiowej autorytetu.
Ale czy to coś zmienia? To właśnie jest najpiękniejsze, że mimo tych słabości i tak jestem kochany przez Niego. Najpiękniejsze, że mogę codziennie zaczynać, próbować. Najpiękniejsze, że mogę upaść by zobaczyć jaki jestem mały. I tam z dołu nadal patrzyć w górę...
Portret
Chce być kochany ale odrzuca uczucia
Szuka kogoś silniejszego choć sam pielęgnuje w sobie słabość
Szuka mężczyzny a jednocześnie trafiając na mężczyznę gardzi jego prostotą
Chce trwałego związku, najlepiej z pierwszorandkowymi fajerwerkami przez caly czas
Na pogardę reaguje tłumaczeniem
Gdy będziesz z nim szczery uzna, że jest sprytniejszy od Ciebie
Gdy poświęcisz się w jakiejś sprawie uzna, że to mu się po prostu należy... albo żeś frajer
Jest najbardziej wyjątkowy z wyjątkowych, niezorzumiany przez cały świat
Wprost uwielbia mówić o sobie
Jest dzielny, przecież życie niesie ze sobą tyle ran, źle dobrana fryzura do nastroju, nieodwzajemnione zainteresowanie osiłkiem w metrze, opryszczka, krzywe ( napewno homofobiczne) spojrzenie przechodnia na ulicy, palące słońce, mokry deszcz, upalne lato i mroźna zima. Koszmar!
Szuka kogoś silniejszego choć sam pielęgnuje w sobie słabość
Szuka mężczyzny a jednocześnie trafiając na mężczyznę gardzi jego prostotą
Chce trwałego związku, najlepiej z pierwszorandkowymi fajerwerkami przez caly czas
Na pogardę reaguje tłumaczeniem
Gdy będziesz z nim szczery uzna, że jest sprytniejszy od Ciebie
Gdy poświęcisz się w jakiejś sprawie uzna, że to mu się po prostu należy... albo żeś frajer
Jest najbardziej wyjątkowy z wyjątkowych, niezorzumiany przez cały świat
Wprost uwielbia mówić o sobie
Jest dzielny, przecież życie niesie ze sobą tyle ran, źle dobrana fryzura do nastroju, nieodwzajemnione zainteresowanie osiłkiem w metrze, opryszczka, krzywe ( napewno homofobiczne) spojrzenie przechodnia na ulicy, palące słońce, mokry deszcz, upalne lato i mroźna zima. Koszmar!
niedziela, 25 lipca 2010
Croque monsieur
W dosłwnym tłumaczeniu chrupiący pan. Kanapka od 100 lat jest niezwykle popularna we Francji. Około 1910 roku croque monsieur zaczęto podawać w paryskich barach. Posiada dziesiątki wariantów, przez jakiś czas była nawet serwowana we francuskim McDonaldsie... To chyba najlepiej świadczy o jej powodzeniu.
W przygotowaniu zastosowałem przepis Juli Child z programu "Julia i Jacqes gotują w domu". Najważniejsza jest dbałość o szczegóły przygotowania. To dzięki niej dania z popularnych składników nabierają nowego wymiaru.
Składniki:
8 kromek przennego chleba o grubości 3,5 cm
musztarda Dijon
2 szklanki tartego sera gruyere lub ementaler
450g cienkich plastrów szynki
1/4 szklanki masła
Chleb smarujemy cienko musztardą. Rozkładamy 1/4 szklanki sera na 4 kromkach. Każdą przykrywamy 110 gramami szynki. Sypiemy drugą porcję sera i przkrywamy pozostałymi kromkami. Masło roztapiamy na średnim ogniu, na dużej patelni aż zacznie skwierczeć. Smażymy kanapki 2-3 minut unosząc brzegi łopatką by sprawdzić czy już nabrały złocistej barwy. Odwracamy i drugą stronę także smarzymy 2-3 minut. Przed podaniem kroimy w trójkąty.
W przygotowaniu zastosowałem przepis Juli Child z programu "Julia i Jacqes gotują w domu". Najważniejsza jest dbałość o szczegóły przygotowania. To dzięki niej dania z popularnych składników nabierają nowego wymiaru.
Składniki:
8 kromek przennego chleba o grubości 3,5 cm
musztarda Dijon
2 szklanki tartego sera gruyere lub ementaler
450g cienkich plastrów szynki
1/4 szklanki masła
Chleb smarujemy cienko musztardą. Rozkładamy 1/4 szklanki sera na 4 kromkach. Każdą przykrywamy 110 gramami szynki. Sypiemy drugą porcję sera i przkrywamy pozostałymi kromkami. Masło roztapiamy na średnim ogniu, na dużej patelni aż zacznie skwierczeć. Smażymy kanapki 2-3 minut unosząc brzegi łopatką by sprawdzić czy już nabrały złocistej barwy. Odwracamy i drugą stronę także smarzymy 2-3 minut. Przed podaniem kroimy w trójkąty.
sobota, 24 lipca 2010
ERKA
Wczoraj do późnej nocy rozmawiałem z J., która jest lekarzem i przez dłuższy czas pracowała na pogotowiu rautnkowym. Nie mogłem wyjść z podziwu dla zimnej krwii, dyscypliny, skupienia wręcz bohaterstwa na jakie ta wrażliwa dziewczyna musiała się zdobyć.
Największym szokiem była informacja o łańcuchach... O co chodzi? Bardzo duża cześć spraw do jakich wzywa się karetkę to wypadki motocyklistów. Gdy tylko dyspozytor dowiaduje się, że chodzi o wypadek, w którym brał udział motocyklista, niezależnie od sytuacji, przedstawionej przez zgłaszającego karetka jedzie z priorytetem 1 czyli na sygnale i ma tylko 8 minut na znalezienie się na miejscu zdarzenia.
Każdy kto widział wypadek tego typu domyśla się czemu. Część właścicieli jednośladów, szczególnie ścigaczy zakłada łańcuch. Z jednej strony jest przymocowany do ramy motoru, z drugiej opleciony wokół szyi. W razie wypadku od razu ucina głowę...
Czy serio poruszanie się na jednośladzie jest tak ważne jak samo życie? Czy dla kogoś stanowi jego sens? Czy to brutalny realizm, zimne ocenianie własnych sił przy wypadku czy pozbawianie się ich? Czy szybka śmierć jest lepsza od cienia nadziei na życie?
Największym szokiem była informacja o łańcuchach... O co chodzi? Bardzo duża cześć spraw do jakich wzywa się karetkę to wypadki motocyklistów. Gdy tylko dyspozytor dowiaduje się, że chodzi o wypadek, w którym brał udział motocyklista, niezależnie od sytuacji, przedstawionej przez zgłaszającego karetka jedzie z priorytetem 1 czyli na sygnale i ma tylko 8 minut na znalezienie się na miejscu zdarzenia.
Każdy kto widział wypadek tego typu domyśla się czemu. Część właścicieli jednośladów, szczególnie ścigaczy zakłada łańcuch. Z jednej strony jest przymocowany do ramy motoru, z drugiej opleciony wokół szyi. W razie wypadku od razu ucina głowę...
Czy serio poruszanie się na jednośladzie jest tak ważne jak samo życie? Czy dla kogoś stanowi jego sens? Czy to brutalny realizm, zimne ocenianie własnych sił przy wypadku czy pozbawianie się ich? Czy szybka śmierć jest lepsza od cienia nadziei na życie?
czwartek, 22 lipca 2010
Dialogi egzystencjalne
Koleżanki z pracy siadły w tradycyjne kółeczko i zaczęły swe pogaduchy a logistycznie ja znazłem się w śroku tego koła niczym w oku cyklonu.
M: Bo wiesz, my chodzimy do takich klubów gdzie żadni kolesie się do nas nie przystawiają.
Ja: Rozumiem, macie swoje taike bardziej niszowe miejsca, gdzie nie ma dresów.
M: Oj dresów to tam nie ma napewno, bo to kluby gejowskie! Tam nie ma akcji, że jakiś chłopak się napije i będzie Cię podrywał na parkiecie, nie ma tych gęb gapiących Ci się pod ubranie. Bardzo ładne chłopaki,pełna kultura i nawet do tańca proszą ale nic nie oczekują po. Po prostu rewelacja ale ostatnio myślimy nad zmianą klubu. (po chwili)
Chodź z nami jutro! Zobaczysz, będzie świetna zabawa, wyszalejesz się!!!
Ja: No jutro naprawdę nie mogę, już się umówiłem z U. na filmy. A w dodatku do Was nie będą się przystawiać ale do mnie owszem mogą.
M: Racja, byś się czuł jak my w klubie hetero... Ale idziemy tam w piątkę, pojdziesz z nami a jak jakiś koleś się do Ciebie przyczepi to my Cię obronimy!!!
THE END
M: Bo wiesz, my chodzimy do takich klubów gdzie żadni kolesie się do nas nie przystawiają.
Ja: Rozumiem, macie swoje taike bardziej niszowe miejsca, gdzie nie ma dresów.
M: Oj dresów to tam nie ma napewno, bo to kluby gejowskie! Tam nie ma akcji, że jakiś chłopak się napije i będzie Cię podrywał na parkiecie, nie ma tych gęb gapiących Ci się pod ubranie. Bardzo ładne chłopaki,pełna kultura i nawet do tańca proszą ale nic nie oczekują po. Po prostu rewelacja ale ostatnio myślimy nad zmianą klubu. (po chwili)
Chodź z nami jutro! Zobaczysz, będzie świetna zabawa, wyszalejesz się!!!
Ja: No jutro naprawdę nie mogę, już się umówiłem z U. na filmy. A w dodatku do Was nie będą się przystawiać ale do mnie owszem mogą.
M: Racja, byś się czuł jak my w klubie hetero... Ale idziemy tam w piątkę, pojdziesz z nami a jak jakiś koleś się do Ciebie przyczepi to my Cię obronimy!!!
THE END
piątek, 16 lipca 2010
Jajecznica z Julią Child
Miałem ostatnio szczęście kupić wspomnienia bohaterki filmu "Julie i Julia". Książka "Moje życie we Francji" opisuje jej przyjazd do Paryża, odkrywanie francuskiej kuchni i stylu życia. Ta ksiązka mówi jak rodzi się prawdziwa pasja od tego pierwszego zauroczenia przez poglębianie wiedzy aż do momentu gdy staje się sposobem na życie. Podobnie jak film książka jest niezwykle pozytywna.
W treści znalazłem przepis, który mogłem zastosować od razu i do dziś nie mogę się nadziwić tej małej rewolucji. Zwykła jajecznica jest teraz jedną z moich ulubionych potraw. Jestem przekonany, że stosując te kilka rad usmażycie najlepszą jajecznicę w swoim życiu.
Przepis na jajecznicę przekazany Julii przez mistrza kuchni francuskiej (tam gdzie pojawiają się różnice bold):
sklad:
- jajka
- masło
- śmietana
- nać pietruszki
Na koniec posienka wybitnie sielankowa, już od kilku dni słucham w porannym metrze. Zwróccie uwagę na tekst!
W treści znalazłem przepis, który mogłem zastosować od razu i do dziś nie mogę się nadziwić tej małej rewolucji. Zwykła jajecznica jest teraz jedną z moich ulubionych potraw. Jestem przekonany, że stosując te kilka rad usmażycie najlepszą jajecznicę w swoim życiu.
Przepis na jajecznicę przekazany Julii przez mistrza kuchni francuskiej (tam gdzie pojawiają się różnice bold):
sklad:
- jajka
- masło
- śmietana
- nać pietruszki
- Jajka rozbijamy do miseczki i tylko lekko mieszamy dodając sól i pieprz.
- Patelnie smarujemy odrobiną masła, teflom możemy pozostawić suchy.
- Wylewamy jajka i nie mieszając pozostawiamy na wolnym ogniu aż białko zetnie się w większej częsci.
- Chwilkę mieszamy do całkowitego ścięcia jajek i teraz najważniejsze: dodajemy większą ilość masła i wlewamy łyżkę śmietany, w tym momencie proces smarzenia zatrzymuje się i jajka są ścięte a jednocześnie zachowują wilgotoność. Całość możemy posypać nacią pietruszki. Masło ze śmietaną podkreślają naturalny smak jajek i do szczęscia wystarczy już tylko bułeczka.
Na koniec posienka wybitnie sielankowa, już od kilku dni słucham w porannym metrze. Zwróccie uwagę na tekst!
wtorek, 13 lipca 2010
Realizacja
Przekupek wad ma bez liku a poznawanie go to także ich powolne odkrywanie, część poznasz po tygodniu, na inne "kwiatki" musisz poczekać. Zawsze gdy przychodzi krytyka gdzieś w środku się bronię ale paradoksalnie to własnie krytyka, uświadomienie przed drugiego człowieka różnych niedociągnięć jest skarbem przyjaźni.
Uchylając rąbka tajemnicy jednym z ciekawszych i jednoczesnie patologicznych przypadków jest moje podejście do planowania i realizacji tych planów. Bardzo dużo czasu poświęcam na zaplanowanie tego co będę robił, co musze zmienić, czytam, doszkalam się w danej dziedzinie - aby było profesjonalnie. Zapominam o małych krokach i w zapędzie planistycznym na kartkach notatników powstają maksymalistyczne postanowienia... Kocham planowanie i postanowienia chyba dlatego, że dają tyle nadziei, nadziei na wyjście z własnej, nie lubianej skóry, z nudnej monotonii codzienności. Zupełnie nowe życie. To ta sama nadzieja, którą dają nowe ubrania, kosmetyki, karta do fitnes klubu.
Przychodzi czas realizacji i szybko orientuje się, że nadal jestem sobą, wokół nie gra muzyka a narzucenie sobie dyscypliny w jakimś zakresie komplikuje życie. Gdy ta dyscyplina jest wynikiem poznania kogoś, tych motylków, wiercenia w brzuszku trwa tyle samo co chemia. Bez chemii - do pierwszego doła...
Był taki czas, że zrobiłem sobie tabelki, listy rzeczy o jakich mam pamiętać, takie podejście pozwala jakoś zorganizowac wymaganie od siebie, tylko z czasem tabelek było coraz więcej aż sam zaczynałem się gubić, było życie bez planu, spontaniczne, bez jasnych celów, przybliżónych terminów. Taki luz kończył się jeszcze gorzej, najczęściej traciłem całą siłę i czułem zagubiony.
Jakiś czas temu słyszałem, że aby wyrobić w sobie nawyk trzeba powtarzać daną czynność przez 21 następujących po sobie dni. Zdaję sobie sprawę, że to duże uproszczenie ale uważam, że to niezwykle inspirujące. Jeśli nawet założyć, że przez kolejnych 21 dni pracuję tylko nad jedną drobną cechą, zwyczajem statystycznie daje to 17 nowych zachowań rocznie! (kocham statystyki ;) ). Czy nie sądzicie, że to ogromny potencjał? Jak łatwo wpaść w nawyk. Przez dwa lata pracowałem w budynku bez batomatu i żyłem. Po przeniesieniu siedziby moje biurko stanęło kilka metrów od tego urządzenia... Wystarczył miesiąc abym nie wyobrażał sobie dnia bez Liona albo Twixa... albo Liona i Twixa.
Uchylając rąbka tajemnicy jednym z ciekawszych i jednoczesnie patologicznych przypadków jest moje podejście do planowania i realizacji tych planów. Bardzo dużo czasu poświęcam na zaplanowanie tego co będę robił, co musze zmienić, czytam, doszkalam się w danej dziedzinie - aby było profesjonalnie. Zapominam o małych krokach i w zapędzie planistycznym na kartkach notatników powstają maksymalistyczne postanowienia... Kocham planowanie i postanowienia chyba dlatego, że dają tyle nadziei, nadziei na wyjście z własnej, nie lubianej skóry, z nudnej monotonii codzienności. Zupełnie nowe życie. To ta sama nadzieja, którą dają nowe ubrania, kosmetyki, karta do fitnes klubu.
Przychodzi czas realizacji i szybko orientuje się, że nadal jestem sobą, wokół nie gra muzyka a narzucenie sobie dyscypliny w jakimś zakresie komplikuje życie. Gdy ta dyscyplina jest wynikiem poznania kogoś, tych motylków, wiercenia w brzuszku trwa tyle samo co chemia. Bez chemii - do pierwszego doła...
Był taki czas, że zrobiłem sobie tabelki, listy rzeczy o jakich mam pamiętać, takie podejście pozwala jakoś zorganizowac wymaganie od siebie, tylko z czasem tabelek było coraz więcej aż sam zaczynałem się gubić, było życie bez planu, spontaniczne, bez jasnych celów, przybliżónych terminów. Taki luz kończył się jeszcze gorzej, najczęściej traciłem całą siłę i czułem zagubiony.
Jakiś czas temu słyszałem, że aby wyrobić w sobie nawyk trzeba powtarzać daną czynność przez 21 następujących po sobie dni. Zdaję sobie sprawę, że to duże uproszczenie ale uważam, że to niezwykle inspirujące. Jeśli nawet założyć, że przez kolejnych 21 dni pracuję tylko nad jedną drobną cechą, zwyczajem statystycznie daje to 17 nowych zachowań rocznie! (kocham statystyki ;) ). Czy nie sądzicie, że to ogromny potencjał? Jak łatwo wpaść w nawyk. Przez dwa lata pracowałem w budynku bez batomatu i żyłem. Po przeniesieniu siedziby moje biurko stanęło kilka metrów od tego urządzenia... Wystarczył miesiąc abym nie wyobrażał sobie dnia bez Liona albo Twixa... albo Liona i Twixa.
niedziela, 11 lipca 2010
Wakacje z Elmoczkiem ;) i Piotrulem
Voyage, voyage... Teneryfa, Turcja, Afryka... Do wspaniałego urlopu nie trzeba nigdzie jechać! Ważne jak, ważne z Kim!
Ten tydzień był tak wspaniały, że powrót do codziennych obowiązków moge przyrównać co najwyżej do dzwięku budzika po cudownym śnie.
Nigdzie się nie ruszałem, środki transportu ograniczały się do metra, tramwajów i autobusów ZTM. To do mnie zajechali goście i na tydzień zamienili nudne miasto w miejsce magiczne.
Razem ze Szlomą postanowiliśmy na nowo odkryć miasto posiłkując się "Spacerownikami" wydanymi jakiś czas temu przez Wyborczą. Szloma we włąsciwy sobie sposób, akcętując co ciekawsze anegdoty czytał idąc po trasie a ja wyszukiwałem bramy i zaułki (czasem trafnie...), w które musimy wejśc aby nie zboczyć ze szlaku.
Mieszkam w Warszawie od urodzenia ale to co odkyliśmy w tym tygodniu było dla mnie tak nowe jakbym zwiedzał całkowicie nowe miasto.
Prosty przykład - deptak na Chmielnej, znany i oblegany. Wystarzy odpowiednio kluczyć między bramami, zaułkami a zobaczymy dawny luksusowy pasaż handlowy z lat 30, pełniący dziś funkcję korytarza.
Podwórka zaskakują prawdziwymi pałacykami z bramą i podjazdem a miedzy socrealistycznymi blokami w okolicach Świętokrzyskiej ukryta jest ogromna funkcjonalistyczna kamienica.
Zwiedziliśmy Muranów, który był w granicach Getta. Zaraz po wojnie nie odgruzowano ruin, nie wydobyto ciał tylko na zrównanych gruzach postawiono nowe osiedle. To dlatego Muranów stoi na kilkumetrowm podwyższeniu. Po drodze mijaliśmy miejsca pamięci, Pomnik bohaterów Getta a na koniec Umschlagplatz - miejsce skąd wywożono Zydów do obozów zagłady. Nawet nie potrafię sobie wyobrażić co to zaciszne dziś miejsce widziało... Dla tylu ludzi z resztkami cywilizacji jeśli można mówić tak o Getcie...
Po raz piewrszy w życiu odwiedziłem prawosławny cmentarz na Woli i zwiedziłem Praską Cerkiew Św. Marii Magdaleny a nawet uczestniczyłem we fragmencie prawosławnego nabożeństwa wieczornego. Mimo usilnych prób naśladanowania ruchów Szlomy nie udało mi się wtopić w otoczenie. Prawosławni żegnają się w odwrotną stronę, charakterystycznie i bez wcześniejszego przygotowania, ćwiczęń nie da się odtworzyć tego ruchu.
Na naszej mapie nie zabrakło Muzeum Motoryzacji. Szloma po rzuceniu okiem na eksponaty kulturalnie usiadł na końcu szlaku a ja z Piotrkiem podziwialiśmy każde auto. Mało kto wie, że za bramą kamienicy przy Filtrowej 62, w podziemnym garaży upakowano absolutnie unikatową kolekcję aut. Prototypy polskich samochodów, które nigdy nie weszły do produkcji ocalonego przez grupkę zapaleńców przed Koreańcami z Daewoo... kórzy chcieli je pociąć na złom gdy przejęli FSO.
Czy widzieliście taką Syrenkę???
Prototyp pochodzi z połowy lat 60. a zgodziliśmy się z Piotrulem, że przy niewielkim faceliftingu mógłby spokojnie uchodzić za nowoczesne auto 10 czy nawet 20 lat później. Tylko 20 lat później w roku 1983 nasi konstruktorzy mieli jeszcze śmielsze wizje. Auto jednobryłowe!!! Na rok przed premierą Renault Espace - pierwszego tzn. Vana, który wprowadził takie rozpalnowanie karoserii, 10 lat przed Twingo i wreszcie 20 przed pierwszymi prawdziwymi autami zmierzającymi do jednej bryły. Zróccie uwagę na linię okien - czy nie przypomina tej z ostatnich generacji kompaktów. Dokładnie tak jak w najnowszych autach "wdziera" się w przestrzeń maski
Wszystkich przygód, spacerów miejsc nie jestem w stanie opisać. Wykorzystlaiśmy każdą chwilę a w dobrym Towarzystwie nawet czas wylegiwania się po tłustej kolacyjce staje się chwilą piękną... Ważne z KIM.
Dziękuję...
Ten tydzień był tak wspaniały, że powrót do codziennych obowiązków moge przyrównać co najwyżej do dzwięku budzika po cudownym śnie.
Nigdzie się nie ruszałem, środki transportu ograniczały się do metra, tramwajów i autobusów ZTM. To do mnie zajechali goście i na tydzień zamienili nudne miasto w miejsce magiczne.
Razem ze Szlomą postanowiliśmy na nowo odkryć miasto posiłkując się "Spacerownikami" wydanymi jakiś czas temu przez Wyborczą. Szloma we włąsciwy sobie sposób, akcętując co ciekawsze anegdoty czytał idąc po trasie a ja wyszukiwałem bramy i zaułki (czasem trafnie...), w które musimy wejśc aby nie zboczyć ze szlaku.
Mieszkam w Warszawie od urodzenia ale to co odkyliśmy w tym tygodniu było dla mnie tak nowe jakbym zwiedzał całkowicie nowe miasto.
Prosty przykład - deptak na Chmielnej, znany i oblegany. Wystarzy odpowiednio kluczyć między bramami, zaułkami a zobaczymy dawny luksusowy pasaż handlowy z lat 30, pełniący dziś funkcję korytarza.
Podwórka zaskakują prawdziwymi pałacykami z bramą i podjazdem a miedzy socrealistycznymi blokami w okolicach Świętokrzyskiej ukryta jest ogromna funkcjonalistyczna kamienica.
Zwiedziliśmy Muranów, który był w granicach Getta. Zaraz po wojnie nie odgruzowano ruin, nie wydobyto ciał tylko na zrównanych gruzach postawiono nowe osiedle. To dlatego Muranów stoi na kilkumetrowm podwyższeniu. Po drodze mijaliśmy miejsca pamięci, Pomnik bohaterów Getta a na koniec Umschlagplatz - miejsce skąd wywożono Zydów do obozów zagłady. Nawet nie potrafię sobie wyobrażić co to zaciszne dziś miejsce widziało... Dla tylu ludzi z resztkami cywilizacji jeśli można mówić tak o Getcie...
Po raz piewrszy w życiu odwiedziłem prawosławny cmentarz na Woli i zwiedziłem Praską Cerkiew Św. Marii Magdaleny a nawet uczestniczyłem we fragmencie prawosławnego nabożeństwa wieczornego. Mimo usilnych prób naśladanowania ruchów Szlomy nie udało mi się wtopić w otoczenie. Prawosławni żegnają się w odwrotną stronę, charakterystycznie i bez wcześniejszego przygotowania, ćwiczęń nie da się odtworzyć tego ruchu.
Na naszej mapie nie zabrakło Muzeum Motoryzacji. Szloma po rzuceniu okiem na eksponaty kulturalnie usiadł na końcu szlaku a ja z Piotrkiem podziwialiśmy każde auto. Mało kto wie, że za bramą kamienicy przy Filtrowej 62, w podziemnym garaży upakowano absolutnie unikatową kolekcję aut. Prototypy polskich samochodów, które nigdy nie weszły do produkcji ocalonego przez grupkę zapaleńców przed Koreańcami z Daewoo... kórzy chcieli je pociąć na złom gdy przejęli FSO.
Czy widzieliście taką Syrenkę???
Prototyp pochodzi z połowy lat 60. a zgodziliśmy się z Piotrulem, że przy niewielkim faceliftingu mógłby spokojnie uchodzić za nowoczesne auto 10 czy nawet 20 lat później. Tylko 20 lat później w roku 1983 nasi konstruktorzy mieli jeszcze śmielsze wizje. Auto jednobryłowe!!! Na rok przed premierą Renault Espace - pierwszego tzn. Vana, który wprowadził takie rozpalnowanie karoserii, 10 lat przed Twingo i wreszcie 20 przed pierwszymi prawdziwymi autami zmierzającymi do jednej bryły. Zróccie uwagę na linię okien - czy nie przypomina tej z ostatnich generacji kompaktów. Dokładnie tak jak w najnowszych autach "wdziera" się w przestrzeń maski
Wszystkich przygód, spacerów miejsc nie jestem w stanie opisać. Wykorzystlaiśmy każdą chwilę a w dobrym Towarzystwie nawet czas wylegiwania się po tłustej kolacyjce staje się chwilą piękną... Ważne z KIM.
Dziękuję...
czwartek, 24 czerwca 2010
Koncert Życzeń
Serdeczne życzenia powrotu dni pełnych promiennego uśmiechu składa Przekupek, do życzeń nie przyłączają się żona, dzieci i wnuki
A teraz specjalnie dla wszystkich królewn i wielkich dam żaśpiewa Anna Jantar
A teraz specjalnie dla wszystkich królewn i wielkich dam żaśpiewa Anna Jantar
poniedziałek, 21 czerwca 2010
Lato z Radiem 1
Nie potrafię, nie! Nie wyobrażam sobie życia bez tych piosenek, wiem, że teraz Marina, Doda, Feel... ehhh. Czasem cieszę się, że współczesną polską muzykę poznaję wyłącznie od niszowej strony.
Były i są piosenki stare, sentymentalne ale to właśnie ta patyna lat daję im magię i patynę. Piosenki puszczane już może tylko w Lecie z Radiem, po słynnej Polce... a także w moim ipodzie i na moim blogu.
Z nadejściem wakacji na bloga wkraczają dinozaury.
Skaldowie i Łucja Prus, wideo niespotykane
Były i są piosenki stare, sentymentalne ale to właśnie ta patyna lat daję im magię i patynę. Piosenki puszczane już może tylko w Lecie z Radiem, po słynnej Polce... a także w moim ipodzie i na moim blogu.
Z nadejściem wakacji na bloga wkraczają dinozaury.
Skaldowie i Łucja Prus, wideo niespotykane
niedziela, 20 czerwca 2010
Dialogi egzystencjalne
- Więc jesteś gejem. Wiesz, ja mam dość chłopaków, nie czuję się przy nich swobodnie, denerwują mnie, Ty jesteś inny ale może właśnie dlatego? Może powinnam zacząć spotykać się z dziewczynami, może ja wolę dziewczyny tylko nigdy poważnie się nad tym nie zastanowiłam?
- Mnie też denerwują, też nie mogę czuć się swobodnie, może z małymi wyjątkami... Więc nie jestem?
...
I jeszcze na deser mój the best skeczy Monty Pythona, wersja angielska niestety -z filmu "Sens Życia" 1983r.
- Mnie też denerwują, też nie mogę czuć się swobodnie, może z małymi wyjątkami... Więc nie jestem?
...
I jeszcze na deser mój the best skeczy Monty Pythona, wersja angielska niestety -z filmu "Sens Życia" 1983r.
Monty Python i zabawa w pytania
Jakieś dwa tygodnie temu pewna sytuacja przypomniała mi genialny skecz Monty Pythona, fragment filmu długometrażowego grupy "Monty Python i Święty Gral" z 1975 roku. Właśnie taki humor kocham kocham... Szkoda, że kiedy życie zaczyna przypominać filmy śmiech przychodzi opóźnieniem.
czwartek, 17 czerwca 2010
środa, 16 czerwca 2010
Noworomantyczny wyciskacz łez
To jedna z moich ulubionych piosenek. Osiem lat temu nagrali materiał na album, niestey nikt nie wydał a moda na lata 80.pojawiła się znacznie później i bardziej jako cytowanie przeszłości niż całkowite poddanie się temu klimatowi. Nie wiem czy jest piosenka lat 80, która byłaby tak bardzo przesiąknięta tą stylistyką jak nagrany w 2002 roku "Spokój". Utwór zawiera wszystkie kochane przeze mnie elemnty od syntezatorów po 150% elektropopowego cukru w cukrze.
sobota, 12 czerwca 2010
Jesteś Niewiinym, Podróżnikiem a może Męczennikiem?
Gdy myśle o dojrzewaniu, dojrzałości, starzeniu, etapie życia na jakim jestem ja czy ludzie z mojego otoczenia bardzo często odwołuje się do świetnego artykułu Zuzanny Celmer "Życiowe Podróże". Autorka podzieliła życie na kilka etapów, w których wcielamy się w postaci - od Niewinnego do Mistrza. Każdy z nich kończy wydarzenie, ciąg wydażeń, który zmienia obraz świata. Przejscie w inną postać nie jest gwarantowane, związane z wiekiem, można przez całe życie pozostać na pierwszym etapie, zatrzymać się na którymś. Wiem, że to uproszczenie ale bardzo często w zachowaniu własnym, innych ludzi można odczytać zespół cech przypisanych jednej z wymienionych ról.
Jesli masz 15 minut - gorąco polecam:
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=195
Jesli masz 15 minut - gorąco polecam:
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=195
piątek, 11 czerwca 2010
Taaaki fryz
Po pół roku noszenia "szczurzego labiryntu" w stylu Roberta Pattinsona postanowiłem zrobić coś z włosami! Długie włosy mają niepoatrzalny urok, zapominasz o fryzjerze, jednego dnia możesz schować się w grzywce sięgającej brwi, by następnego polerować postawioną czupryną podsufitki w aucie czy góne częsci framug.
Wszystko ladnie pięknie ale o takie długie włosy, w szczególności tłuste i cienkie jak moje trzeba dbać... jak o zwierzątko.
Już jakiś rok temu wszelakie irokezy czy dłuższe z tyłu kosmyki zaczęła wypierać pieczarka. Ta sama pieczarka co na przełomie lat 80. i 90. - włosy wokół głowy są ścięte bardzo króko a dłuższa góa przypomina rzeczony grzyb i nawet grzybkiem bywa nazywana...
Na mojej skromnej głowie także pojawi się grzybek. Wersja finalna będzie dopiero za trzy miesiące (tyle czasu potrzeba włosom, które mają być najdłuższe na podrośnięcie) ale już teraz nieśmiało przedstawiam zdjęcie... Trochę szkoda, że tylko włosy będą takie... choć dziś jadąc metrem pomyślałem, że gdybym przed urodzeniem mógł wybrać czy chcę być zabójczo piękny czy olśniewająco inteligentny oddałbym bez wahania parę centymetrów wzrotstu na rzecz kilku szarych komórek :)
Wszystko ladnie pięknie ale o takie długie włosy, w szczególności tłuste i cienkie jak moje trzeba dbać... jak o zwierzątko.
Już jakiś rok temu wszelakie irokezy czy dłuższe z tyłu kosmyki zaczęła wypierać pieczarka. Ta sama pieczarka co na przełomie lat 80. i 90. - włosy wokół głowy są ścięte bardzo króko a dłuższa góa przypomina rzeczony grzyb i nawet grzybkiem bywa nazywana...
Na mojej skromnej głowie także pojawi się grzybek. Wersja finalna będzie dopiero za trzy miesiące (tyle czasu potrzeba włosom, które mają być najdłuższe na podrośnięcie) ale już teraz nieśmiało przedstawiam zdjęcie... Trochę szkoda, że tylko włosy będą takie... choć dziś jadąc metrem pomyślałem, że gdybym przed urodzeniem mógł wybrać czy chcę być zabójczo piękny czy olśniewająco inteligentny oddałbym bez wahania parę centymetrów wzrotstu na rzecz kilku szarych komórek :)
czwartek, 3 czerwca 2010
Sielankowo 2
Wsród czarnych płyt natrafiłem kiedyś na album Budki Suflera z 1980r. "Ona przyszła prosto z chmur". W płytce ścierają się dwa style. Z jednej strony słcyhać już syntezatory i wpływy wczesnego New Romantic, z drugiej stylistyka pozostaje wciąż w latach 70. z charakterystyczną melodyjnością, maksymalizmem w instrumentarium i smyczkami. Muzycznie płycie bardzo blisko do najnowszych dokonań Royksopp. Dziś tytułowa piosenka.
niedziela, 30 maja 2010
sobota, 29 maja 2010
Grunt to znajomości
Dziś Przekupek spędził dzień pracowicie, w szklanych ścianach biurowca. Zajmował się tzw. kwasami albo inaczej uroczą korespondencją i zgłoszeniami, o których nie śniło się filozofom , za to nasi kochani klienci potrafili te cuda przelać na papier i wysłać do siedziby głownej - bo to sprawa wielkiej wagi!
Była też A., koleżanka z identycznym, absurdalnym poczuciem humoru. Oto fragment jednego z listów:
"Uprzejmie proszę o przeniesienie numeru do Chopina. Już dwa razy Chopin wysłał Wam dokumenty ale nic nie wiem.".
Przeczytałem list na głos A. , jedno porozumiewawcze spojrzenie i A. wpadła w śmiechawkę - zadzwoń, spytaj Pani phiphiphi.
Chopin wysłał dokumenty???.... myślę... Dawno temu za górami i lasami gdy zajmowałem się obsługą awarii telefonów miałem klientkę, która skarżyła się, że po podniesieniu słuchawki "jakaś baba do niej gada" i nie może dzownić. Baba babą, tamta Pani miała zwykłe przesłuchy na linii ale tu nie "baba" tylko od razu sam Chopin. Pomogło google - okazało się, że rzeczywiście w Wejcherowie jest operator telekom TTK Chopin (http://www.tkchopin.pl/). Co więcej wszystko jest już załatwione. Mimo wszystko postanowiłem zadzwonić, a wcześniej ubłagałem A. żeby w trakcie mojej rozmowy nie wpadała w śmiech bo momentalnie się zarażam i wyjdzie, że naśmiewam się z biednej autorki listu. Dzwonię:
Ja: Witam serdecznie, ...dotarł do nas Pani list, czy możemy go teraz wyjaśnić?
Pani (przemiła staruszka): Ależ oczywiście ale ja już wszystko wiem.
J: Rozumiem, że po wysłaniu listu dowiedziała się Pani na jakich zasadach i kiedy przeniesiemy numer do Chopina? ( w tym momencie A .złamała obietnicę i zakryła twarz reką, żeby nie było słychać jej śmiechu, ja na wszelki wypadek odwróciłem się do niej tyłem)
Pani: Tak, tak, przerzucą mnie 7 czerca, Chopin już do mnie dzwonił w tej sprawie.
...
z trudem udało mi się pożegnać :). "Chopin do mnie dzownił", że przerzucą, ciekawe gdzie... no i z kim Chopin chce Panią "przerzucić", wyraźnie użyła liczby mnogiej?, A. mówi, że pewno chodziło o Czajkowskiego albo Mozarta...
Była też A., koleżanka z identycznym, absurdalnym poczuciem humoru. Oto fragment jednego z listów:
"Uprzejmie proszę o przeniesienie numeru do Chopina. Już dwa razy Chopin wysłał Wam dokumenty ale nic nie wiem.".
Przeczytałem list na głos A. , jedno porozumiewawcze spojrzenie i A. wpadła w śmiechawkę - zadzwoń, spytaj Pani phiphiphi.
Chopin wysłał dokumenty???.... myślę... Dawno temu za górami i lasami gdy zajmowałem się obsługą awarii telefonów miałem klientkę, która skarżyła się, że po podniesieniu słuchawki "jakaś baba do niej gada" i nie może dzownić. Baba babą, tamta Pani miała zwykłe przesłuchy na linii ale tu nie "baba" tylko od razu sam Chopin. Pomogło google - okazało się, że rzeczywiście w Wejcherowie jest operator telekom TTK Chopin (http://www.tkchopin.pl/). Co więcej wszystko jest już załatwione. Mimo wszystko postanowiłem zadzwonić, a wcześniej ubłagałem A. żeby w trakcie mojej rozmowy nie wpadała w śmiech bo momentalnie się zarażam i wyjdzie, że naśmiewam się z biednej autorki listu. Dzwonię:
Ja: Witam serdecznie, ...dotarł do nas Pani list, czy możemy go teraz wyjaśnić?
Pani (przemiła staruszka): Ależ oczywiście ale ja już wszystko wiem.
J: Rozumiem, że po wysłaniu listu dowiedziała się Pani na jakich zasadach i kiedy przeniesiemy numer do Chopina? ( w tym momencie A .złamała obietnicę i zakryła twarz reką, żeby nie było słychać jej śmiechu, ja na wszelki wypadek odwróciłem się do niej tyłem)
Pani: Tak, tak, przerzucą mnie 7 czerca, Chopin już do mnie dzwonił w tej sprawie.
...
z trudem udało mi się pożegnać :). "Chopin do mnie dzownił", że przerzucą, ciekawe gdzie... no i z kim Chopin chce Panią "przerzucić", wyraźnie użyła liczby mnogiej?, A. mówi, że pewno chodziło o Czajkowskiego albo Mozarta...
czwartek, 27 maja 2010
Emilie Autumn
Na albumie "Opheliac" znalazłem sporo nowych dzwięków, klimatów. Nie są jeszcze moje ale właśnie takie odkrywanie jest jedną z najfajniejszych rzeczy w słuchaniu muzyki. Był momenty gdy musiałem wyłączyć odtwarzacz, puścić coś lżejszego na odtrutkę, z drugiej strony w kilku miejscach miałem ochotę odsłuchać piosenki jeszcze raz zachwycony dziwnym pięknem. Trochę trudno mi pisać o takiej muzyce... trudno nawet powiedzieć jakiej. Na portalu Lastfm twórczość Emilie Autumn została otagowana jako gothic i industrial.
Gdy doszedłem od utworu nr 10 poddałem się oczarowany i uległem pokusie powtarzania. W drodze do domu słuchałem go na okrągło. Piosenka wpisuje się w styl Emilie jednak zawiera coś co określam jako elektropopowa melodyjność. Ta trochę naiwna, trochę smutna nuta sprawia, że zakochuję się w każdej piosence, w której ją znajdę. Dzięki JJ ;)
Gdy doszedłem od utworu nr 10 poddałem się oczarowany i uległem pokusie powtarzania. W drodze do domu słuchałem go na okrągło. Piosenka wpisuje się w styl Emilie jednak zawiera coś co określam jako elektropopowa melodyjność. Ta trochę naiwna, trochę smutna nuta sprawia, że zakochuję się w każdej piosence, w której ją znajdę. Dzięki JJ ;)
wtorek, 25 maja 2010
Dialogi egzystencjalne
Dziś rozmowa moich rodziców.
Tata: Nowy regał i już nie mieszczą się w nim książki, zaraz mnie żona wyśle po następny...
Mama: Ksiązki to moja miłość, gdybym wydawała na ksiązki tyle co ty na papierosy mielibyśmy w domu Bibliotekę Narodową.
T: Zeby wydawać na papieporosy tyle co ty na książki musiałbym palić haszysz.
Tata: Nowy regał i już nie mieszczą się w nim książki, zaraz mnie żona wyśle po następny...
Mama: Ksiązki to moja miłość, gdybym wydawała na ksiązki tyle co ty na papierosy mielibyśmy w domu Bibliotekę Narodową.
T: Zeby wydawać na papieporosy tyle co ty na książki musiałbym palić haszysz.
*THE END*
niedziela, 23 maja 2010
Demotywatory.Przekupek
NIE STARZEJESZ SIĘ...
jeśli do 30stki w monopolowym proszą Cię o dowodzik.
Poniżej mój, oparty na faktach AUTENTYCZNYCH, wczorajszy dialog ze sprzedawcą.
- Poproszę Caleme Zielone.
- A dowodzik jest???
- Pan chyba żartuje...?
- Ten zarost, który Pan nosi nie mówi,że jest Pan pełnoletni
wyjmuje dowód i dodaję:
- nie tylko mam DOWODZIK... niech Pan zobaczy od ilu lat ten DOWODZIK noszę...
- osiemdziesiąty trzeci, jaki młodziutki...
ja mina kota na pusytni....
- no niech się Pan uśmiechnie!
...
Wczoraj gdy na wieczornej parapetówce u znajomej opowiedziałem koleżance historię dodała swoją:
"Wiesz .... , opowiem Ci komplement odnosnie wieku, który zapamiętałam na całe życie. W gorszym okresie zwierzyłam się koledze, że uważam, że nic ciekawego już mnie w życiu nie czeka. Bo ja gruba, bo jestem stara dupa. Na to on - stara dupa??? Pokaże ci stare dupy. Wziął mnie do autobusu i zawiózł na pewien plac, określany przez tutejszych jako pigalak. Tam kobiety w wieku mojej matki, tłuste jak szafa gdańska, makijaż egipski, włosy Villas. Mój kolega tylko powiedział:. To są stare dupy!"
To tyle w kwestii fizycznego posuwania się w wieku.
Jeszcze uzupełnie dzienniczek biegowy o dzisiejszy trening.Biegałem po Parku Skaryszewskim. Tamtejsza ścieżka chroni przed słońcem i jest na tyle urozmaicona, że nawet po kilku kilometrach nie nudzi:
dystans: 12,53 km
kcal: 1140
wcześniejsze biegi, jakich nie wpisałem na blogu (poprzedni tydzień)
8,37 km oraz 5,05 km.
W tym roku przebiegłem już 143 kilometry.
Marina and The Diamonds - Hollywood
W sierpniu ubiegłego roku podczas poszukiwań nowych dzwięków do empetrójki wpadłem na jej EP - "Obsessions/Mowgli’s Road’. Singiel urzekł mnie połączeniem klimatu elektro, senstymentalnego refrenu i bardzo oryginalnego wokalu. Niestety nie było jeszcze albumu i Mowgli’s Road wkleiłem do folderu z singami indie (razem z choćby Pony Pony Run Run - ciągle czekam na jakiś większy materiał). Jakiś czas temu jedna z piosenek na brytyjskiej liście przebojów wydałą mi się znajoma... Tak. tak Marina nie tylko wyszła poza kręgi niszowych produkcji ale nagrała album i szybko trafiła do czołówki.
Dziś akustyczna wersja piosenki "Hollywood".
Dziś akustyczna wersja piosenki "Hollywood".
piątek, 21 maja 2010
Woda w Stolicy
Po krótkiej przerwie gdy tylko pogoda na to pozowliła wróciłem do ulubionego środka lokomocji - roweru. Już od wczoraj całe miasto żyje podszącym się poziomem wody na Wiśle. W drodze powrotnej z pracy pojechałme moją ulubioną ścieżką przy rzece. Z ciekawości.
Okazało się,że mój plan nie był zbyt oryginalny i każdy skrawek nad ziemią wypełniały tłumy gapiów.. i dziennikarze tvn 24. Były pary na kocach, wpatrujące się w dziki nutr między całusami - Także pary panów, rekompensujące sobie brak całusów kłującymi w oczy metkami najnowszych szmatek (no bo przyjść nad Wisłę jest w ten weekend trendy? ), rodziny z wózkami, emeryci. I Przekupek był.
Usiadłem na chwilę na murku nad samą wodą. Patrzyłem na pianę,przepływające śmieci, konary dzrzew. Nagle uświadomiłem sobie, że ta woda niesie też ludzkie nieszczęscie. Ta sama woda gdzieś wcześniej pozbawiła ludzi domów, wylała na pola. W wodzie jest tyle łez... Gdy to sobie uświadomiłem nie mogłem pozostać na tym swoistym pikniku ani chwili dłużej.
Poziom Wisły w Warszawie rośnie cały czas o czym dobitnie przekonałem się dziś rano. W porannym roztargnieniu nie pomyślałem nad jakąs alternatywną trasą i jak zawsze wybrałem się do pracy Szlakiem Wiślanym. Jadę tak ścieżką razem z innymi w przyciemnianych okularach, trochę zaspany i przed kawą. W pewnym momencie widzę na trasię grupkę stojących rowerzystów. Zablokowali mi przejazd więc dzwonię żeby się posunęli. Na to tamci z szeroim uśmiechcem wskazują mi ręką dalszą część drogi - "Prosimy uprzejmie, Pan jedzie pierwszy". Ja po hamulcach i dopiero po zdjęciu okularów spostrzegłem jak wygląda dalsza część mojej ścieżki... poniżej
Okazało się,że mój plan nie był zbyt oryginalny i każdy skrawek nad ziemią wypełniały tłumy gapiów.. i dziennikarze tvn 24. Były pary na kocach, wpatrujące się w dziki nutr między całusami - Także pary panów, rekompensujące sobie brak całusów kłującymi w oczy metkami najnowszych szmatek (no bo przyjść nad Wisłę jest w ten weekend trendy? ), rodziny z wózkami, emeryci. I Przekupek był.
Usiadłem na chwilę na murku nad samą wodą. Patrzyłem na pianę,przepływające śmieci, konary dzrzew. Nagle uświadomiłem sobie, że ta woda niesie też ludzkie nieszczęscie. Ta sama woda gdzieś wcześniej pozbawiła ludzi domów, wylała na pola. W wodzie jest tyle łez... Gdy to sobie uświadomiłem nie mogłem pozostać na tym swoistym pikniku ani chwili dłużej.
Poziom Wisły w Warszawie rośnie cały czas o czym dobitnie przekonałem się dziś rano. W porannym roztargnieniu nie pomyślałem nad jakąs alternatywną trasą i jak zawsze wybrałem się do pracy Szlakiem Wiślanym. Jadę tak ścieżką razem z innymi w przyciemnianych okularach, trochę zaspany i przed kawą. W pewnym momencie widzę na trasię grupkę stojących rowerzystów. Zablokowali mi przejazd więc dzwonię żeby się posunęli. Na to tamci z szeroim uśmiechcem wskazują mi ręką dalszą część drogi - "Prosimy uprzejmie, Pan jedzie pierwszy". Ja po hamulcach i dopiero po zdjęciu okularów spostrzegłem jak wygląda dalsza część mojej ścieżki... poniżej
Subskrybuj:
Posty (Atom)